Po rosnących cenach bazowych obligacji skarbowych oraz notowań złota widać utrzymującą się wśród inwestorów wysoką awersję do ryzyka
Środa, była kolejnym dniem tygodnia z kalendarzem makro pozbawionym istotnych dla decyzji inwestycyjnych danych i wydarzeń makroekonomicznych, choć już o podwyższonej zmienności. Po ostatnich zmianach notowań kursu EUR/USD wydawało się, że euro wytraciło impet wzrostowy.
Tymczasem nieudana wtorkowa próba sforsowania lokalnej strefy wsparcia uaktywniła stronę popytową rynku i wczoraj jednym strzałem udało się powrócić wspólnej walucie ponad 1,39 USD. Ruch ten trudno jest jednak wytłumaczyć czynnikami innymi niż techniczne.
W środę przed południem poznaliśmy dane produkcyjne dla strefy euro (wzrost w styczniu o 2,1% r/r wobec 1,9% prognozowanych przez rynek i 1,2% w grudniu) i informacje dot. nowych wniosków o kredyt hipoteczny w USA (wzrost o 4,52% wobec 4,47% wcześniej). Niewykluczone, że wobec braku innych impulsów te lepsze niż z USA doniesienia z Europy wsparły wspólną walutę, zatrzymując poranne jej osłabienie do 1,384 USD. Niemniej, gospodarka amerykańska mocno wyprzedza europejską (widać to po innych danych), a co więcej całościowo publikowane wczoraj dane ze strefy euro nie były aż tak do końca mocne. W relacji miesięcznej odnotowany został bowiem spadek dynamiki o 0,2% wobec prognozy rzędy +0,5%. To słaby wynik dla gospodarki strefy euro biorąc pod uwagę, że poszczególne jej kraje (m.in. Niemcy, Włochy i Hiszpania) pokazały miesięczny wzrost dynamiki produkcji przemysłowej. Ponadto nastrojom nadal nie pomaga wciąż daleki od rozwiązania konflikt ukraiński. Rosnące obawy inwestorów widać po zwyżkach cen obligacji skarbowych USA oraz złota. W tym tygodniu cena tego szlachetnego kruszcu znalazła się na najwyższym poziomie od września 2013 roku, a od początku tego roku złoto zyskało już około 13,5%, co oznacza najlepszy początek roku od sześciu lat. Fundamenty i geopolityka nadal więc przemawiają za stroną podażową euro/dolara, co oznacza, że w średnim terminie wspólna waluta powinna zacząć podążać na południe. Technicznym sygnałem do realizacji takiego scenariusza powinien być spadek kursu EUR/USD poniżej strefy 1,383-1,385.
Tymczasem w czwartek od rana euro „uderzyło” w kolejny szczyt – opór na 1,395 USD. Tu również najprawdopodobniej największą rolę odegrały czynniki techniczne (m.in. utrzymanie podczas sesji azjatyckiej poziomu 1,39 USD za euro). Nastrojów nie mogły bowiem poprawić dzisiejsze doniesienie z Chin potwierdzające, że tamtejsza gospodarka wciąż spowalnia. Słabsze od oczekiwań okazały się bowiem wszystkie dane (inwestycje poza obszarami wiejskimi, dynamika sprzedaży detalicznej oraz produkcji przemysłowej). Napływające na rynek publikacje makroekonomiczne z państwa Środka pokazują więc, że oficjalny cel w postaci 7,5% wzrostu PKB może być w tym roku trudny do osiągnięcia.
W kraju, złoty nadal jest słaby. We wtorek, po porannym teście oporu na 4,23 podczas wczorajszej sesji europejskiej podjął próbę odreagowania. Niewiele ona jednak dała. Presja na złotego nadal utrzymuje się, co powoduje, że kurs EUR/PLN sukcesywnie (już czwarty dzień z rzędu) pnie się na coraz wyższe poziomy, a marsz ten przerywają niewspółmierne w skali korekty. Najbliższy cel stanowi obecnie poziom 4,25 PLN za euro.
Joanna Bachert
Biuro Strategii Rynkowych
PKO Bank Polski