Prezydent Trump za uchyleniem obowiązku publikowania przez spółki raportów kwartalnych
Komisja Papierów Wartościowych (SEC) już zapowiedziała, że na prośbę prezydenta priorytetowo potraktuje prace nad tą propozycją.
Komentatorzy są na razie ostrożni. Nie są jeszcze zdecydowanie za lub na nie, skupiając się na zaletach i wadach zmiany. W mojej ocenie pierwszych jest więcej, a nadchodząca reforma wyróżnia się na korzyść w koszu inicjatyw deregulacyjnych Donalda Trumpa.
Daje się jednak zauważyć, że liberalny (czytaj – socjaldemokratyczny) The New York Times bardziej roztrząsa wady, których upatruje głównie w mniejszej ilości informacji do dyspozycji inwestorów instytucjonalnych i detalicznych, regulatorów i szerokiej publiczności, a nieoficjalny organ biznesu – The Wall Street Journal wydaje się być raczej przychylny zamierzeniu.
Short-termism i jego skutki
Wytykaną od lat zmorą współczesnego wielkiego biznesu jest tzw. short-termism, czyli skupianie wysiłków na poprawie lub „pudrowaniu” wyników co trzy miesiące. Lepsze liczby i wskaźniki bieżące – to wyższe z reguły ceny akcji na giełdach, za czym idą premie i podwyżki dla zarządów i wyższej kadry menedżerskiej.
Kierownictwom pozostaje jednak znacznie mniej czasu na myślenie i działanie na rzecz przyszłości spółki.
Prace nad kolorowaniem sprawozdań na okrągło zaprzątają uwagę najwyższej kadry, odciągając prezesów i dyrektorów od kwestii strategicznych. Gdy passa słabnie zaczyna się cięcie kosztów bez refleksji nad przyszłością, co w końcu wychodzi kiedyś spółkom bokiem.
Short-termism przejawia się więc zwłaszcza w tym, że w krótkim okresie menedżerowie wolą nie biesić inwestorów, ceniąc bardziej własne pugilaresy od przyszłych portfeli udziałowców.
Innym chorym aspektem raportów kwartalnych jest deliberatywne, interesowne studzenie przez firmy oczekiwań w paru tygodniach przed publikacją sprawozdania po to, żeby „zaskoczyć” w raporcie „niespodziewanie” dobrymi informacjami. Dzięki takiemu urabianiu rynku, ten reaguje skokiem cen akcji danej firmy.
Firma FactSet wskazała, że podczas ostatniej tegorocznej rundy sprawozdawczej aż 80 proc. spółek z indeksu S&P 500 pochwaliło się wynikami lepszymi niż przewidywali analitycy giełdowi.
Duże i wielkie są koszty sporządzania raportów, więc trzeba je neutralizować. Na ołtarzu biurokracji ofiary regulacyjne składają więc segmenty biznesowe przedsiębiorstw, a wszechstronni fachowcy od finansów biją dużo zbytecznej piany, zamiast zajmować się pomyślnością swoich spółek.
Profesor Rahul Vashishtha z Duke’s Fuqua School of Business twierdzi na podstawie badania spółek amerykańskich w okresach do 1955 r. (obowiązek jednorocznych sprawozdań), od 1955 do 1970 (dwukrotnie w roku) i od 1970 (kwartalne), że skutkiem zmuszania spółek do częstego raportowania jest zmniejszanie się ich inwestycji długoterminowych.
W powszechnej opinii nadmierne obowiązki sprawozdawcze zniechęcają firmy prywatne do przekształceń w spółki publiczne, co zawęża pole inwestycji dokonywanych również przez drobnych inwestorów.
W końcu czerwca w USA było ok. 3700 spółek publicznych, o ok. połowę mniej niż w historycznym szczycie ilościowym z 1997 roku.
Wydaje się jednak, że zmniejszanie się pogłowia giełdowego to głównie skutek rozkwitu Private Equity Venture Capital, Private Credit/Debt i w ogóle olbrzymienia rynków finansowych.
Spór o częstotliwość raportowania
Ustawiczne raportowanie to nie najważniejszy powód nieustannego falowania lub wręcz harmidru na rynkach, ale z pewnością wzmaga ich burzliwość.
Przeciw zmniejszeniu częstotliwości raportowania są przede wszystkim inwestorzy instytucjonalni, czyli świat wielkich finansów, którego podstawowym pożywieniem będących źródłem gigantycznych zysków są nieustanne zmiany i turbulencje na wszelkich rynkach, w tym na rynku akcji.
W dniach publikacji raportów rynki akcji wchodzą w dygot, dokonywane są pochopne transakcje więc rosną szanse na extra zyski dla wielkich, którzy wiedzą lepiej i zajęli krótką lub długą pozycję.
Na fali kiełznania wielkiego biznesu reguła kwartalnych sprawozdawań finansowych wprowadzona została w USA w 1970 roku. Wielka Brytania, Niemcy i Szwajcaria to największe w Europie rynki kapitałowe i wymagają od spółek giełdowych raportów półrocznych. Na pierwszy (i drugi) rzut oka nie widać, aby szkodziło to inwestorom.
Mimo braku w UE od 2013 prawnego obowiązku publikowania raportów kwartalnych, większość spółek ciągle trzyma się tego rytmu.
W Polsce chodziło ponad 30 lat temu o zapobieganie potencjalnym ekscesom, które mogłyby zniechęcać opinię publiczną do rynków kapitałowych i finansowych, czego z innych wszakże powodów uniknąć się niestety nie dało.
Tuż przed informacją o omawianej inicjatywie prezydenta Trumpa pojawiła się zapowiedź ze strony działającej dokładnie pięć lat giełdy Long-Term Stock Exchange, gromadzącej (niewiele) spółek skupionych na celach długoterminowych, że zamierza wystąpić do SEC o wyrugowanie eliminacji sprawozdań kwartalnych i zastąpienia ich półrocznymi i/lub pozostawienie spółkom wyboru. Ze wstępnego spotkania z Komisją przedstawiciele LTSE mieli wrócić z uśmiechami na ustach.
Nie wiemy, czy słowo Donalda Trumpa w sprawie raportów stanie się ciałem, ale można zakładać, że jeśli nowa reguła zostanie usankcjonowana, to nie będzie zakazywać publikowania raportów kwartalnych, ale da spółkom możliwość wyboru między półroczem, a kwartałami.
Większość spółek zachowa się po deregulacji oportunistycznie i obserwować będzie, co przydarzy się spółkom, które skorzystają z okazji do rzadszej sprawozdawczości.
Czytaj także: Prezydent Trump „buja fotelem” szefa Rezerwy Federalnej
