Fed daje szanse bykom

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

przasnyski.roman.02.150x225Lipcowa niespodziewana wolta Bena Bernanke, w sprawie terminu rozpoczęcia ograniczania skupu obligacji i reakcja rynków na nią, pokazuje, jak łatwo może nimi sterować i być może daje przedsmak tego, jak Fed będzie działał w najbliższym czasie. Byki mogą na razie raczej spać spokojnie. Przynajmniej te amerykańskie.

Dla uczestników rynku oczekiwanie na publikację protokołu z czerwcowego posiedzenia Komitetu Otwartego Rynku, organu Fed, podejmującego decyzje w sprawie polityki pieniężnej, było wyjątkowo emocjonujące. Miało ono dać kolejne wskazówki w kwestii najbliższych posunięć rezerwy federalnej. Z niedawnych deklaracji Bena Bernanke, decyzji w sprawie rozpoczęcia ograniczania programu skupowania obligacji można się było spodziewać już na wrześniowym posiedzeniu. Ta sugestia mocno wstrząsnęła przede wszystkim rynkami surowców, parkietami emerging markets oraz umocniła dolara. Reakcja Wall Street nie była aż tak nerwowa i ograniczyła się do czterech spadkowych sesji, w trakcie których S&P500 stracił łącznie niecałe 5 proc. Wkrótce indeks rozpoczął kontynuację ruchu w górę, który nie tyko zniwelował z naddatkiem całą spadkową korektę, trwającą od drugiej dekady maja, ale doprowadził 11 lipca, już dzień po kolejnej wypowiedzi Bena Bernanke, do ustanowienia nowego rekordu wszech czasów.

Zmiana retoryki, jakiej dokonał szef Fed w ciągu niespełna miesiąca, każe zastanowić się, co go mogło do tego skłonić. W tym czasie nie doszło do żadnych przełomowych wydarzeń ani nie pojawiały się żadne istotne informacje, świadczące o zmianach sytuacji lub perspektyw amerykańskiej gospodarki. Nieco rozczarowujące okazało się sięgające 1,8 proc. tempo wzrostu PKB w pierwszym kwartale. Spodziewano się, że wyniesie 2,4 proc., ale postęp był i tak wyraźny, jeśli przypomnieć, że w czwartym kwartale ubiegłego roku zwyżka wyniosła zaledwie 0,4 proc. Najnowsze dane z rynku pracy przyniosły utrzymanie stopy bezrobocia w czerwcu na niezmienionym poziomie 7,6 proc. ale jednocześnie znaczny, sięgający 195 tys., przyrost miejsc pracy i to drugi miesiąc z rzędu (po korekcie w górę majowych danych). Giełda szybko się otrząsnęła, a spadające ceny surowców nie należą do problemów, które najbardziej martwią Bena Bernanke. Szef Fed zabrał głos dwie godziny po publikacji protokołu w czerwcowego posiedzenia Komitetu Otwartego Rynku, z której inwestorzy dowiedzieli się, że gremium to podzielone jest po połowie na zwolenników i przeciwników rozpoczęcia ograniczania ilościowego luzowania polityki pieniężnej jeszcze w tym roku. To pewna nowość, bowiem do niedawna większość stanowili gołębio nastawienie członkowie Fed.

Rynki miały więc prawo znów się wystraszyć, gdyż prawdopodobieństwo przykręcania kurka z dolarami już we wrześniu stało się bardzo duże. Co prawda indeksy na Wall Street nie runęły w dół, ale Ben Bernenke i tak pospieszył bykom z odsieczą. Zadanie okazało się dość łatwe. Choć nie powiedział nic nowego, powtarzając, że polityka pieniężna będzie wysoce „akomodatywna”, czyli zależna od sytuacji na rynku pracy i inflacji oraz kondycji gospodarki, wystarczyło to, by dzień później mocno w górę poszły notowania surowców i indeksów na większości giełd, a na Wall Street pojawiły się nowe rekordy.

Tempo wzrostu amerykańskiej gospodarki i stopa bezrobocia ( w proc.)
130716.usa.pkb.bezrobocie.lipiec2013.01.569x267
Źródło: Bureau of Economic Analysis.

Biorąc pod uwagę złożoność sytuacji wewnętrznej Stanów Zjednoczonych, jak i w skali globalnej, można mieć pewność, że sekwencja działań i wypowiedzi Bena Bernanke nie jest przypadkowa i że miały one spełnić konkretne zadania. Tylko pozornie robią wrażenie nieskoordynowanej komunikacji z rynkami. Z jednej strony, miały ugruntować świadomość, że ograniczanie skupu obligacji z pewnością rozpocznie się w nieodległej przyszłości. Taki był cel pierwszej wypowiedzi, sprzed kilku tygodni. Najnowsza, zdecydowanie łagodząca ton i wprowadzająca niepewność, czy nastąpi to już we wrześniu, jak zaczęto niemal powszechnie oczekiwać, miała za zadanie zademonstrowanie, że Fed jest zdeterminowany tak prowadzić operację wycofywania się z luzowania ilościowego, by reagować na to, co dzieje się w gospodarce i uwzględniać sytuację na rynkach finansowych. Zmniejszeniu skali skupu obligacji, nawet we wrześniu, nie oznacza, że proces ten będzie nieodwracalny. Wręcz przeciwnie, można się spodziewać, że w ciągu kilkunastu miesięcy jego trwania, będziemy mieć okazję obserwować raczej okresy wahań natężenia, niż systematyczny, liniowy spadek środków, przeznaczanych na skupowanie papierów dłużnych.

Tyle tylko, że to wszystko już dawno wiadomo. Od dawna powszechne jest przekonanie, że Fed przystąpi do wycofywania się z luźnej polityki pieniężnej, gdy tylko pojawią się odpowiednie do tego przesłanki. Nikt też nie spodziewa się, że rezerwa federalna zrobi cokolwiek, co mogłoby zachwiać rynkami finansowymi. Skoro tak, to należy traktować obecne wypowiedzi jako test zarówno dla Fed, jak i dla rynków, przed zasadniczą rozgrywką. Bo choć ogólny jej scenariusz jest znany, to diabeł może tkwić w szczegółach. Takiej operacji na żywych organizmach przeprowadzono w historii niewiele i nie wszystkie przebiegały bezboleśnie. Ryzyko jest więc zbyt duże, by podejmować je bez prób i przygotowania.

Jak widać, byki chętnie korzystają z każdej okazji, by podciągnąć indeksy w górę. Z tego wynika, że możemy spodziewać się dalszej gry inwestorów na czas, a więc utrzymania się na Wall Street dobrych nastrojów, przynajmniej do czasu, gdy rezerwa federalna rzeczywiście naciśnie na hamulec, czyli prawdopodobnie do jesieni. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że ryzyko przyłączania się do tej gry jest spore. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy na rynkach przeważy optymizm, wynikający z perspektywy poprawiającej się sytuacji w globalnej gospodarce, czy obawy, związane z zacieśnianiem polityki pieniężnej.

Roman Przasnyski
Open Finance