Jen – „bohater” tygodnia
Bez wątpienia "bohaterem" tego tygodnia na rynku walutowym okazał się japoński jen. Po wtorkowym posiedzeniu Banku Japonii (BoJ), kiedy to wbrew oczekiwaniom rynkowym nie zapadły żadne dodatkowe działania w zakresie luzowania ilościowego, na parach jenowych pojawiła się silna wyprzedaż walut zagranicznych.
Inwestorzy najwyraźniej przestraszyli się, że również i inne banki centralne (w tym przede wszystkim amerykański Fed) zaczną odchodzić od działań w kierunku dalszego łagodzenia polityki pieniężnej. Zaufanie na rynkach finansowych zdobywa się na dwa sposoby: dzięki przewidywalności, bądź konsekwencji działań. Przeświadczenie, że szybciej, niż się oczekiwało możemy wejść w okres powolnego ograniczania wsparcia ilościowego zdestabilizował dotychczasowy obraz rynków. Zaczęły tracić giełdy, wyprzedawane były waluty emerging markets. Inwestorzy opuszczali też amerykański rynek długu, na którym nasilająca się wyprzedaż rządowych papierów skarbowych pchnęła w ostatnich dniach benchmarkową rentowność dziesięcioletniego Treasuriesa w okolice poziomu 2,29%.
Od sierpnia 2011r., kiedy wsparcie to zostało przełamane notowania tygodniowe zamykały się powyżej tego poziomu tylko kilka razy. Wzrost awersji do ryzyka pokierował więc inwestorów ku bezpiecznym walutom, a do takich zaliczany jest m.in. japoński jen. W rezultacie waluta Kraju Kwitnącej Wiśni umocniła się do poziomu ostatni raz notowanego na początku kwietnia, kiedy to Bank Japonii przedstawił plan agresywnego wspierania gospodarki, a inwestorzy zaczęli zamykać krótkie pozycje w japońskiej walucie. Kurs USD/JPY spadł poniżej poziomu 93,8 zaś EUR/JPY dotarł do wsparcia na poziomie 125,0. Dostało się też giełdzie w Tokio. W czwartek (13.06), po tym kiedy to indeks Nikkei225 stracił ponad 5,0% już trzeci raz w miesiącu zaczęto mówić, że wchodzi on w rynek niedźwiedzia. Agresywna polityka BoJ spowodowała, że kurs jena stał się wyznacznikiem płynności. To m.in. dzięki japońskiemu kapitałowi widzieliśmy w tym roku kilkunastoprocentowe zwyżki na giełdzie w USA i powrót rentowności obligacji rządowych krajów peryferyjnych strefy euro do dawno nienotowanych poziomów. Trudno bowiem mówić, że tak silnie pozytywny wpływ na nastroje mogły mieć fundamenty gospodarki światowej szczególnie, że tydzień pozbawiony był szczególnie istotnych dla rynku danych. A teraz, kiedy pojawiło się widmo odcięcia wsparcia płynnościowego świat finansów ogarnęła panika. Miejmy nadzieję, że chwilowa. Pod koniec tygodnia na rynkach od giełd, przez dług do walut widać było już bowiem wyraźne odreagowywanie wcześniejszych spadków. Niemniej, ostatnie dni pokazały jak wrażliwy na ewentualną normalizację polityk banków centralnych (w tym przede wszystkim FOMC) pozostaje rynek finansowy.
Źródło: Thomson Reuters
Z tego też względu zaplanowane na przyszły tydzień posiedzenie Rezerwy Federalnej Fed (18-19.06) należy uznać za najważniejsze wydarzenie nadchodzących dni. W naszej ocenie bieżący miesiąc nic nowego nie wniesie w kwestii realizowanego programu wsparcia, a na pierwszy krok w kierunku zmniejszania QE Fed może zdecydować się najwcześniej w 4Q13. Szef banku centralnego B.Bernanke zdając sobie sprawę z „uzależnienia” rynków od QE zapewne nie będzie chciał przysłowiowo „dolewać oliwy do ognia” formując swoje wypowiedzi w neutralnym, bądź nawet w lekko gołębim tonie.
Niewykluczone więc, że po krótkiej korekcie w przyszłym tygodniu powróci zainteresowanie wspólną walutą. W piątek para EUR/USD odbijając się od tygodniowego szczytu na 1,339 zakończyła dzień w okolicach 1,33. Z technicznego punktu widzenia jest to pierwsza od tygodnia czarna świeca, analizując dzienny wykres EUR/USD. Odreagowanie jest więc wskazane, tym bardziej, że ruch wzrostowy praktycznie odbywał się bez nowych impulsów, a co więcej przy rosnącej awersji do ryzyka na świecie.
Powrót głównej pary walutowej do trendu wzrostowego powinien umocnić euro w okolice 1,34-1,34-1,347 USD. Jeśli w przyszłym tygodniu miałoby dojść do przełamania 1,35 USD potrzebny byłby już mocno gołębi komentarz prezesa B.Bernanke. Silne wsparcie, po przełamaniu którego będzie można zacząć zastanawiać się o zmianie układu sił na rynku znajduje się na poziomie 1315-1,32 USD.
Złoty, tak jak inne waluty krajów zaliczanych do emerging markets nie został odosobniony i w dniach rosnącej awersji do ryzyka tak jak forint, korona czeska, ale też meksykańskie peso, brazylijski real, nie wspominając już o tureckiej lirze, tracił na wartości. Kurs EUR/PLN zbliżył się do 4,30. Niewykluczone, że gdyby nie obawa przed kolejną interwencją NBP ponownie zobaczylibyśmy notowania euro w okolicach 4,33 PLN bądź nawet wyżej. Wraz z ocieplaniem klimatu na rynku globalnym i powrotem zaufania do polskich obligacji (rentowność 10Y papierów spadła w piątek do 3,70% z ponad 4,0% odnotowanych w ciągu tygodnia) waluta nasza zaczęła oddalać się do tego miesięcznego szczytu, schodząc z kursem EUR/PLN w okolice 4,20. Na drodze do umocnienia nie przeszkodziły złotemu nawet zaskakująco niskie dane inflacyjne. Według GUS inflacja CPI w maju notując spadek do -0,1% w skali miesiąca pokazała jedynie 0,5% wzrost r/r. Do poziomu 1,0% obniżyła się natomiast inflacja bazowa mierzona przez NBP. Ze względu na dużą wrażliwość RPP na bieżące publikacje danych silny, majowy spadek inflacji zwiększył bowiem prawdopodobieństwo kolejnej obniżki stóp procentowych NBP na najbliższym, lipcowym posiedzeniu Rady.
Nasza ocena perspektyw dla złotego nie uległa zmianie. Nadal widzimy rodzimą walutę w pozytywnym świetle, szczególnie gdyby w przyszłym tygodniu Fed swymi komentarzami wsparł euro. Nominalnie kurs EUR/PLN powinien zakończyć czerwiec poniżej poziomu 4,20. W przypadku powrotu wysokiej awersji do ryzyka mocny wydaje się opór na 4,30-4,33 i to nie tylko ze względu na oczekiwane po lipcu zakończenie cyklu obniżek stóp, ale przede wszystkim z powodu obaw przed (jak już wspominaliśmy) kolejną interwencją NBP.
Joanna Bachert
BIURO STRATEGII RYNKOWYCH
PKO Bank Polski S.A.