Bank i Klient: Przychody banków spadają z miesiąca na miesiąc

Bank i Klient: Przychody banków spadają z miesiąca na miesiąc
Krzysztof Kalicki
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Z prof. dr. hab. Krzysztofem Kalickim, prezesem zarządu Deutsche Bank Polska rozmawiali Przemysław Barbrich i Jan Osiecki.

Zeszłoroczne wyniki sektora bankowego są imponujące, pojawiają się zatem ironiczne głosy: „po co był ten lament dotyczący podatku bankowego?”

– Ci, którzy tak mówią, nie rozumieją ani statystyk, ani informacji, które napływają z rynku.

Dlaczego?

– Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę, że w 2016 r. sektor bankowy otrzymał ponad dwa miliardy złotych dodatkowych środków z tytułu sprzedaży akcji VISA. Tyle że były to jednorazowe wpływy do banków, jeśli więc wyłączymy ten jednorazowy czynnik, to okaże się, że wyniki sektora są niższe niż w roku 2015 czy nawet 2014. Przy dokładnej analizie przychodów banków widać wyraźnie, że one spadają z miesiąca na miesiąc.

Gdyby ktoś panu powiedział, że chciał teraz zainwestować w Polsce w sektor bankowy, to jaką dałby mu pan radę?

– Zasugerowałbym takiej osobie, że w naszej gospodarce jest kilka obszarów bardziej atrakcyjnych niż bankowość. Z pewnością stopa zwrotu na kapitale w wielu branżach jest znacznie wyższa niż w bankach. Wydaje mi się, że sektor bankowy należy w tej chwili do grupy o najniższych stopach zwrotu.

Liczby to potwierdzają?

– Wszyscy mówią, że wynik sektora to 14 mld zł, ale nikt nie zwraca uwagi na to, że zaangażowane jest w nim ponad 172 mld zł kapitału. Delikatnie mówiąc, stopa zwrotu jest niska. A do tego mocno się ona różni w poszczególnych bankach. O ile w tych największych, sieciowych, jest nieco wyższa, o tyle w mniejszych spadek jest drastyczny.

Biznes boi się wchodzić w sektor finansowy?

– Dziś inwestorzy zastanawiają się, czy wkładać pieniądze do sektora bankowego, czy może po prostu złożyć na depozytach w bankach poza granicami Polski. I to jest naprawdę ogromny problem.

Wydaje mi się, że podatek bankowy w tej skali, przy takim obciążeniu jest poważnym błędem ekonomicznym. I mam nadzieję, że przyjdzie refleksja, tak jak stało się to już na Węgrzech. Tam ten podatek jest mocno obniżany.

Póki co wygląda na to, że teraz bardziej są potrzebne pieniądze na finansowanie programów gospodarczych, które przygotowuje wicepremier Morawiecki. Czy banki będą gotowe sprostać temu wyzwaniu?

– Skutki podatku nałożonego na sektor finansowy już są widoczne, w tej chwili mamy najniższy w historii przyrost kredytu dla gospodarki.

Następuje wyraźne hamowanie akcji kredytowej…

– Dziś wiele banków boryka się z problemem dotyczącym wielkości kapitału. Szefowie tych, które mają spółki matki za granicą wiedzą, że nie dostaną wsparcia z centrali, ze względu na niską efektywność sektora w Polsce.

A jaki jest tego efekt?

– Z jednej strony jest mniej udzielanych kredytów, bo banki nie mają odpowiednio wysokiego kapitału. Natomiast z drugiej strony, broniąc się przed podatkiem, grupy bankowe zmieniają strukturę swoich aktywów, czyli więcej inwestują w papiery skarbowe niż objęty coraz większym ryzkiem kredyt.

Innym skutkiem tego stanu rzeczy jest również podniesienie marży i cen oferowanych produktów bankowych. Banki muszą pokryć swoje wydatki i wypracować zysk. Pojawia się jeszcze jeden paradoks, którego władze sobie nie uświadamiają, mówiąc o patriotycznym podejściu do sektora bankowego.

To znaczy?

– Przedsiębiorstwa zagraniczne dostają o pół procenta tańsze kredyty z banków w swoich macierzystych krajach, a polscy przedsiębiorcy muszą pokryć koszty podatku bankowego. Uważam, że w interesie Polski, w interesie premiera Morawieckiego i proponowanej przez niego strategii jest to, żeby te środki finansowe były dostępne na większą skalę, A to będzie właśnie zależało m.in. od wysokości podatku bankowego, a także wymogów kapitałowych, które nakłada regulator.

Porównywaliśmy wymogi kapitałowe w Polsce i na Zachodzie, tam regulatorzy stosują łagodniejsze przeliczenie tak zwanych aktywów ważonych ryzykiem niż w przypadku Polski. To znaczy, że efektywnie mamy większe wymogi kapitałowe aniżeli nasi koledzy w krajach starej Unii Europejskiej.

To właściwie na czym banki w Polsce mogą teraz zarobić?

– Na marżach kredytowych, bo one – ze względu na podatek i koszty regulacyjne – poszły w górę. Generalnie w sektorze nastroje są pesymistyczne. Widać wyraźnie, że nikt już nie walczy o depozyty, bo oprocentowanie jest stabilne, albo nawet spada. To jest pierwsze źródło pokrycia kosztów banków.

