Dwie porażki
Piątkowy wieczór upłynął dla miłośników sportu pod znakiem dwóch spektakularnych wydarzeń. Jerzy Janowicz walczył na Foro Italico w Rzymie o półfinał turnieju ATP z Rogerem Federerem. Słowo walczył jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu, bowiem Jerzyk w pierwszym secie do stanu 4:4 grał ze znakomitym Szwajcarem jak równy z równym, a w drugim, który rozpoczął od przełamania rywala, prowadził do stanu 5:3 i miał nawet setbola.
Pierwszy pojedynek z żywą legendą światowego tenisa potwierdził wszystkie zalety naszego tenisisty, oraz tę cechę jego tenisa, która w konfrontacji z doskonałymi-bo do tej kategorii należy zaliczyć Szwajcara – rywalami bywa bronią obosieczną.
Gra na wysokim ryzyku, przy maksymalnym pobudzeniu sprawia, że w niektórych momentach, zwłaszcza gdy rywal nie ulega presji, brakuje chłodnej głowy, odrobiny wyrachowania i niezbędnej dozy cierpliwości. Słowem decydują niewidoczne dla laików niuanse. Zupełnie jak w skomplikowanych negocjacjach biznesowych, czy politycznych.
Druga „walka” i pomimo, że rzecz dotyczy boksu cudzysłów jest w tym przypadku na miejscu, miała miejsce w Moskwie. Aleksander Powietkin na rozgrzewkę przed walką o tytuł super championa federacji WBA, postanowił bronić po raz czwarty tytułu regularnego mistrza (WBA Word) zdobytego 27 sierpnia 2011 roku po zwycięstwie nad Rusłanem Czagajewem, w potyczce z Andrzejem Wawrzykiem.
I to właściwie wszystko co można w tej sprawie powiedzieć, bowiem jedyne co łączy Wawrzyka z Kliczką, to wysoki wzrost. Oszukani mogą się czuć nie tylko ci wszyscy, którzy wykupili płatną relację telewizyjną, czy agencje sprzedające czas antenowy reklamodawcom, ale sam mistrz, który już w trzeciej rundzie znokautował Polaka.
Dwa zdarzenia, dwie dyscypliny, dwie porażki. Jakże różne w formie, treści i poincie. Janowicz zapewne jeszcze nie raz przegra, ale już dzisiaj wiadomo, że jest „skazany” na sukcesy. Wawrzyk i jemu podobni, to mistrzowie własnego podwórka jakich wielu, zbyt wielu! Nie tylko w sporcie!