Złoty pod presją wyborów i obaw o obniżkę stóp
Złoty nerwowo reaguje na najnowsze propozycje pobudzenia wzrostu gospodarczego przedstawione przez H. Kowalczyka, posła Prawa i Sprawiedliwości (PiS), które w koalicji z mniejszymi partiami lideruje w sondażach przedwyborczych. Program zakłada wpompowanie do gospodarki 350 mld zł 6-letnich, nieoprocentowanych pożyczek z banku centralnego dla banków z przeznaczeniem na kredyty inwestycyjne dla firm. Ma to być w założeniu projekt zbliżony do stosowanego przez Europejski Bank Centralny programu LTRO (Long-Term Refinancing Operations). Jak zaznaczył Kowalczyk, PiS nie zamierza podporządkowywać banku centralnego, ale uważa, że nie powinien on być wyłącznie strażnikiem inflacji i wartości pieniądza, ale również odpowiedzialny za stymulowanie wzrostu gospodarczego. Stwierdził jednocześnie, iż obniżka stóp procentowych byłaby uzasadniona z uwagi na niszczący wpływ deflacji na procesy ekonomiczne.
Kowalczyk przekonywał, że propozycje gospodarcze PiS doprowadzą do zmniejszenia, a nie zwiększenia deficytu budżetowego. Szacuje, że realizacja programu związanego z: obniżeniem wieku emerytalnego, dodatkiem rodzinnym w wysokości 500 zł na drugie i następne dziecko, podwyższeniem kwoty wolnej od podatku oraz darmowymi lekami dla seniorów, to koszt 34,5 mld zł. Natomiast dochody, które będą pochodzić z: usunięcia patologii związanej z podatkiem VAT, wprowadzenia monitoringu CIT, podatku obrotowego od sklepów wielkopowierzchniowych, podatku bankowego oraz wzrostu dochodów z akcyzy, to łącznie ok. 40 mld zł. „Nasze propozycje prowadzą do zmniejszenia, a nie zwiększenia deficytu budżetowego” – podsumował.
Z punktu widzenia złotego, kluczowy kanał ewentualnego, krótkoterminowego oddziaływania na jego wycenę to ten związany ze stopami procentowymi. Na początku przyszłego roku wymienionych zostanie 9 z 10 członków Rady Polityki Pieniężnej, w tym prezes NBP. Inwestorzy obawiają się, że powołani przez Sejm, Senat i Prezydenta przedstawiciele Rady będą przychylniej nastawieni do łagodzenia polityki pieniężnej. Rynek w perspektywie końca II poł. 2016 r. nieśmiało, tj. w ok. 50 proc., dyskontuje cięcie stopy referencyjnej o 25 pkt. bazowych.
Kurs EUR/PLN drugi dzień z rzędu flirtuje z linią maksimów z ostatnich 9-miesięcy (4,26). Widać, że w paśmie 4,25-4,26 za euro pojawia się spora, wynikająca głównie z faktycznych (nie spekulacyjnych) przepływów podaż. Przewagę mają jednak kupujący. Nie jednak wykluczyć, że gracze spróbują wykonać ruch uruchamiający zlecenia cięcia strat, których, jak można się domyślać, sporo zlokalizowanych jest powyżej wspomnianych szczytów.
Wracając do wyborów, ewentualne reperkusje dla rodzimej waluty związane z decyzjami w polityce gospodarczej będą widoczne, po pierwsze, po faktycznym wprowadzeniu ich w życie, a po drugie, dopiero w dłuższym okresie. Krótkoterminowo działają emocje, strach i właśnie ewentualność obniżki stóp procentowych. Równie istotna jest możliwość powyborczego chaosu, jeśli w rezultacie wyborów trudno będzie wyłonić rząd ze stabilną większością parlamentarną. Takie zagrożenie istnieje w sytuacji, gdy, prawdopodobnie zwycięskie, PiS nie znajdzie koalicyjnego partnera. Rządowi zbudowanemu z 3 lub 4 ugrupować, które zajmą kolejne miejsca, grozi niestabilność. W tym właśnie, tj. politycznym impasie, upatrywać należy ewentualnych zagrożeń dla złotego w krótkim i średnim terminie w związku z niedzielnymi wyborami. Im szybciej i z solidną większością w sejmie utworzony zostanie nowy rząd, tym lepiej dla złotego. W zupełnie innym toku myślenia zdają się podążać, wyrażane często, a bazujące na emocjach, opinie. Zmiana władzy to w demokracji naturalne zjawisko. Oby tylko, jeśli ma się tak zdarzyć, dokonana została możliwie sprawie i z poszanowaniem obowiązujących zasad. Wówczas o złotego i gospodarkę nie powinniśmy się specjalnie martwić.
EURPLN: Z powodu wyborów złoty (na razie?) nie partycypuje w solidnym odbiciu na walutach emerging markets (indeks JP Morgan walut EM wzrósł w 3 tygodnie od końca września blisko 4 proc., do 15 października 4,5 proc.). Reaguje za to na spadki notowań ropy naftowej. Trzymamy się strategii, że po niedzieli, przy założeniu szybkiego utworzenia rządu, polska waluta dołączy do trendu odbudowy popytu na ryzykowniejsze aktywa. Z drugiej strony, ponieważ nie widać silniejszej presji na umocnienie walut naszego regionu (choć w przeciwieństwie do złotego nie słabą), można wnioskować, że nie uczestniczą w nim peryferyjne waluty Europy, bo wcześniej nie doznały, wzorem innych (z Azji i Ameryki Łacińskiej) tak głębokiej przeceny. Najbliższe sesje zapowiadają się ciekawie. Będzie okazja do korzystnej sprzedaży. Z zakupami radzimy czekać na powyborcze rozstrzygnięcia.
EURUSD: Niewiele dzieje się natomiast na głównej parze. Spadki zatrzymały się w rejonie 1,13, ale nie widać presji na poważniejsze umocnienie euro. Jutro kluczowe decyzje w sprawie stóp procentowych w strefie euro i konferencja prasowa M. Draghiego. Inwestorzy tradycyjnie oczekują, że prezes EBC powie coś, co zaszkodzi wspólnej walucie przez co uwzględniają to już w cenach. Tymczasem szanse na ogłoszenie przed końcem roku rozszerzenia skali programu QE czy obniżenie stopy depozytowej maleją. W sytuacji oddalenie się perspektywy podwyżki stóp procentowych w USA powinno to preferować euro względem dolara. Przynajmniej w perspektywie najbliższych tygodni.
Damian Rosiński,
Dom Maklerski AFS