Czy wyniki wyborów we Francji i Grecji stanowią duże zagrożenie dla rynków?

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

monety.tabelka.01.250xPrzetasowania na scenie politycznej we Francji i Grecji wprowadzają niepokój na rynki finansowe, gdyż rosną obawy, że jednolita polityka gospodarcza strefy euro oparta o obniżanie zadłużenia może wkrótce przestać być realizowana. Jednak czy na pewno wyniki niedzielnych wyborów są na tyle zaskakujące, aby wprowadzać tak duże wahania cen instrumentów finansowych.

Najmocniejsza reakcja dotyczy euro, które względem dolara osiągnęło nowe trzymiesięczne minimum, sięgając poziomu 1,2955. Kurs EUR/JPY znalazł się najniżej od dwóch i pół miesiąca (103,22), a EUR/GBP od trzech i pół roku (0,8034). Awersja od ryzykownych aktywów ogarnęła także szeroki rynek finansowy, przynosząc przecenę zarówno na azjatycki rynek akcji, jak i waluty rynków wschodzących, w tym złotego (eurozłoty powrócił ponad 4,20). Obawy inwestorów dotyczą kierunku polityki nowego prezydenta Francji Francoisa Hollande’a, który według wcześniejszych deklaracji pragnie zmian w niedawno zatwierdzonym pakcie fiskalnym oraz opowiada się za bardziej agresywną rolą Europejskiego Banku Centralnego w kwestii wspierania wzrostu gospodarczego w Europie.

W obu tematach z pewnością spotka się ze sprzeciwem kanclerz Niemiec Angeli Merkel, co oznacza, iż dotychczasowe francusko-niemieckie przewodnictwo w Europie może się zakończyć. Ale co do wprowadzenia istotnych zmian w pakcie oraz polityce monetarnej EBC można mieć jednak wątpliwości, gdyż założenia oszczędnościowe paktu fiskalnego (limity deficytu i długu publicznego) są tożsame z założeniami polityki wspólnotowej (zapisanej w traktacie z Maastricht), co w zasadzie przekreśla ich naruszenie. Tak samo niezależność banku centralnego nie może zostać zachwiania, a przy silnym głosie przedstawicieli Bundesbanku w zarządzie EBC są małe szanse na większe luzowanie polityki pieniężnej ponad to, co zostało już wprowadzone. Z resztą Hollande od początku wyścigu prezydenckiego prowadził w sondażach, toteż jego wygrana powinna być już dawno zdyskontowana.

Na szczyt listy powodów do obaw wysuwa się ponownie Grecja, gdzie w wyborach parlamentarnych żadna z dotychczasowych partii rządzących nie zdobyła większości głosów wystarczającej do samodzielnego rządzenia. Wstępne wyniki mówią o wygranej partii konserwatywnej Nowa Demokracja przed socjalistyczną partią Syriza, a na trzecim miejscu znalazł się socjalistyczny PASOK, który w poprzednich wyborach zdobył prawie połowę głosów. Jeśli miałoby dojść do utrzymania dotychczasowej koalicji Nowej Demokracji i PASOKu, do większości w parlamencie (151 na 300 miejsc) zabraknie jednego posła. Problem jednak w tym, że lider Nowej Demokracji Antonis Samaras deklarował przed wyborami, że jeśli wygra nie zamierza tworzyć rządu z PASOKiem, co oznacza, że w rządzie znajdzie się koalicjant, który nie zobowiązywał się przed Komisją Europejską do implementacji programu oszczędnościowego, tym samym stawiając pod znakiem zapytania przyszłe zacieśnianie fiskalne w Grecji i wróżąc niechybne bankructwo kraju.

Jednakże czy na pewno jest to nowość dla rynków finansowych, czy już dawno inwestorzy nie przyzwyczaili się do tego, że nie jest pytaniem czy Grecja ogłosi bankructwo, ale kiedy? A jeśli już miałoby nastąpić to z wykluczeniem opuszczenia strefy euro, na co według rynkowej ankiety na portalu Intrade.com szanse spadły do 39,5 proc. w okresie do końca 2013 r., i bardziej prawdopodobny jest kolejny pakiet ratunkowy dla kraju, aniżeli rozpoczęcie procesu kontrolowanego bankructwa. Z politycznego punktu widzenia stawka jest zbyt wysoka, aby dopuścić do rozpadu strefy euro. Dlatego też dzisiejsze zawirowania na rynkach finansowych bardziej należy traktować jako jednorazowy szok, niż początek paniki rynkowej. Nastroje na rynku pozostaną pesymistyczne, gdyż nie można zapominać, że dane makroekonomiczne z Europy i USA nie napawają optymizmem, jednak korekcyjne zachowanie rynków powinno odbywać się przy zachowaniu dotychczasowego tempa. Wydaje się, że wyniki niedzielnych wyborów to za mało, aby na trwałe złamać barierę 1,30 na eurodolarze, stąd bardziej prawdopodobne jest odbicie w kierunku 1,31, jednak w dalszym terminie euro nadal będzie znajdować się pod presją. Na krajowym rynku rosnąca awersja do ryzyka nie będzie sprzyjać umocnieniu polskiej waluty i w najbliższym czasie eurozłoty będzie oscylował wokół 4,20, a jeśli już miałby się stanowczo oddalić od tego poziomu, to prędzej w kierunku 4,25 niż 4,15.

Konrad Białas
Dom Maklerski AFS