Średnie terminy płatności faktur w Europie: Polska na tle innych krajów nie wypada tak źle?
60 dni na uregulowanie zobowiązań płatniczych to standard wprowadzony unijną dyrektywą (2011/7/EU) już dobrych kilka lat temu. W Polsce potwierdza go stosowna ustawa z 2013 r. Zgodnie z założeniami jednolitego rynku, realia prowadzenia biznesu w tej kwestii powinny już dziś wyglądać podobnie na całym kontynencie. Jednak poza prawnymi terminami płacenia faktur duże znaczenie ma też zwyczajowa praktyka w poszczególnych krajach. Pokazuje ona, że przedsiębiorcy w jednych miejscach mogą być bardziej skrupulatni niż w Polsce w regulowaniu zobowiązań płatniczych, za to w innych podchodzą do tych spraw z dużo większą beztroską.
– Osobom, które zaczynają prowadzić biznes za granicą, wydaje się, że najgorsze już przeszli, rozwijając go w Polsce. W innych krajach powinni wreszcie zastać środowisko sprzyjające prowadzeniu firmy. Niemałym zaskoczeniem może być sytuacja, gdy na pieniądze od partnera z Francji lub Włoch przychodzi czekać dłużej niż kiedykolwiek na polskim rynku. Jasne, że u nas długie terminy płatności podcinają skrzydła zwłaszcza małym i średnim przedsiębiorcom. Nie należy jednak się spodziewać, że za granicą będzie pod tym względem łatwiej. Lepiej poszukać dobrego sposobu na zachowanie płynności finansowej – komentuje Michał Pawlik, CEO nowoczesnej firmy faktoringowej SMEO.
Czytaj także: Średni czas oczekiwania firm na pieniądze przekroczył 3 miesiące. Nowe przepisy to zmienią?
Regulacje i realia
Jednym z krajów, który wprowadził bardziej restrykcyjne terminy opłacania faktur od unijnych, są Niemcy. Zgodnie z tamtejszą ustawą przeciwko opóźnieniom w płatnościach, firmy mają tylko 30 dni kalendarzowych na przekazanie należności swoim kontrahentom. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii, Francji, Włoszech, Belgii czy Szwecji. Z kolei przy 60-dniowym terminie pozostały m. in. Austria, Holandia i Polska.
Warto przy tym zauważyć, że w większości krajów przepisy zostawiają przedsiębiorcom furtkę, pozwalając wydłużyć ten termin, jeśli obie strony transakcji uzgodnią to w umowie. Na faktyczny czas oczekiwania na płatność w poszczególnych krajach wpływ mają też uwarunkowania gospodarcze i społeczne, a także technologiczne np. ogólny poziom cyfryzacji. W efekcie, jak wynika z badania z szwedzkiej Intrum Justitia opublikowanego a w analizie “European Payment Report 2018″, w Austrii mimo ustawowych dwóch miesięcy na dokonanie płatności, przedsiębiorca dostaje swoje pieniądze średnio w 24 dni. Z kolei hiszpańska firma musi na nie poczekać aż 56 dni, choć przepisy sugerują, że powinna mieć je na koncie prawie miesiąc wcześniej.
Oto jak wygląda deklarowany czas oczekiwania na płatność w relacji między dwiema firmami w europejskich krajach wg. ponad 9 tys. przedsiębiorców, którzy wzięli udział w powstaniu “European Payment Report 2018″.
Szybka Północ, niespieszne Południe
Raport pokazuje, że największą cierpliwością w oczekiwaniu na przelew muszą się wykazać firmy działające na rynkach południowoeuropejskich. Najsłabszy wynik osiągnęły Portugalia (65 dni) Włochy (56), Bośnia i Hercegowina (56), Chorwacja (43), Francja (42) i Grecja (40).
Dosłownie na przeciwnym biegunie Europy znalazły się kraje północy: Łotwa (18 dni), Estonia (19), Irlandia (20), Dania (24), Norwegia (25), Finlandia (25), choć należy zauważyć, że w czołówce zestawienia znajdziemy również Niemcy (24) i kilka krajów Europy Środkowej np. Słowację (23).
Polska ląduje w środku stawki. Z wynikiem 33 dni plasuje się odrobinę lepiej od europejskiej średniej, która wynosi 34 dni.
– Poza interesującymi liczbami raport wskazuje, że przedsiębiorcy w krajach spoza czołówki zestawienia, min. z Polski, deklarują, że zatrudniliby więcej osób, gdyby nie musieli liczyć się utratą płynności finansowej przez opóźnione płatności. Nie czekając, aż Polska podskoczy w rankingu, mogą zrealizować ten cel korzystając z rozwiązań takich jak faktoring. Przykładowo we Włoszech, które w tym zestawieniu wypadają gorzej niż Polska, większość firm korzysta powszechnie z różnych form zabezpieczenia przed płatnościami realizowanymi z dużym opóźnieniem – zauważa Michał Pawlik ze SMEO.