Prognoza pogody
Przed ośmioma laty 30 kwietnia majówka już trwała, jako że Anno Domini 2006 ostatni dzień kapryśnego miesiąca przypadał na niedzielę. Niestety szczegóły dotyczące pogody w tym i następnych dniach zatarły się w mojej pamięci.
Znajdowałem się wówczas w miejscu tyleż malowniczym, co wyjątkowym. Na skraju lasu, porastającego sosnami wzgórza morenowe w Sopocie Kamiennym Potoku, skąd rozpościerał się malowniczy pejzaż błękitu Zatoki Gdańskiej okolonej widoczną na horyzoncie – przy dobrej pogodzie – wstęgą Półwyspu Helskiego. Ten nieco ckliwy opis nie oddający ani panoramy krajobrazu, ani dynamiki zmieniających się wiosennie kolorów i woni, ani wreszcie refleksów świetlnych jakie słońce kreśliło na wodach Bałtyku, to nie tyle obraz zapamiętany, ile odtworzony z wyobraźni setek i tysięcy godzin spędzonych w tym miejscu na przestrzeni lat poprzedzających tamten pamiętny 30 kwietnia.
Pamiętny za sprawą mego Taty, który tego właśnie kwietniowego przedpołudnia pisał ostatni epizod swojej ziemskiej wędrówki. Krótkiej, w każdym razie dla mnie zbyt krótkiej, a poczucie niedopełnienia towarzyszy mi od tego czasu i wtedy, gdy Jego ukochany Kolejarz gromi kolejnych przeciwników, i wtedy, gdy słyszę o kłopotach z polską wieprzowiną, należał do elitarnego grona tych, którzy zlikwidowali w Polsce tzw. pryszczycę chorobę kiedyś masową i groźną, choć medalu Zasłużony dla Rolnictwa już nie zdążył odebrać, i wtedy, gdy stacja TVN 24 w prognozie pogody pokazuje sopockie molo.
Jego ukochane miejsce wieńczące spacery wzdłuż plaży-nadmorską promenadą od tzw. Łazienek Południowych, przez lata, a raczej dziesięciolecia miejsca brydżowych potyczek, do Wyścigów i z powrotem.
Pełne pasji, aktywne zawodowo, społecznie i sportowo Życie zapisał wieloma znaczącymi osiągnięciami i sukcesami, których wielu mogłoby Mu pozazdrościć, ale przecież Jego życiowe marzenie, jakim była dyplomacja, nie zostało nigdy spełnione. Teraz ten brakujący rozdział biografii dopisuje Jego wnuczka, a moja córka Agata.