Bankowość i Finanse | Gospodarka | Czwarty kwartał pod presją powodzi – dynamika PKB może jednak zaskoczyć
Ostatnie tygodnie nie przynosiły najlepszych informacji z krajowej gospodarki. Przetwórstwo nadal mierzy się z barierą słabego popytu zagranicznego i od kilku miesięcy pozostaje w stagnacji. Aktywność w budownictwie jest o blisko 10% niższa niż rok temu, a branży ciąży przestój w wykorzystywaniu funduszy Unii Europejskiej i utrzymujący się marazm na rynku mieszkaniowym.
Ścieżka optymistyczna dla PKB
Marta Petka-Zagajewska, dyrektor Biura Analiz Makroekonomicznych PKO Banku Polskiego, uważa, że choć ostatnie tygodnie rzeczywiście może nie były najlepsze, jednak bank nie zamierza zmieniać swoich prognoz.
– Ostatnie publikacje pokazują pewne rysy na ożywieniu krajowej gospodarki, jednak na dziś wciąż jesteśmy dalecy, aby wycofać się z prognozy solidnego wzrostu gospodarczego w 2024 r. w skali 3,5% w całym roku, w tym o ok. 4% w III–IV kwartale tego roku. Według nas ok. czteroprocentowa dynamika PKB utrzyma się też w roku 2025 – podkreśla. W jej opinii motorem ożywienia pozostanie konsumpcja, która w ostatnim kwartale wciąż będzie sobie radzić lepiej, niż sugerują wyniki sprzedaży detalicznej. Konsumenci wciąż preferują zwiększanie wydatków na usługi (nieuwzględnione w danych o sprzedaży detalicznej) i to głównie tam materializuje się popandemiczne i proinflacyjne odbicie.
– Poprawiające się nastroje konsumentów, w tym oczekiwania co do dalszej poprawy sytuacji finansowej wróżą, że chęć do wydawania będzie rosła. Zakładamy, że na horyzoncie widać już wyraźne ożywienie w branży budowlanej, która skorzysta z postępującego uruchamiania inwestycji związanych z funduszami UE i KPO. Szacujemy, że w przyszłym roku co trzecia złotówka w przychodach firm budowlanych może pochodzić z tego typu projektów – uważa dyrektor Biura Analiz Makroekonomicznych PKO BP.
Zdaniem niektórych ekonomistów powódź, choć w swoich skutkach dotkliwa dla wielu mieszkańców, generalnie będzie miała większe znaczenie dla budżetu państwa niż dla prognoz dotyczących PKB.
– W żaden sposób nie zaburza to dotychczasowego scenariusza powrotu gospodarki na ścieżkę szybszego wzrostu. Nie każe również rewidować scenariuszy inflacyjnych dla Polski. Dlatego aktualny pozostaje scenariusz zakładający przyspieszenie wzrostu gospodarczego w Polsce do ok. 3,4–3,8% rok do roku w ostatnim kwartale bieżącego roku, a w całym bieżącym roku PKB powinien wzrosnąć o ok. 3% rok do roku – powiedział nam Marcin Kiepas, analityk rynków finansowych Tickmill.
Ścieżka mniej optymistyczna
Ostatnie dwa miesiące przyniosły negatywne niespodzianki w części danych z polskiej gospodarki. Dotyczy to szczególnie produkcji przemysłowej, ale też sprzedaży detalicznej. Polski przemysł pozostaje pod wpływem przedłużającej się recesji w Niemczech. Gospodarka naszego głównego partnera handlowego negatywnie wpływa na producentów dóbr pośrednich, a także inwestycyjnych. Czynnikiem łagodzącym negatywny wpływ niższego popytu zewnętrznego jest odradzający się popyt ze strony krajowych konsumentów.
Główny ekonomista Banku Millennium Grzegorz Maliszewski zwraca jednak uwagę, że dane o sprzedaży detalicznej już siedem miesięcy z rzędu okazują się gorsze od konsensusu ekonomistów. Wskazuje to, że polski konsument bardzo ostrożnie wydaje na towary, choć dynamika płac utrzymuje się na wysokim, dwucyfrowym poziomie.
– Częściowo to zapewne efekt większej koncentracji wydatków na usługach i ten sektor radzi sobie relatywnie lepiej. To konserwatywne podejście dotyczy szczególnie wydatków na towary. Dodatkowo konsumenci odbudowują oszczędności, które zostały uszczuplone w okresie wysokiej inflacji. Szczególnie, że wysokie stopy procentowe pozwalają utrzymać atrakcyjne warunki części instrumentów finansowych, jak np. oprocentowanie obligacji detalicznych – podkreśla Grzegorz Maliszewski.
