Ekonomiczne Sygnały, 08.12.2014
W piątek najważniejsze dla rynku były dane z rynku pracy w Stanach Zjednoczonych, które okazały się bardzo dobre (patrz niżej). To sprawiło, że umocnił się dolar i spadły ceny obligacji - również w Polsce. Widać, że temat umacniającej się amerykańskiej gospodarki może niwelować wpływ nadchodzącego skupu obligacji przez EBC, tym bardziej, że skup ten w dużej mierze jest w cenach papierów skarbowych.
Powrót hossy na rynku obligacji wydaje się możliwy dopiero w razie sygnałów o istotnym osłabieniu polskiej gospodarki i wznowieniu cyklu obniżek stóp procentowych. Co ciekawe, dane z USA nie ruszyły kursem euro do złotego. Kiedyś dobre dane z USA wywoływały przecenę polskiej waluty w stosunku do europejskiej ze względu na generalny odwrót kapitału z rynków wschodzących. Tu prawdopodobnie widać bardziej wpływ EBC.
Podsumowanie: Dane z USA umocniły dolara i przeceniły obligacje, ale złoty do euro jest stabilny.
Wyjątkowo dobre dane z rynku pracy w Stanach Zjednoczonych wzbudziły spekulacje, że Fed może zacząć podnosić stopy procentowe w najbliższych miesiącach. Nie wydaje się to bardzo prawdopodobne, choć szanse takiego scenariusza wzrosły. W listopadzie w Stanach powstało 321 tys. nowych miejsc pracy, wobec oczekiwanych 230 tys. Jest to najlepszy wynik od stycznia 2012r. Skalę poprawy najlepiej widać po średniej sześciomiesięcznej – wynosi ona 258 tys., jest wyraźnie wyższa niż w ostatnich latach i sięga poziomu ze złotych lat 90. Widać, że na rynku pracy coś zaskoczyło. Coraz więcej osób uważa, że Fed zacznie podnosić stopy procentowe już w marcu. Ja myślę, że stanie się to później. Z dwóch powodów. Po pierwsze, wzrost płac jest niski, a stopa bezrobocia musi spaść jeszcze o 0,5-1 pkt by coś w płacach drgnęło. Listopad przyniósł poprawę dynamiki płac, ale za wcześnie by mówić o nowym trendzie. Po drugie, Fed jest bardziej gotów zaakceptować ryzyko wyższej inflacji niż ryzyko przedwczesnych podwyżek stóp. Dylemat był czy 2015 czy 2016 i piątkowe dane przemawiają za tą pierwszą opcją. Ale nie za marcem.
Podsumowanie: Na rynku pracy USA coś ewidentnie drgnęło.
Bundesbank dość wyraźnie obniżył prognozę wzrostu Niemiec na 2015 i 2016 r., dostosowując się do poglądu, że Europa i Niemcy są w fazie sekularnej stagnacji. Wydaje się jednak, że prognozy Bundesbanku są nieco zbyt niskie. PKB w 2015 r. ma wzrosnąć o 1 proc., a w 2016 r. o 1,6 proc., czyli odpowiednio o 1 i 0,2 pkt proc. mniej od czerwcowej prognozy (są to dane nie oczyszczone z efektu dni roboczych). Główną przyczyną rewizji prognozy są mniej korzystne warunki zewnętrzne, które przekładają się na niższą dynamikę eksportu, przez to na niższą dynamikę inwestycji i w końcu na niższą dynamikę konsumpcji. Warto jednak dostrzec, że są czynniki pozytywnie oddziałujące na wzrostu, których Bundesbank nie uwzględnił w swojej prognozie. Po pierwsze, jest to słabszy kurs walutowy. Bank zakłada, że kurs euro do dolara utrzyma się na poziomie 1,25, tymczasem różnica między polityką pieniężną w USA i strefie euro może potencjalnie zepchnąć ten kurs niżej. Po drugie, niższe ceny ropy mogą dodać ok. 0,2 pkt proc. do wzrostu PKB dzięki wyższej dynamice realnej płac. Do tego dodałbym jeszcze mniejszą skalę konsolidacji fiskalnej w niektórych krajach strefy oraz bardziej aktywną politykę pieniężną. Cudów nie będzie i wzrost nie będzie silny – ale widzę szansę, że ten mizerny jeden procent okaże się zbyt konserwatywną prognozą.
Podsumowanie: Niemiecka gospodarka rośnie wolniej od oczekiwań z lata, choć teraz prognozy mogą być lekko za niskie.
Ignacy Morawski,
Główny Ekonomista,
BIZ Bank