Ciszej nad tą trumną
Miniona niedziela 25 maja była dla mnie dniem tyleż uroczystym, co radosnym, a to za sprawą jednej z moich córek-Olgi, która w katedrze św. Łazarza w Larnace połączyła się sakramentalnym węzłem małżeńskim ze swoim wybrankiem Benem.
Obok innych wieści z kraju ominęła mnie również ta o śmierci Wojciecha Jaruzelskiego.
Gdy jednak dotarłem w środowy poranek do Warszawy, już na lotnisku zaatakowały mnie krzykliwe tytuły w Fakcie i nie tylko.
Cytowanie ich nie uchodzi przyzwoitemu człowiekowi za jakiego mam śmiałość się uważać.
Kiedy jednak w dniu dzisiejszym w trakcie, przed i po uroczystościach w Katedrze Polowej Wojska Polskiego i Na Powązkach mieliśmy do czynienia z przejawami nienawiści, zacietrzewienia i zwykłej podłości pomyślałem o małym chłopcu, dla którego zmarły był dziadkiem. Stojąc w pierwszym rzędzie kościelnej nawy obok Mamy i Babci starał się zapewne być mężczyzną-na miarę wyobrażeń, które wpajał Mu zmarły. Nie wiem, co Janusz Korwin-Mikke i Wojciech Cejrowski robili w grudniu 1970 i 1981 roku.
Wiem, że wnuka Generała, nie było wtedy na świecie.
Wiem również, że nie zasłużył niczym na to, by w dniu, gdy żegnano jego dziadka dowiedzieć się, że istnieje ślepa nienawiść zapiekła w swojej podłości. Ani to patriotyczne, ani uprawnione, ani zgodne z polską tradycją. Wnukowi Wojciecha Jaruzelskiego przyjdzie się zmagać z trudną i powikłaną historią własnej rodziny, tak jak trudna i powikłana była historia minionego wieku.
Ten który był najpierw jej świadkiem, potem uczestnikiem i kreatorem dzisiaj zdaje już sprawę ze swoich uczynków przed Stwórcą, z którym jak słyszymy pojednał się jeszcze za życia. Nie dopuśćmy do tego by mały chłopiec uwierzył, że w kraju, który uważa za swój dom, nie ma poszanowania dla powagi śmierci, a jego dziadkowi odmawia się miejsca pomiędzy towarzyszowi broni, którzy wywalczyli jedyną Polskę jaką ówczesny układ sił geopolitycznych sankcjonował.