Podobnego zdania jest starszy ekonomista ING Banku Śląskiego Adam Antoniak, który zwraca uwagę jeszcze na jeden szczegół. – Wzrost rachunków za energię elektryczną i gaz od lipca (wycofanie części tarcz energetycznych) podbił inflację, co w połączeniu ze stopniowym hamowaniem nominalnego wzrostu płac przełożyło się na wolniejszy wzrost realnych wynagrodzeń. Jednocześnie skłonność do oszczędzania pozostaje podwyższona – zaznacza.
Grzegorz Maliszewski podkreśla, że opublikowane dotychczas dane nie zmieniają jego prognozy wzrostu PKB w tym roku na poziomie 3,1%, szczególnie, że drugi kwartał był nieco lepszy od oczekiwań. – Źródłem dodatkowego popytu może być także odbudowa strat po powodzi, która dotknęła południowo-zachodnią Polskę. Niemniej ryzyko słabszego wyniku wzrosło i wynika w dużej mierze z mniej optymistycznych oczekiwań wzrostu w otoczeniu zewnętrznym (Niemcy, Chiny) – uważa.
Przyszły rok Grzegorz Maliszewski widzi nieco bardziej optymistycznie i według niego w 2025 r. wzrost gospodarczy powinien przyspieszyć do 3,9%, w dużej mierze ze względu na wzrost inwestycji w środki trwałe współfinansowane ze środków Unii Europejskiej, czyli KPO oraz fundusze spójności. Z kolei Adam Antoniak uważa, że w tym roku wzrost gospodarczy osiągnie poziom zbliżony do 3%.
Sygnały słabości naszej gospodarki
Zdaniem Marka Zubera, ekonomisty z Akademii WSB, lipiec przyniósł zdecydowane ograniczenie relatywnie optymistycznych oczekiwań co do 2024 r., które pojawiły się pod koniec minionego roku. – Ci którzy mówili o wyraźnie powyżej 3% wzrostu, a byli także i tacy, którzy oczekiwali ponad 4%, wycofują się z tych prognoz. Niemcy wciąż nie mogą wyjść z marazmu, inwestycje ze względu na opóźnienia w KPO nie ruszają poważnie, a i wspomniane stopy są wysokie. Czyli dwa z trzech silników, które miały ciągnąć gospodarkę w 2024 r. nie działają. Pozostaje konsumpcja. Ale to raczej nie wystarczy, żebyśmy zobaczyli mocniejsze odbicie. Będę się cieszył, jak w ogóle trójkę z przodu, jeśli chodzi o PKB w roku 2024 w Polsce, zobaczymy – powiedział nam.
Problemów gospodarczych u naszego zachodniego sąsiada nie można ignorować, gdyż może to mocno wpłynąć na kondycję naszych firm eksportowych. – Źródłem naszych obaw pozostaje przetwórstwo, zwłaszcza branże o dużej ekspozycji eksportowej i skoncentrowane na rynku niemieckim, gdzie nastroje firm są coraz bardziej minorowe i zaczynają się, poprzez rynek pracy, przekładać na sytuację konsumentów – dodaje Marta Petka-Zagajewska.
Stopy procentowe w Polsce
Polityka pieniężna w najbliższych kwartałach pozostanie restrykcyjna, a to z uwagi na podwyższoną inflację. Poważna dyskusja o łagodzeniu polityki pieniężnej rozpocznie się w marcu przyszłego roku.
– Wówczas Rada Polityki Pieniężnej zapozna się z najnowszą projekcją inflacyjną, poznamy nowe wagi koszyka CPI, wyklaruje się kwestia wzrostu cen regulowanych z początkiem nowego roku. Marcowa projekcja NBP powinna wskazać na wyraźny spadek inflacji w drugiej połowie 2025 r. Spodziewamy się pierwszej obniżki stóp procentowych w II kwartale 2025 r., a w całym przyszłym roku łącznie cięć w skali 100 pkt. baz. w ostrożnych ruchach po 25 pkt. baz. – uważa Adam Antoniak.
Zdaniem agencji S&P Global Ratings, RPP utrzyma stopy procentowe na niezmienionym poziomie 5,75% do końca tego roku, ale w 2025 r. dokona łącznych cięć o 75 pkt. baz., do 5,0%. Z kolei na koniec 2026 r. główna stopa procentowa w Polsce według analityków agencji S&P ma wynosić 3,0%.
Wpływ powodzi na prognozy i budżet
Ekonomiści nie są do końca zgodni, na ile powódź będzie miała wpływ na ewentualną poprawę niektórych wskaźników makroekonomicznych. Ale są zgodni, że rządzący dostosują budżet do obecnej sytuacji.
– Rząd wstępnie szacuje, że straty spowodowane przez powódź sięgają prawie 4 mld zł. Z pewnością wpływ powodzi zobaczymy lokalnie w danych za wrzesień. Jednak globalnie dla całej gospodarki powódź nie będzie miała dużego na nią przełożenia. W tym w żaden sposób nie zaburza ona dotychczasowego scenariusza powrotu gospodarki na ścieżkę szybszego wzrostu gospodarczego. Nie każe również rewidować scenariuszy inflacyjnych dla Polski – podkreśla Marcin Kiepas.
