Strach przed wygraną

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

O tenisie Agnieszki Radwańskiej napisano prawie wszystko. Kiedy jednak oglądałem wczorajsze ćwierćfinały WTA w Miami, przecierałem oczy ze zdumienia. Mała Słowaczka Dominika Cibulkowa, nie tak dawno jeszcze odprawiona przez Agnieszkę na przysłowiowym rowerze, a więc do zera, wygrała dwakroć przegrany mecz.

W tenisie przez z górą pięćdziesiąt lat, a więc od momentu, gdy Mama po raz pierwszy zaprowadziła mnie na sopockie korty, gdzie podziwiałem cierpliwą grę Wiesława Gąsiorka, widziałem prawie wszystko. Również wspaniałą wygraną Radwańskiej w ćwierć finale Australian Open po siedmiu z rzędu przegranych z Wiktorią Azarenką.

Wtedy na drodze do wymarzonego finału stanęła.. jakże by inaczej, Dominika Cibulkowa. Wówczas przyczyny były podobne, naszej mistrzyni zabrakło czasu na regenerację sił po wyczerpującej batalii z Białorusinką, a Słowaczka odpoczywała dobę dłużej.

Tyle jednak, że Miami, gdzie przeciwniczka popełniła dwa razy więcej niewymuszonych błędów i w drugim, decydującym dla losów rozgrywki secie wygrała jedynie dwa punkty ze swego podania, Radwańska ze stanu 0:2 wyciągnęła na 5:4 i miała trzy piłki meczowe. Mało tego, w tie breaku rozgrywanym do siedmiu miała 5:2 i przegrała pięć piłek z rzędu, seta i w efekcie w kolejnym cały mecz.

Gwoli rzetelności trzeba oddać Polce, że grała nie w pełni sił, oklejone plastrami bark – ten serwujący i lewa, a więc wykroczna noga, ktokolwiek trzymał w ręku tenisowa rakietę, wie o czym piszę, znacznie utrudniały zadanie, lecz to nie zmienia faktu, że w decydujących momentach zabrakło konsekwencji, determinacji i.. chłodnej głowy! Te cechy przydają się nie tylko w sporcie.

Mam nadzieję, ze Agnieszka Radwańska dostarczy nam jeszcze wielu radości i wzruszeń, także w Miami, gdzie ćwierćfinał osiągnęła po raz piąty, a w roku 2012 triumfowała.

I jeszcze jedno. Jeżeli zdeterminowana i tryskająca energią przeciwniczka korzysta trzykroć z konsultacji z coachem, być może metoda, kiedy to nasza tenisistka pozostaje sama z własną bezsilnością, a Tomasz Wiktorowski nerwowo obserwuje Jej zmagania z samą sobą zagryzając palce na trybunach, nie jest najlepsza.