Jak tłumaczyć zachowanie cen po kompromisie budżetowym w USA?
Cena złota w minionym tygodniu przebiła poziom 1300 dolarów i na koniec handlu osiągnęła poziom około 1320 dolarów za uncję. W ujęciu pięciu dni, posiadacze szlachetnego metalu są na ponad 3-procentowym plusie. Tym, co miało największy wpływ na notowania kruszcu, było osiągnięcie porozumienia budżetowego w USA.
Po licznych kłótniach, politycy za Oceanem zdołali ostatecznie wypracować kompromis w sprawie budżetu USA. Plan wydatków najpierw przeszedł przez zdominowany przez Demokratów Senat, a następnie uzyskał poparcie Izby Reprezentantów, należącej do Republikanów. Oprócz tego, politycy w porę zażegnali widmo bankructwa USA, pozwalając rządowi na chwilę zapomnieć o limicie zadłużenia w wysokości 16,7 bilionów dolarów.
Inwestorzy na rynku złota zareagowali na kompromis wzmożonymi zakupami. Agencja Reuters podała, że dzień po jego zawarciu, na parkiecie pojawiła się fala zleceń kupna kontraktów o łącznej wartości ponad 2,3 miliarda dolarów, która sprawiła, że w ciągu 10 minut notowania kruszcu poszły w górę o około 3 procent. W poprzednich tygodniach uncja notowała jednak zniżkę.
Dlaczego ceny złota spadały, kiedy widmo bankructwa USA z dnia na dzień stawało się coraz bardziej prawdopodobne, a gwałtownie poszły w górę, kiedy politycy ostatecznie się dogadali? W ubiegłotygodniowym komentarzu, czyli jeszcze przed wydarzeniami z środy zakładaliśmy, że rynki liczą na ostateczne porozumienie amerykańskich polityków i w myśl giełdowej zasady, kupują plotki, by potem sprzedać fakty. Ten sposób inwestowania charakterystyczny jest dla rynkowych spekulantów. Na przykład, kiedy inwestorzy spodziewają się dobrych wyników spółki, kupują jej papiery. Kiedy jednak już dojdzie do publikacji raportu, a ich prognozy się sprawdzą, szybko realizują zysk, przez co obniżają cenę akcji.
Wydaje się, że ta zasada zadziałała również i w przypadku złota tyle tylko, że w lustrzanym odbiciu. Drogocenny kruszec zachowuje się bowiem odwrotnie do większości akcji – jego wartość najszybciej rośnie w okresie dekoniunktury i niepewności, a dużo wolniej, kiedy na rynkach panuje hossa. Innymi słowy, inwestorzy najpierw wyprzedawali złoto, bowiem spodziewali się, że do porozumienia dojdzie. Kiedy faktycznie tak się stało, odwrócili swoją pozycję i wykorzystali niższe ceny do zakupu metalu.
Trzeba jednak przyznać, że ten sposób tłumaczenia zachowania rynku – mimo że był ono de facto realizacją ubiegłotygodniowej prognozy – wydaje się być nieco karkołomne i może mieć sporo minusów. Całkiem prawdopodobny jest bowiem też scenariusz, w który główną rolę odegrał handel algorytmiczny, bez większego udziału człowieka. Innymi słowy mogło się zdarzyć, że o zwyżce zadecydował program jednej z instytucji finansowych, który w wyniku spełnienia się kilku nieznanych czynników, wygenerował mocny sygnał kupna, za którym poszły inne roboty i doprowadziły do wzrostu ceny. Choć brzmi to jak scenariusz filmu science-fiction, przy obecnym poziomie informatyzacji, nie jest dziś to w zasadzie nic nadzwyczajnego. O ile więc prawdopodobnie nie dowiemy się, co było rzeczywistą przyczyną wahań z minionego tygodnia, to suma summarum jest to potwierdzenie ostatnich słów Bena Bernanke’go który przyznał, że wahania cen złota w krótkim terminie są dla niego niezrozumiałe. Mogą więc nie przejmować się tylko ci inwestorzy, którzy wierzą w złoto jako długoterminową lokatę kapitału i nie obchodzą ich krótkotrwałe wahania cen.
Wszystko wskazuje, że rozpoczynający się tydzień przyniesie nieco mniej emocji. Inwestorzy oczekują w nim przede wszystkim na odłożoną w czasie przez government shutdown publikację Departamentu Pracy na temat zmiany zatrudnienia (prognoza plus 180 tys., było 169 tysięcy) i stopy bezrobocia w USA (prognoza 7,3 proc., było 7,3 proc.) we wrześniu. Publikacja może mieć kluczowe znaczenie z punktu widzenia polityki monetarnej i wychodzenia z programu luzowania ilościowego.
Wojciech Kaźmierczak,
Mennica Wrocławska