Deflacja
Deflacja. Słowo, które budzi ze snu wielu bankierów i inwestorów. Z groźbą deflacji, koszmaru każdej gospodarki, spotykam się niemal każdego dnia. Inflacji boją się przede wszystkim banki centralne, które walczą z nią na całym świecie, starając się zwiększyć podaż pieniądza, która ex post wywoła wzrost poziomu cen. Deflacja jest stanem, w którym dochodzi do spadku poziomu cen w gospodarce.
Co w tym złego? Co jest złego w tym, że możemy za taką samą kwotę kupić więcej towarów i usług? Na to pytanie każdy ekonomista lub bank centralny zasadniczo odpowie, że ludzie podczas deflacji ograniczają konsumpcję, ponieważ czekają na niższe ceny, a tym samym osłabiają gospodarkę. Czy przypadkiem ten argument nie jest mitem, bądź nie odpowiada rzeczywistości? Odpowiedzcie sami na następujące pytania. Czy kiedy ceny spadną, ludzie przestaną jeść? Czy jeśli rozbije się talerz, będziesz czekać rok, zanim kupisz nowy? Albo, gdy telewizja, komputery lub jakakolwiek elektronika w przyszłym roku będzie tańsza, a za dwa lata jeszcze tańsza, to będziesz czekać dziesięć lat, aż ceny przestaną się obniżać i dopiero zaczniesz kupować? Jeśli złamiesz nogę, w przypadku prywatnej służby zdrowia, to pójdziesz do lekarza za rok, gdy cena będzie niższa? Albo na Boże Narodzenie nie kupisz nikomu prezentu, dlatego, że podczas następnych świąt prezenty będą tańsze? Istnieją w ogóle towary konsumpcyjne, których nie kupicie tylko dlatego, że w przyszłym roku ich cena może być o 1 lub 2% niższa (nie wliczam w to sezonowych wyprzedaży, o których każdy wcześniej wie).
Odwrotną sytuację obserwujemy w obecnym modelu, czyli stale wzrastającej podaży pieniądza. Jest to więc błędne koło, które cały czas musi być nakręcane, bo w przeciwnym razie motor napędowy osłabnie. Potem wystarczy tylko mały problem, żeby cały system rozpadł się jak domek z kart. Ostatnim przykładem był kryzys finansowy. Zamiast samoistnego oczyszczania rynku, wkroczyły banki centralne, które wyniosły podaż pieniądza do astronomicznych wyżyn, ale szybkość obiegu pieniądza w USA nie wzrosła. Więc argument, że inflacja zmusza ludzi do wydawania większej ilości pieniędzy, w tym przypadku się nie potwierdza.
Ludzie zatem nie odkładają konsumpcji przy umiarkowanej inflacji, a nawet nie muszą więcej wydawać, gdy banki centralne próbują wywołać inflację. Nawiasem mówiąc, inflacja obecnie nie przejawia się w indeksach konsumpcyjnych, ale w inflacji ryzykownych aktywów, jakimi są akcje. Wystarczy spojrzeć na P/E niektórych przedsiębiorstw.
Dlatego nie bójmy się deflacji. Nie obniża ona konsumpcji, więc firmy nie mają powodu do zaprzestania inwestowania, produkowania i wprowadzania innowacji. Najwięcej w scenariuszu deflacyjnym ryzykuje dłużnik, a w inflacyjnym wierzyciel. Ten argument również jest obosieczny. Ponadto istnieją klauzule inflacyjne, dlatego nie ma problemu klauzuli po drugiej strony barykady.
Michal Valentík,
główny strateg inwestycyjny,
Generali PPF Invest