Czy Hiszpania podąży śladami Grecji?
W czerwcu Grecja musi spłacić kolejne transze pożyczki udzielonej przez "wielką trójkę". Sporo osób zastanawia się, czy to realne. Wiele wskazuje na to, że aby bez kolejnej transzy pomocy uregulować wszystkie czerwcowe zobowiązania wobec MFW (w czerwcu łącznie 1,6 mld euro, płatne w 3 transzach), Grecja musiałaby wybierać pomiędzy ich uregulowaniem a wypłatą świadczeń dla własnych obywateli (emerytury, zasiłki, płace w sektorze publicznym).
Jeżeli spojrzymy na tę kwestię z perspektywy greckich rządzących, wybór wydaje się dosyć oczywisty. Rosnącą niepewność w sprawie porozumienia Grecji z wierzycielami potwierdza nasilający się odpływ depozytów gospodarstw domowych i firm z greckich banków. Ich wartość w kwietniu spadła do 133,7 mld euro. Niestety dla rynków istotnie rzutuje to na sentyment do europejskich aktywów. Sytuacja jest o tyle trudna, że szacując ryzyko Grexitu lub Graccidentu, równie dobrze można by rzucić monetą – szanse pozytywnego i negatywnego zakończenia impasu wydają się wyrównane.
Choć jest to jedno z większych, to jednak nie jedyne zmartwienie europejskich inwestorów. Nie mniej ważny jest rozwój sytuacji w Hiszpanii. Interesująco prezentują się wyniki majowych wyborów regionalnych i samorządowych w tym kraju. Co prawda dominującą siłą polityczną pozostaje Partia Ludowa premiera Mariano Rajoya, ale wciąż rośnie poparcie dla ugrupowania Podemos, które można określić mianem hiszpańskiej Syrizy. Pokazuje to, że w Europie powraca fala oporu społecznego przed zaciskaniem pasa i trudnymi reformami gospodarczymi. Według negatywnego scenariusza, gdyby ta tendencja utrzymała się do wyborów parlamentarnych (ich konkretnej daty jeszcze nie znamy, ale nie mogą się one odbyć później niż 20 grudnia tego roku), mogłoby dojść do powtórki scenariusza greckiego – tyle że w znacznie większej skali, bo musimy pamiętać, że Hiszpania jest czwartą co do wielkości gospodarką w strefie euro.
Z kolei w USA nie doszło jeszcze do rozstrzygnięć, które wyznaczyłyby kierunek dla rynków, choć oczywiście to, co dzieje się za oceanem, przykuwa uwagę inwestorów. Po serii rozczarowujących danych z amerykańskiej gospodarki na początku tego roku koniunktura zaczęła się poprawiać. W II kwartale spodziewany jest wzrost PKB rzędu 2,5% lub więcej. Na to nakłada się wyższy od oczekiwań wzrost inflacji bazowej i spadek stopy bezrobocia (do 5,4% w kwietniu) w okolice poziomów, przy których powinna pojawić się coraz większa presja na wzrost płac ze strony amerykańskich pracowników (a to z kolei także powinno sprzyjać wzrostowi inflacji). Z tego powodu jest niemal pewne, że do podwyżek stóp procentowych w USA dojdzie jeszcze w tym roku. Inwestorzy w zasadzie zgadzają się co do tego, że Fed podejmie decyzję już na wrześniowym posiedzeniu. Jeśli sprawdzi się historyczna prawidłowość, że spadki indeksu S&P 500 następują zazwyczaj 3-4 miesiące przed podwyżką stóp, w czerwcu amerykańską giełdę może nawiedzić korekta.
Radosław Piotrowski
zarządzający funduszami Union Investment TFI