Czy lansowany obecnie pomysł wprowadzenia obowiązkowych darmowych kont dla klientów indywidualnych dobije sektor?

– Tym, którzy twierdzą, że pewne usługi bankowe muszą być darmowe, warto przypomnieć, że w ekonomii nie przewiduje się takiego rozwiązania. Nie ma darmowego lunchu. A zatem jeśli nawet jakaś usługa jest, ze względu na postanowienie regulatora, darmowa, to te koszty muszą ponieść inni klienci banków. Opłaty alokuje się gdzie indziej, więc inne produkty i usługi automatyczne drożeją. Właśnie absurdalne przepisy, narzucane decyzją regulatora, są największą bolączką, bo za pomocą prawa walczy się ze zdrowym rozsądkiem i podstawowymi zasadami ekonomii. Można to oczywiście robić, ale nigdy, w żadnym systemie, nie przyniosło to dobrych skutków.

Politycy tworzą też sztuczne problemy. Proszę zwrócić uwagę, że powstał Fundusz Wsparcia Kredytowego, banki zgromadziły tam już 600 mln zł, a z dobrodziejstw tego funduszu skorzystało zaledwie 500 kredytobiorców, na łączną kwotę 11 mln zł.

– No właśnie, a przypomnę, że np. kredytów we frankach szwajcarskich jest w tej chwili 560 tysięcy…

Czy to znaczy, że po prostu kwestia frankowiczów to sztucznie wykreowany problem?

– Sytuacja z FWK jest dowodem na to, jak różni się świat realny od tego, co tworzą i przedstawiają nam politycy. W ich Matrixie doprowadza się do wybuchów histerii antybankowej, wmawia się społeczeństwu, że ludzie są w dramatycznej sytuacji. Tymczasem prawda jest taka, że w świecie realnym niemal nikt nie zwraca się o pomoc ze środków, które banki zebrały zgodnie z ustawą na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców kredytów hipotecznych. Z niego z resztą mogą skorzystać nie tylko ci, którzy zadłużyli się w walutach obcych, ale także złotówkowicze.

Do niektórych chyba to nie przemówi…

– Bo trzeba, żeby politycy wreszcie trochę uspokoili się, zeszli na ziemię i przyjrzeli się, jak jest naprawdę. My, jako środowisko bankowe, wielokrotnie mówiliśmy, że kredyty walutowe są obsługiwane w sposób bardzo zdyscyplinowany, nawet skala współczynnika strat z tytułu niewykonanego zobowiązania (probabilisty of default oraz loss given default) na tych kredytach jest znacznie niższa niż w przypadku kredytów złotowych.

Czas skończyć z forsowaniem pomysłów rozdawnictwa kosztem sektora, ponieważ szkodzi to nie tylko bankom, ale przede wszystkim gospodarce. Sfera finansów jest odbiciem realnych procesów, jeśli one nie są odpowiednio zasilane i skoordynowane z tym, co się dzieje w sektorze finansowym wówczas dochodzi do napięć. Już teraz mówimy o różnego rodzaju wąskich gardłach w zakresie płynności w przedsiębiorstwach, doprowadziły do tego decyzje władz państwa.

Tylko że politycy muszą teraz wybrnąć z twarzą z tych obietnic, które złożyli frankowiczom…

– Nie wiem, co powinni zrobić, musi wreszcie przyjść jakieś otrzeźwienie. Zwłaszcza że wbrew temu, co twierdzą niektórzy politycy, nie jest tak, że sektor pozostaje niewrażliwy na to, co się dzieje w przypadku poszczególnych kredytobiorców. Najlepszym tego dowodem jest Fundusz Wsparcia Kredytowego, który pojawił się przy zaangażowaniu banków, a także indywidualne działania restrukturyzacyjne na rzecz klientów, którzy zgłaszają realne problemy ze spłatą.

Politycy chcą pomóc wszystkim frankowiczom, to jest sensowne rozwiązanie?

– Logiczne jest, że należałoby pomagać głównie tym, którzy są w najtrudniejszej sytuacji, czyli żeby wsparcie miało charakter socjalny. Nie możemy iść w kierunku wyciągania pieniędzy z banków pod hasłem „wysokich cen spreadów” Przecież one są ceną i były różne w różnych okresach.

To co należy robić?

– Powinniśmy iść w kierunku skonwertowania kredytów walutowych na złote dla tych kredytobiorców, którzy mają najgorszą relację dochodu do wartości kredytu. To działanie rozwiązałoby dwa ważne problemy. Po pierwsze, częściowo konwertuje kredyty walutowe na złotowe, czyli poprawia się sytuacja z punktu widzenia struktury walutowej kredytu, a z drugiej strony – rozwiązuje problem socjalny w stosunku do osób, które dotknęła najbardziej drastyczna zmiana kursu walutowego.

Nie da się wypracować rozwiązania dla wszystkich frankowiczów globalnie w skali całego kraju, ponieważ koszty takiego działania i absorpcji tego trzęsienia ziemi przez sektor bankowy byłyby tak wysokie, że większość banków stałaby się niewypłacalna. Obawiam się jednak, że ta informacja chyba słabo dociera do naszych polityków…

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK