Analiza: Powraca temat Ukrainy, złoto mocno w górę
Niemal 20 dolarów na uncji, czyli ponad półtora procent zyskali w minionym tygodniu posiadacze złota po tym, jak światowe media poinformowały o zastrzeleniu samolotu malezyjskich linii lotniczych nad terytorium Ukrainy.
Mimo że do końca tygodnia kurs lekko zniżkował, to możliwość dalszej eskalacji, ale przede wszystkim umiędzynarodowienia konfliktu na Ukrainie może wpłynąć na wzrost wartości kruszcu.
Morderstwo na niebie, Rosyjski Frankenstein i powrót do Zimnej Wojny, Rakieta Putina – tak brzmiały nagłówki najważniejszych światowych gazet dzień po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga 777. Do katastrofy doszło w czwartek po południu na wschodzie Ukrainy, obszarze kontrolowanym przez rosyjskich separatystów. Zginęli wszyscy – pasażerowie i załoga samolotu, w sumie 298 osób.
Wciąż jednak niewiadomo, kto stoi za zamachem. Póki co przywódcy przerzucają się odpowiedzialnością. Zdaniem władz Ukrainy, boeinga zestrzelili wspierani przez Rosjan separatyści, używając w tym celu mechanizmu obrony powietrznej Buk. Bojownicy mogli tę broń – a właściwie część systemu obronnego – przejąć od armii Kijowa kilka miesięcy wcześniej. Z taką interpretacją zdarzeń nie zgadza się Władimir Putin. – Bezwarunkowo państwo, na którego terytorium doszło to tej wielkiej tragedii, ponosi za nią odpowiedzialność – powiedział w telewizyjnym wystąpieniu po katastrofie. Oskarżanie Rosjan uznał zaś za nieodpowiedzialne i bezmyślne. Tamtejsze media w swoich spekulacjach idą znacznie dalej. Jeden z tytułów przypomniał, że w całej historii rebeliantom nigdy nie udało się zestrzelić samolotu pasażerskiego, bowiem tak potężne pociski nie są w stanie trafić w ich ręce.
Mimo sugestii moskiewskich mediów, najbardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym to właśnie słabo przeszkoleni separatyści zestrzelili pasażerski samolot. Eksperci spekulują, że ich celem miał być ukraiński wojskowy transportowiec. Warto wspomnieć, że Igor Striełkow, przywódca separatystów, krótko po katastrofie samolotu w mediach społecznościowych „pochwalił się”, że jego żołnierze trafili wojskowego Antonowa-26. – W pobliżu miasta Torezzestrzeliliśmy An-26, który roztrzaskał się niedaleko kopalni. Ostrzegaliśmy – nie latajcie po naszym niebie – miał brzmieć wpis na Twitterze. Kiedy jednak niedługo później okazało się, że spadł malezyjski liniowiec, wpis został usunięty.
Wyjaśnieniem przyczyn katastrofy ma się teraz zająć międzynarodowa komisja, złożona z Holendrów, Ukraińców i być może z rosyjskiej MAK. Głowy światowych państw apelują również, żeby w pracach wzięli udział prorosyjscy powstańcy. Powstanie takiego zespołu wciąż stoi jednak pod sporym zapytania, głównie ze względu na wątpliwości związane z obecnością w nim Rosjan. Mało tego. Bardzo trudno określić, czego należy się po tej komisji spodziewać. Jeśli bowiem okaże się – zgodnie z dostępną obecnie wiedzą – że do strącenia samolotu doszło w wyniku tragicznej pomyłki, wcale to nie rozwiąże problemów na Wschodzie. Przecież Rosjanie już teraz zupełnie odcinają się od działań separatystów. Z kolei Władimir Putin w tym roku nie raz udowodnił, że na pierwszy rzut oka przegraną dla niego sprawę potrafi przekuć w zwycięstwo. Nikt się specjalnie nie zdziwi, jeśli jednoznaczną winę separatystów sceduje na ukraiński rząd, bowiem to Kijów nie jest w stanie zaprowadzić porządku w swoim państwie i to dlatego doszło do katastrofy.
Jedno jest jednak pewne – tragedia malezyjskiego samolotu powinna umiędzynarodowić konflikt na Wschodzie. Do tej pory sytuacją na Ukrainie interesowaliśmy się my i kilka krajów bałtyckich. W minionym tygodniu śmierć poniosło jednak kilkuset Europejczyków, głównie Holendrów. Tymczasem to właśnie rząd Marka Rutte do tej pory należał do frakcji, która była najbardziej przeciwna wprowadzaniu sankcji gospodarczych na Moskwę przez Unię Europejską. Wszystko więc wskazuje, że Rosjanie stracą ważnego sojusznika, co w konsekwencji może grozić wprowadzeniem realnych kar gospodarczych.
Michał Tekliński
Mennica Wrocławska