Dolar koryguje swój rajd w oczekiwaniu na Yellen
Czwartkowy poranek przynosi pewne uspokojenie nastrojów na rynku walutowym i długu. Powyborczy rajd na dolarze zatrzymał się, po tym jak wczoraj kurs EUR/USD spadł do 1,0665 dolara i był najniżej od ponad 11 miesięcy, indeks dolarowy znalazł się najwyżej od marca 2015 roku, a notowania USD/PLN rosnąc do 4,1777 zł, wyznaczyły nowe 14-letnie maksimum. Jednocześnie wyhamowała, skorelowana z umocnieniem dolara, globalna wyprzedaż obligacji.
O godzinie 11:17 kurs EUR/USD testował poziom 1,0720 dolara, USD/JPY 109,14 jenów, a USD/PLN 4,1365 zł. We wszystkich trzech przypadkach mamy do czynienia z korektą silnego rajdu z ostatnich dni. Jednocześnie korygują też inne złotowe pary. I tak za euro trzeba było zapłacić 4,4360 zł, szwajcarski frank kosztował 4,1370 zł, a brytyjski funt 5,1615 zł.
Korekta nie omija również rynku długu. Rentowność 10-letnich obligacji USA spada do 2,201% z 2,214% w środę, Niemiec do 0,279% z0,301%, a Polski do 3,534% z wczorajszego, prawie 2,5-letniego maksimum, na poziomie 3,646%.
W czwartek uwaga inwestorów przede wszystkim będzie koncentrować się na doniesieniach z USA. Pierwszoplanowym wydarzeniem będzie wystąpienie szefowej Fed Janet Yellen na forum Połączonych Komisji Gospodarczych Kongresu. Samo wystąpienie, któremu towarzyszyć będzie seria pytań i odpowiedzi, rozpocznie się o godzinie 16:00 polskiego czasu. Jednak już o godzinie 14:00 zostanie opublikowana treść jej wystąpienia. I to właśnie oczekiwanie na słowa Yellen, przy pewnym współudziale coraz większego rynkowego wykupienia dolara i wyprzedania obligacji, jest głównym motywem do obserwowanej dziś korekty na tych rynkach.
Janet Yellen z dużym prawdopodobieństwem utwierdzi rynki finansowe w przekonaniu, że na grudniowym posiedzeniu Fed podwyższy stopy procentowe o 25 punktów bazowych, podnosząc przedział wahań dla stopy referencyjnej do poziomu 0,50-0,75%. Jednocześnie uzależni kolejne podwyżki od napływających danych makroekonomicznych z USA. I to nie powinno wstrząsnąć rynkami. Dużo ciekawsze będzie jednak to, jak szefowa Fed odniesie się do obserwowanego po wyborach w USA rajdu na dolarze i globalnej wyprzedaży obligacji. Jeżeli przedstawi to w kategoriach zagrożenia dla wzrostu gospodarczego, to będzie to mocny pretekst do korekty na obu rynkach. Tylko korekty.
Dziś ponadto należy zwrócić uwagę jeszcze na wystąpienia innych przedstawicieli Rezerwy Federalnej, protokół z ostatniego posiedzenia Europejskiego Banku Centralnego (tzw. minutki ECB), a także publikację amerykańskich danych o inflacji CPI, wnioskach o zasiłek dla bezrobotnych, rynku nieruchomości i indeksie Fed z Filadelfii (wszystkie publikacje będą mieć miejsce o godzinie 14:30).
Wydarzeniem dnia w Polsce będzie zaś przetarg obligacji. Ministerstwo Finansów zaoferuje dług o wartości 3-5 mld zł. Przetarg ten organizowany jest w trudnym okresie ogólnoświatowej wyprzedaży obligacji, gdy rentowność polskich 10-letnich papierów skarbowych podskoczyła wczoraj powyżej 3,6% i była najwyższa od czerwca 2014 roku.
Niezależnie co dziś padnie z ust szefowej Fed, w dłuższym terminie w dalszym ciągu podstawowym tematem na rynkach finansowych będzie rzeczywistość po wyborach w USA. Inwestorzy wierzą, że administracja prezydenta Donalda Trumpa zdecyduje się na stymulację fiskalną połączoną z działaniami protekcjonistycznymi, co w konsekwencji nie tylko wesprze gospodarkę, ale będzie skutkować skokiem inflacji i większymi niż dotychczas zakładano podwyżkami stóp procentowych przez Fed. Dopóki ta wiara będzie sie utrzymywać, dopóty dolar pozostanie drogi, a rentowności długu będą wysoko.
W przypadku złotego dodatkowym cieniem na jego notowaniach kładą się rozczarowujące dane z polskiej gospodarki. Najnowszą ich odsłoną będzie przyszłotygodniowa publikacja październikowego raportu nt. produkcji przemysłowej, która może zaskoczyć ujemną roczną dynamiką (konsensus to +0,8% R/R). Złotemu też nie pomaga wczorajsza decyzja Sejmu o obniżeniu wieku emerytalnego. Decyzja ta nie tylko idzie w przeciwnym kierunku niż tendencje światowe, ale przede wszystkim należy ją odczytywać jako krok wstecz w rozwoju gospodarczym. W przyszłości zapłacimy za nią zarówno wolniejszym wzrostem, jak wyższym zadłużeniem i wyższymi podatkami. Znacznie wcześniej zaś możemy zapłacić za nią cięciem ratingu Polski.
Mając powyższe na uwadze należy się liczyć z tym, że euro już do końca roku może pozostać powyżej 4,40 zł, a szwajcarski frank i amerykański dolar powyżej 4,10 zł. Przy czym w tym ostatnim przypadku, jeżeli tylko utrzymają się przewidywania co do przyszłej polityki administracji prezydenta Donalda Trumpa, to w krótkiej perspektywie zobaczymy dolara po 4,20 zł, a w perspektywie pół roku nie można wykluczać wzrostu kursu USD/PLN do 4,40 zł.
Marcin Kiepas