Marek Zuber również zgadza się, że skutki powodzi będą miały znaczenie przede wszystkim dla samego budżetu – zarówno w tym, jak i w przyszłym roku. Wartość strat zapewne będzie jeszcze długo podliczana i weryfikowana. – Powódź w 1997 r. to były straty rzędu 32–33 mld zł według dzisiejszej wartości pieniądza. Ale wtedy zostały zalane duże miasta na czele z Wrocławiem i Opolem. Jeśli na odbudowę ma być przekierowane 5 mld euro z UE, ze środków w ramach KPO, to 23 mld zł, o których mówi Donald Tusk oznacza na razie wydatki budżetu na poziomie już zadeklarowanych 3 mld zł – zaznacza.
Nie wiemy jeszcze, czy ostatecznie te wszystkie zapowiadane środki wystarczą. Z drugiej jednak strony, fundusze na odbudowę będą wydawane sukcesywnie, czyli ich wpływ na wskaźniki makroekonomiczne będzie rozciągnięty w czasie. Zdaniem Adama Antoniaka, to może być pewnym impulsem do poprawy aktywności w budownictwie, chociaż raczej w ograniczonym regionalnie stopniu.
– Jednocześnie pozytywny wpływ na PKB może być stymulowany przez pomoc państwa, która jest zapowiedziana w wyraźnie bardziej hojnej skali, w stosunku do strat, niż w poprzednich epizodach powodzi. Oznacza to, że należy się liczyć z wciąż ekspansywną polityką fiskalną za sprawą wyższych wydatków (rekompensaty) i niższych dochodów (zwolnienia podatkowe) – zauważa starszy ekonomista ING Banku Śląskiego.
Hojność polityków będzie miała jednak określone konsekwencje, które zapewne już zauważają inwestorzy oczekujący wzrostu deficytu budżetowego.
– Gdyby nawet trzeba było zwiększyć deficyt budżetowy roku 2025 o kilka miliardów złotych, nie spowoduje to żadnego dramatu. Ten deficyt już jest astronomiczny, 289 mld zł i w jego skali nie zmieni to postrzegania Polski jako emitenta długu – przekonuje Marek Zuber.
Jego zdaniem, powódź nie wpłynie także na obniżenie wzrostu gospodarczego, jak twierdzą niektórzy eksperci. – Owszem, jeśli nie uda się przygotować do sezonu zimowego, to ci, którzy w nim uczestniczą będą mieli kolejne straty. Czas ma tu zatem olbrzymie znaczenie. I nasze decyzje, żeby nie rezygnować z odpoczynku w tamtej części Polski. Natomiast w dłuższej perspektywie, choć to brutalne stwierdzenie, akt odbudowy zwiększy PKB. Nie będzie to oczywiście jakiś bardzo istotny wkład, ale zauważalny. Nie chcę podawać wielkości, bo nie znamy wielkości strat. Ale może kilka dziesiątych punktu procentowego – dodaje Marek Zuber.
Zaskoczenia i promyki nadziei
Zdaniem Marcina Kiepasa, pewnym zaskoczeniem w ostatnich danych z polskiej gospodarki mógł być ciąg dalszy stagnacji, sygnalizowany przez dane o produkcji przemysłowej. Oczekiwane ożywienie w przemyśle z miesiąca na miesiąc się opóźnia. Niemniej jednak ożywienie to wciąż pozostaje scenariuszem bazowym.
– Innym zaskoczeniem ostatnich miesięcy są fluktuacje retoryki Rady Polityki Pieniężnej. Jeszcze nie tak dawno Rada, ustami prezesa Adama Glapińskiego, sugerowała, że na obniżki stóp procentowych w Polsce zaczekamy do 2026 r. Ostatnio natomiast coraz więcej jej członków wskazuje, że już w marcu 2025 r. otworzy się okienko do cięcia stóp procentowych – powiedział nam.
Zmiany retoryki ze strony RPP oczekują nie tylko ekonomiści, ale przede wszystkim firmy, bowiem wysokie stopy procentowe zmniejszają rentowność ich inwestycji, wspomaganych przez drogie kredyty.
– Promykiem słońca na ten coraz bardziej jesienny obraz gospodarki mogą być właśnie głosy płynące z Rady Polityki Pieniężnej. Większość ostatnich wypowiedzi jej członków wskazuje, że w ostatnich tygodniach wzrosła skłonność do myślenia o obniżkach stóp procentowych już w niedalekiej perspektywie, nawet w marcu 2025 r. Niewątpliwie stanowiłyby one powiew wiatru w żagle krajowej gospodarki – podsumowuje Marta Petka-Zagajewska.