Ceny energii: gdzie się podziewają pieniądze z opłaty przejściowej?

Ceny energii: gdzie się podziewają pieniądze z opłaty przejściowej?
Fot. stock.adobe.com/moquai86
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Przy okazji ustawy, przyjętej w ostatnich dniach grudnia 2018 roku, mającej zamrozić taryfy energii elektrycznej dla odbiorców końcowych, dowiedzieliśmy się o tym, że w naszych rachunkach za prąd płacimy "opłatę przejściową".

#WitoldGadomski: Ostatnie sprawozdanie #ZRSA, dostępne w internecie dotyczy roku 2016, choć mamy już rok 2019 #URE @MinEnergii

Istnienie opłaty przejściowej nie jest żadną tajemnicą, fachowcy od energetyki wiedzą o tym od dawna, a co więcej jest ona wyszczególniona w naszych rachunkach, ale mimo to mało kto wie o jej istnieniu, czemu służy, a już tylko nieliczni wiedzą, gdzie się podziewają pieniądze z opłaty przejściowej.

Opłata przejściowa została ustanowiona w celu sfinansowania straty powstałej u dostawców energii elektrycznej w związku z wycofaniem tak zwanych kontraktów długoterminowych (KDT) w 2007 roku. KDT gwarantowały zakładom energetycznym sprzedaż energii elektrycznej po cenach z góry określonej w kolejnych latach. Dzięki temu elektrownie mogły zaciągać w bankach kredyty na rozbudowę mocy, gdyż miały zagwarantowany cash flow. Opłata przejściowa ma to zrekompensować.

To ukryty podatek

Tak naprawdę opłata przejściowa to jeden z wielu ukrytych podatków, które płacimy, nie zdając sobie z tego sprawy. W roku 2017 rząd podwyższył opłatę o 50-68 %, w zależności od odbiorców. Gospodarstwa domowe, zużywające rocznie od 1 do 2,5 MWh (to ponad połowa wszystkich gospodarstw) płaciły rocznie 78 zł.

Firmy przyłączone do sieci średnich napięć płaciły w zależności od dostępnej mocy – 3,80 zł za każdy kW, przyłączone do sieci wysokich napięć 3,93 zł za kW. Rząd zredukował ten quasi podatek o 95 %, by w ten sposób obniżyć rachunki za prąd. Skoro możliwa była tak znaczna obniżka, to można mieć wątpliwości, czy opłata przejściowa w ogóle była potrzebna.

Skoro opłata przejściowa jest ukrytym podatkiem, dochody z niej powinny być przekazywane do budżetu państwa lub na powiązany z budżetem fundusz celowy. Tymczasem przejmuje ją spółka akcyjna o nazwie Zarządca Rozliczeń.

Tajemnicza spółka

Zarządca Rozliczeń SA została powołana 13 września 2007 r. przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE S.A). W 2016 roku PSE przekazało akcje ZR SA bezpośrednio Skarbowi Państwa.

Teoretycznie ZR SA ma z funduszu, powstającego z opłat zastępczych rekompensować elektrowniom brak KDT-ów, ale jest problem z brakiem przejrzystości. Gdyby zamiast spółki pieniądze dzielił fundusz celowy lub po prostu budżet, musiałby każdego roku przedstawiać plan takiego podziału oraz sprawozdanie z wykonania.

Spółkę nadzoruje minister – dawniej SP, dziś energii, który sprawozdania z rozdysponowania środków ZR SA nie przedstawia. Od dwóch lat spółka wykonuje także zadania operatora rozliczeń energii odnawialnej, które polegają na gromadzeniu środków pieniężnych na rachunku opłaty OZE, zarządzaniu tymi środkami i rozliczaniu ujemnego salda.

Ostatnie sprawozdanie ZR SA, dostępne w internecie dotyczy roku 2016, choć mamy już rok 2019. W sprawozdaniu nie ma informacji na jakie cele zostały przeznaczone zebrane środki z opłaty przejściowej oraz z opłaty wyrównawczej, płaconej przez emitentów CO2.

Wiadomo natomiast, że przez spółkę przepłynęło ponad 1,5 mld zł, spółka emitowała obligacje za ponad 1,2 mld zł. Z nieoficjalnych informacji wynika, że obecnie inwestuje między innymi w należący do PGE SA fundusz TFI Energia. To sposób na ciche  finansowanie energetyki ze środków publicznych.