Czy Węgrzy kupią Alitalię?
We Włoszech historia lubi się powtarzać. A przykłady na to, jak nieszczęścia, chodzą parami. Był rok 2008 i Włosi szykowali się do wyborów parlamentarnych, a tematem numer jeden była przyszłość linii lotniczych Alitalia. Problem rozstrzygnął Silvio Berlusconi, nie godząc się, by narodowego przewoźnika przejęli Francuzi, czyli Air France, i wynalazł rodzimych inwestorów, którzy już na starcie uznani za „śmiałych kapitanów”, podjęli próbę wyprowadzenia kontrolowanego przez państwo przedsiębiorstwa z głębokiego kryzysu. Próba się nie powiodła, w czasie ich sześcioletnich rządów firma straciła trzy miliardy euro, za to Berlusconi kolejny raz stanął na czele włoskiego rządu.
Decyzja po wyborach
Minęło dziesięć lat i sytuacja jest bardzo podobna. Alitalia, po rozstaniu z Etihadem, narodowym przewoźnikiem ZEA, znowu wystawiona została na sprzedaż, Berlusconi jednak trzyma się od tej sprawy z daleka. Może dlatego, że jako skazany za oszustwa podatkowe pozbawiony został biernego prawa wyborczego, nie może kandydować w marcowych wyborach, ani obejmować żadnego publicznego stanowiska.
Ustępujący rząd centrolewicy premiera Paolo Gentiloniego w porozumieniu z trzema komisarzami, którym rząd powierzył zarządzenie Alitalią, postanowił, że decyzja o tym, kto będzie jej nowym właścicielem, zapadnie już jednak po wyborach, ażeby nie była tematem kampanii wyborczej. Zwłaszcza sprawa bolesnej, a jak się wydaje nieuniknionej redukcji personelu.
Firma dobrze prosperuje
Lufthansa już nieoficjalnie uprzedziła, że chciałaby zatrzymać jedynie osiem tysięcy z jedenastu i pół tysiąca pracowników. Niemcom wystarczyłoby też tylko dziewięćdziesiąt samolotów, a Alitalia ma ich obecnie sto dwadzieścia. A to wszystko za trzysta milionów euro, a więc niewiele. Ktoś mógłby też przypomnieć, że od 1974 roku ratowanie narodowych linii lotniczych, istniejących od 1946 roku, kosztowało skarb państwa, a faktycznie włoskiego podatnika, blisko siedem i pół miliarda euro. Dodać by do tego należało dziewięćset milionów, jakie rząd pozostawił do ich dyspozycji po rozwodzie z Etihadem (po dwóch latach z okładem), ale jak dotąd komisarze tej sumy nie ruszyli, ponieważ nie widzieli takiej potrzeby: firma niespodziewanie zupełnie dobrze prosperuje, a jej obroty wzrosły nawet o jeden procent. Stąd pewnie Włochom nie spieszy się z jej sprzedażą.
Węgierski inwestor
Najpoważniejszymi kandydatami na nowych właścicieli – czy współwłaścicieli – są od początku Lufthansa, EasyJet razem z Air France-KLM oraz amerykański fundusz inwestycyjny Cerberus. Budząc niemałe zaskoczenie zainteresowanie Alitalią wyraził w tych dniach Wizz Air. Jak poinformował rzymski dziennik „La Repubblica”, stojący na czele węgierskich tanich linii lotniczych Józef Varadi przybędzie niebawem do Włoch, by rozmawiać z komisarzami. Varadi uprzedził już, że interesują go jedynie połączenia na krótkich i średnich dystansach, a nie rejsy interkontynentalne. „Interesuje nas rynek włoski, a także basen Morza Śródziemnego, Izrael oraz w określonych okolicznościach północna Afryka”, powiedział węgierski biznesmen włoskiej gazecie. Nie robi na nim natomiast żadnego wrażenia sama marka (brand) Alitalii i nie będzie o nią zabiegać.
Pomyśleć, że w 2014 roku, starający się o rękę Alitalii szejkowie zapewniali, że pod ich rządami (czyli za 387 milionów euro, jakie wyłożyli) będą to najbardziej seksowne linie lotnicze świata. A teraz, jak z satysfakcją donoszą włoskie media, sami mają kłopoty z Etihadem.