Draghi musi odpierać ataki – bliski moment przesilenia.

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

rosinski.damian.02.400x376W związku z silnymi wzrostami cen na rynku surowców, perspektywa odbicia inflacji w skali globalnej jest coraz bardziej realna. Będzie to zmniejszać presję na banki centralne słabych krajów, które nie mają arsenału do walki z deflacją. Presja na M. Draghiego się zmniejszy. Tym bardziej, jeśli ponownie tracić będzie euro. Złoty wczoraj jedną z najsłabszych walut emerging markets. Groźba dalszego osłabienia.

Europejski Bank Centralny, zgodnie z prognozami, nie zmienił parametrów polityki pieniężnej. M. Draghi, choć nie powiedział nic nadzwyczaj istotnego, po raz kolejny rozruszał rynki. Zmienność kursu EUR/USD w ciągu dnia przekroczyła 100 pipsów. Choć początkowo wystrzelił w górę testując poziom 1,14, ostatecznie to dolar zyskał wobec euro. Zachowanie kursu potwierdza, w naszej ocenie, globalny ruch ponownego akumulowania amerykańskiej waluty przez kluczowych graczy.

Włoch musiał skupić się wczoraj na obronie działań kierowanej przez siebie instytucji wobec coraz odważniejszej krytyki ze strony niemieckich polityków. Podkreślił, że Bank jest instytucją niezależną. „Słuchamy prawa, a nie polityków. (…) Mamy mandat na szukanie rozwiązań prowadzących do stabilizacji cen w całej strefie euro, a nie tylko w Niemczech” – stwierdził. Dodał, że środki, jakie EBC zastosował, by pobudzić gospodarkę i podnieść inflację są skuteczne, trzeba jednak czasu, aby ich konsekwencje stały się w pełni widoczne. Odniósł się także do brytyjskiego referendum. W jego ocenie tzw. Brexit, byłby zagrożeniem dla kruchego ożywienia w strefie euro. Przynależność Wielkiej Brytanii do Unii Europejskiej jest źródłem obopólnych korzyści – rzekł. EBC oczekuje, że do referendum na rynkach utrzyma się duża zmienność, a być może również po nim.

Złoty stracił wczoraj wyraźnie na wartości, znacznie bardziej, niż waluty regionu czy odległych krajów emerging markets. Widać wyraźnie wewnętrzną słabość polskiego pieniądza. Być może wynika ona z uwzględnienia niektórych „gołębich” stwierdzeń w sprawozdaniu z posiedzenia RPP w marcu. Być może jest efektem słów premier B. Szydło w Nowym Jorku, która stwierdziła: „zapraszamy do Polski inwestorów zagranicznych, Polska jest państwem stabilnym, świetnym do inwestowania”. Czy rzeczywiście, skoro zapewniać o tym musi szefowa rządu? Wreszcie, może to być stopniowe ustawianie pozycji pod przyszłotygodniowe posiedzenie Fed. Jeśli Rezerwa Federalna zaostrzy retorykę i przybliży perspektywę podwyżki stóp, będzie to niekorzystny sygnał dla, uzależnionej w dużym stopniu od finansowania zagranicznego, Polski.

A są powody, by retorykę zaostrzyć. Liczba osób ubiegających się o zasiłek dla bezrobotnych w USA spadła w tygodniu zakończonym 16 kwietnia do najniższego poziomu od… 1973 r. (247 tys.). Spodziewano się wyniku o 20 tys. wyższego. Liczba osób kontynuujących pobieranie zasiłków była najniższa od 15 lat (2137 tys.). Raporty potwierdzają utrzymywanie się doskonałej kondycji rynku pracy w największej gospodarce świata. Są argumentem dla zwolenników podwyżki stóp procentowych w Fed. Warto jednak pamiętać, że są to dane o charakterze równoległym albo nawet opóźnionym w stosunku do koniunktury. Niewiele mówią o perspektywach. Kiedy aktywność zwolni, a firmy zaczną zwalniać pracowników, pobierających zasiłki przybędzie lawinowo. Tak było podczas, następującego po dołku dobrej koniunktury w 1973 r., kryzysu naftowego, tak w 1989 r., tak samo w roku 2000 (przed pęknięciem bańki dot.com). I nie inaczej podczas ostatniej recesji. Nawiasem mówiąc, zawsze w cyklu dobrej koniunktury jobless claims spadały poniżej 300 tys. tygodniowo. W niecałe 2 lata po szczycie pozytywnych tendencji w 1973 r. wartość ubiegających się o zasiłki skoczyła z ok. 220 tys. do 550 tys. tyg. Dlatego opisywane dane mogą jedynie cieszyć tych, którzy decydowali o polityce pieniężnej, która doprowadziła do tej, korzystnej sytuacji na rynku pracy. Jest natomiast marną przesłanką kształtowania się koniunktury w nadchodzących latach, stąd dla J. Yellen i pozostałych członków FOMC nie powinny być koronnym argumentem przy decydowaniu o zmianie stóp procentowych.

Damian Rosiński
Dom Maklerski AFS