„Pić to trzeba umić?!”
Rada gminy ustala też m. in. „Zasady sytuowania na terenie gminy miejsc sprzedaży i podawania napojów alkoholowych”. Przepisy te tak naprawdę dają wolną ręką gminom w kształtowaniu polityki w tej sprawie na swoim terenie. Weszły one w życie ostatecznie w lutym br i natychmiast okazało się, że samorządy wcale tak ochoczo z nich nie korzystają, mimo, że stworzono te regulacje przecież podobno na ich życzenie (w tym mojego rodzinnego Sopotu). Rozważają wprowadzenie restrykcji władze wielkich miast (Kraków, Łódź, Wrocław) a z mniejszych jako jeden z pierwszych takie rozwiązania zadeklarował np. Piotrków Trybunalski.
„Sopot, który jako popularny kurort zmaga się z poważnym problemem nadużywania alkoholu w miejscach publicznych” (cytat za: money.pl), jeszcze pod koniec marca w oficjalnych wypowiedziach urzędników z sopockiego ratusza deklarował, że w centrum miasta zakaz sprzedaży alkoholu powinien obowiązywać od północy. Ale kiedy przyszło do ustalania szczegółów to stanowisko nagle złagodniało i okazało się, że podobno nikt nie chce w tej sprawie rewolucji. Ostatecznie skończyło się na zakazie sprzedaży alkoholu w sopockich sklepach od godz. 2.00 w nocy. Kiedy na sesji radni opozycyjnego klubu „Kocham Sopot”, argumentując swoje stanowisko licznymi głosami mieszkańców, zgłosili wniosek o wprowadzenie zakazu od godz. 24.00, usłyszeli, że to populizm i demagogia, choć przecież jeszcze kilka tygodni wcześniej przedstawiciele prezydenta proponowali sami takie właśnie rozwiązanie. Wniosek oczywiście – głosami prezydenckiej większości – upadł, za to komentarze internautów były już dla pomysłodawców „kompromisowego” podobno rozwiązania, wręcz bezlitosne.
„Czy chodziło radnym o to, aby nic się nie zmieniło?”, „A czemu nie od 22? Półśrodki nic tu nie zmienią!”, „We wszystkich krajach zachodnich i skandynawskich są o wiele większe ograniczenia”, „Ten zakaz powinien być o wiele bardziej restrykcyjny! „Jak zmienić, żeby nic nie zmienić?”. „Zakaz powinien obowiązywać od wcześniejszych godzin. O 2 w nocy wszyscy to wszyscy są już tu totalnie nawaleni!” „To działania pozorowane!” Nie brakowało jednak i głosów, które uważały, że żadne zakazy nic nie pomogą, a „większym problemem są chyba dopalacze i narkotyki sprzedawane w sopockich klubach dyskotekach”.
Oczywiście, każde ograniczenie nocnej sprzedaży alkoholu w sklepach w miejscu takim jak Sopot, które od dobrych kilku lat zmaga się z etykietką „nocnej imprezowni”, nadaną mu m.in. przez dziennikarzy, jest krokiem w dobrą stronę. Ciekawe tylko, dlaczego nikt nie zapytał o stanowisko w tej materii miejskiej komisji przeciwdziałania alkoholizmowi, która chyba z założenia powinna być zwolennikiem jeszcze większych restrykcji ?. Bo co zatem komisja taka funkcjonuje, skoro nikt jej nawet nie zapytał o zdanie w sprawie, związanej bezpośrednio z jej kompetencjami? Może powinno się też w tak ważnych tematach prosić o opinię najbardziej zainteresowanych, czyli mieszkańców Sopotu? Bo ogłoszony „kompromis” z właścicielami nocnych sklepów głosu mieszkańców przecież w żaden sposób nie uwzględnia.
Jarosław Zalesiński z „Dziennika Bałtyckiego” napisał ostatnio:
„O tym, jak istotny dla każdego miasta jest wizerunek, boleśnie przekonał się Sopot, który najpierw przez lata promował si ę jako rozrywkowy kurort, by potem paść ofiarą tegoż wizerunku”. Osobiście jestem jednak przekonany, że aby ten nadszarpnięty wizerunek uległ jednak pozytywnej zmianie, potrzebne są działania zdecydowane, a nie tylko kosmetyczne. Jestem też pewny, że sopocianie je poprą. Nie tylko dlatego zawsze warto pytać ich o zdanie!
Jednocześnie zarzucanie komukolwiek, że zgłaszając swój wniosek postępuje „populistycznie” świadczy chyba o całkowitym niezrozumieniu istoty problemu, z jakim zmaga się w tej chwili Sopot.
Wojciech Fułek