ESG, gorzka pigułka?
Taksonomia. Pojęcie to robi obecnie karierę w Europie. Polska jest na etapie
jego przyswajania. Pierwsze grupy dużych przedsiębiorstw, banków i firm sektora usług finansowych już wiedzą, jak je rozumieć.
Natomiast stan świadomości mniejszych przedsiębiorców odzwierciedlają popularne media: zagadnienie taksonomii pojawia się tu raczej nieczęsto, jak też nie przemawia do serc i umysłów.
Takie przynajmniej wyniki badań społecznej świadomości publikowano w ubiegłych miesiącach. Por. np. https://www.pwc.pl/pl/publikacje/esg-miecz-damoklesa-czy-szansa-na-strategiczna-zmiane.html
Wyjaśnijmy może w kilku słowach, co to jest? Po polsku lepiej brzmi jako „systematyka”. W wielu językach częściej używa się łatwiejszego słowa „klasyfikacja”.
Właśnie, systematyka jest to dziedzina wiedzy, zajmująca się klasyfikowaniem przedmiotów lub pojęć.
Czego zaś dotyczy taksonomia ESG? Environmental, Social and corporate Governance – po polsku: E – Środowisko, S – Społeczeństwo i G – Ład korporacyjny.
Chodzi zatem w taksonomii o nic innego, jak o prawidłowe klasyfikowanie pojęć służących opisaniu tych obszarów. Język ma być użyty do kompleksowego opisywania niefinansowych aspektów aktywności przedsiębiorstw, czyli służyć będą sprawozdawczości „zrównoważonego rozwoju”.
Sprawozdawczość w kategoriach ESG określono parę lat temu, jako panaceum na nieposłuszne względom środowiskowym i społecznym przedsiębiorstwa, które de facto szkodzą życiu na naszej planecie, czyli jej mieszkańcom.
Bezsporny jest udział ludzkiej cywilizacji w globalnym ociepleniu. Pesymiści twierdzą, że już za kilka pokoleń wymrze większość gatunków na Ziemi, w tym ludzie.
Optymiści zaś uważają, że nastąpi to nieco później… Czy to dobra alternatywa?