Ekonomiczne Halloween: ostatni rok najstraszniejszy od 2008
Coraz popularniejsze w Polsce Halloween to dzień, w którym zakładamy maski i przebieramy się zaróżne przerażające postacie. Prawdopodobna geneza tego święta to dawne zwyczaje, w których takie działanie miało odstraszać złe duchy. Jest jednak Halloween świetną okazją do zastanowienia się nad tym, co w ostatnim czasie straszyło nas najbardziej i czego najbardziej sięobawiamy. A tu na pierwszy plan wysuwają się ekonomiczne strachy: inflacja, utrzymanie wysokiego poziomu życia, bezrobocie czy ceny gazu i prądu. To one straszą nas dziś bardziej niż najlepsze przebrania czy horrory.
Obawy o ceny gazu i prądu
Od czasu wybuchu wojny w Ukrainie największa obawa Polaków i Europejczyków dotyczy nośników energii, przede wszystkim gazu ziemnego i prądu. Ten strach objawia się na dwóch płaszczyznach: pierwszą jest obawa o ich ceny i czy przeciętną rodzinę będzie stać na płacenie kilkukrotnie wyższych rachunków za prąd czy ogrzewanie. Drugą jest obawa, czy w ogóle będą one dostępne i czy będziemy mogli zimą ogrzać swoje domy i mieszkania. Strach ten jest dla obecnych pokoleń czymś nowym, ponieważ z takimi problemami w Europie, po raz ostatni mieliśmy do czynienia na przełomie lat 40 i 50-tych poprzedniego wieku.
Odpowiedzią na te strachy są działania polityków, którzy starają się w obniżyć skalę podwyżek a także zapewnić dostęp do deficytowych surowców. Tak dzieje się praktycznie w całej Europie, bezwzględu na to czy przy władzy są politycy bardziej czy mniej populistyczni. Powszechnie stosowaną metodą są dopłaty i dodatki, a także zamrożenie cen nośników energii. Jak to jednak w życiu bywa, próba opanowania jednego strachu, wywołuje inny. Takie transfery finansowe nie pozostają obojętne dla rynku i powiększą skalę inflacji.
Nawiedzająca nas inflacja
Dokonując codziennych zakupów, przypominamy sobie o kolejnym strachu: nawiedzającej nas inflacji. Wynosi ona w Polsce 17,2 proc. r/r, w Unii Europejskiej 10,9 proc., a w USA 8,4 proc. W Polsce takiego poziomu inflacji nie mieliśmy od 25 lat, a w Europie – nawet od 40 lat. To poważne obciążenie domowych budżetów, tym bardziej, że płace w Polsce rosną wolniej niż inflacja. To znaczy, że powoduje ona spadek zamożności społeczeństwa. Inflacja to jednak bardzo powszechny strach – boją się jej i biedni i bogaci. A szczególnie Ci którzy mają oszczędności i inwestycje, ponieważ obniża ona realną wartość zgromadzonych pieniędzy. Potwierdzają to różne badania, m.in. przygotowywane przez eToro cokwartalne badanie „Puls Inwestora Indywidualnego”.
Czytaj także: Ireneusz Dąbrowski z RPP: inflacja przekroczy 20 proc. w pesymistycznym scenariuszu >>>
Inflacji raz mocno rozpędzonej trudno jest się zatrzymać, dlatego główny lęk ekonomistów dziś rodzi pytanie o to, jak szybko inflacja może zacząć spadać za jakiś czas. Czy w tym samym tempie, w jakim jeszcze niedawno rosła, czy może zbicie inflacji zajmie kilka czy nawet kilkanaście lat. Odpowiedzią na inflację są podwyżki stóp procentowych. Mają pomóc w jej zwalczeniu, lecz w tak krótkim terminie, powodują znaczny wzrost kosztów kredytów: zarówno tych nowo zaciąganych jak tych które są już spłacane ze zmienną stopą oprocentowania.
Trudne miesiące na światowych giełdach
Dla wielu osób, źródłem strachu i stresu były ostatnie miesiące na światowych giełdach. W ciągu roku, amerykański indeks S&P500 spadł o ponad 17 proc. Na rynku panuje obecnie szczególnie duża zmienność, a wszyscy zastanawiają się, kiedy rynek przestanie się cofać. Jednak osiągnięcie dna będzie też początkiem nowych wzrostów, a jednocześnie, zrodzi nowe strachy: kiedy sprzedać to co udało nam się kupić na dołku. Doświadczeni inwestorzy patrzą na to wszyscy ze znacznie większym spokojnie, bo już kiedyś to wszystko widzieli m.in. w latach 2008/2009 czy w roku 2000.
Czytaj także: Bank Pekao: „miękkie lądowanie” polskiej gospodarki coraz mniej prawdopodobne >>>
Jednak strachy globalnego inwestora to nic wobec tych, które w ostatnim roku można było poczuć na giełdzie w Warszawie. WIG20 w ciągu ostatniego roku, skurczył się o ponad 37 proc. Warszawską giełdę kilkukrotnie w mijającym roku ogłaszano najgorszym pod względem wyników parkietem na świecie. A różne wydarzenia co rusz skokowo obniżały wyceny notowanych spółek.
Te ekonomiczne strachy mocno dały nam się we znaki. Minionych 12 miesięcy było ekonomicznie najstraszniejsze od 2008 roku (nie licząc krótkotrwałego okres załamania związanego z pandemią).
Jednak warto zauważyć, że przyszłość nie rysuje się aż tak źle jak wydawało nam się kilka miesięcy temu. Ceny gazu zaczęły spadać, czemu pomaga umiarkowana zima. Inflacja w Polsce zbliża się do szczytu (który wyniesie pewnie powyżej 20 proc.) ale potem niechybnie zacznie spadać, w USA już minęła szczyt. Serie podwyżek stóp procentowych najprawdopodobniej zakończą się najpóźniej na początku przyszłego roku. A inwestorzy giełdowi pozostają umiarkowanie optymistyczni co do 4 kwartału oraz kolejnych miesięcy. Może się zatem okazać, że już za rok po naszych obecnych strachach pozostanie tylko wspomnienie.