Popyt na złoto nie słabnie, ale to jeszcze nie czas na odważne prognozy
Inwestorzy zakończyli najlepszy miesiąc od roku. Kurs złota w styczniu wzrósł ponad 5 procent, a tylko w ostatnim tygodniu niecałe 2 procent. Tematem numer jeden ostatnich dni była decyzja amerykańskiej Rezerwy Federalnej odnoście stóp procentowych. Obyło się bez niespodzianki.
Fed pozostawił koszt pieniądza w USA na obecnym poziomie. Decyzja była zgodna z oczekiwaniami. Przypomnijmy, że półtora miesiąca temu Rezerwa Federalna podniosła stopy procentowe po raz pierwszy od 9 lat. O ile więc rynek spodziewał się takiego scenariusza, to inwestorzy z niecierpliwością czekali na komunikat odnośnie efektów ostatniej decyzji oraz prognoz dla kolejnych podwyżek.
Komunikat po posiedzeniu Fed okazał się gołębi, a członkowie FOMC dużo bardziej ostrożni w kontekście wzrostu gospodarczego w przyszłości. Obawy skumulowały się przede wszystkim na zewnątrz Stanów Zjednoczonych, jednak zauważono również zagrożenia wynikające ze spadków cen na ropie oraz słabnącej konsumpcji. Rynek odebrał komunikat jako osłabienie sił jastrzębi w FOMC oraz pierwszy zwiastun, że na kolejną podwyżkę stóp procentowych trzeba będzie poczekać być może nieco dłużej niż do marca. Chwilę po publikacji komunikatu dolar się osłabił, skorzystało za to złoto.
Decyzja Fed była jednak tylko jednym z pretekstów za umocnieniem cen szlachetnego kruszcu. Złoto wspierały przede wszystkim wciąż nie najlepsze nastroje na światowych rynkach i „run” na aktywa gwarantujące największe bezpieczeństwo, czyli między innymi złoto.
Ostatnie wzrosty cen robią wrażenie. Od początku roku kurs liczony w dolarze poszedł w górę ponad 5 procent (dwukrotnie więcej zyskali posiadacze złota w przeliczeniu na krajową walutę). Czy można więc już uznać, że trwający od połowy 2012 roku trend spadkowy na złocie nieuchronnie zbliża się do końca? Patrząc na wykres długoterminowy, jest jeszcze dużo za wcześnie, żeby wyciągać takie wnioski. Wystarczy rzut oka na wykres cen złota w ciągu ostatnich 5, 10 lat, żeby stwierdzić, że ostatnie wzrosty wyniosły kurs zaledwie do górnego ograniczenia trendu spadkowego. O przełamaniu tendencji będziemy mogli myśleć dopiero, kiedy kurs na trwałe przebije tę linię i znajdzie się w pobliżu 1250, 1300 dolarów za uncję.
Oczywiście z dużo lepszej perspektywy na notowania spoglądają inwestujący w Polsce. Tu niezmiennie, kurs od końca 2013 roku szybciej lub wolniej rośnie, a ostanie wzrosty zbliżyły notowania do maksimów z 2015 roku. Podobnie jak w przypadku pary AU/USD, do rekordów wszech czasów z przełomu 2011 i 2012 roku wciąż jeszcze sporo brakuje. Przypomnijmy, że uncja złota kosztowała wtedy ponad 5800 złotych.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o krajowej walucie. Złoty w minionym tygodniu istotnie odbił, kasując część ostatnich spadków w relacji do dolara lub euro. Mimo to ciemne chmury nad krajową walutą wciąż się zbierają. Po tym, jak agencja S&P ucięła rating kredytowy Polski, przed podobną decyzją ostrzegła pod koniec stycznia Fitch. Serwis Bloomberg poinformował, że jeśli nowy rząd dalej będzie proponował rozwiązania zwiększające deficyt budżetowy, agencja nie będzie miała innego wyjścia.
– Jeśli zauważymy doniesienia polityczne, które będą mogły skutkować wyższym deficytem, być może będzie to potencjalny bodziec dla cięcia ratingu – powiedział serwisowi Bloomberg Arnaud Louis, analityk Fitch.
Michał Tekliński
Mennica Wrocławska