GOŁY (i wesoły)
Kiedy jednak co roku niewiele się w sopockim letnim kraj obrazie nie zmienia i widzę obnażone, spocone torsy panów, wyposażonych w imponująco rozbudowany mięsień piwny, którzy zdobywają kolejne publiczne przestrzenie w moim mieście (jak i wielu innych popularnych miejscowościach turystycznych), trudno mi jakoś zrozumieć ten wszechobecny triumf nagości. Jestem bowiem przekonany, iż miejsce nagich ciał, także i tych przyodzianych w skąpe kostiumy kąpielowe jest na plaży, a nie na ulicy, w restauracji czy kawiarnianym ogródku. Dużo oczywiście zależy od właścicieli i gospodarzy punktów gastronomicznych, którym czasami zysk z kolejnej beczki sprzedanego piwa przesłania na tyle świat, że nie widzą obnażonych brzuchów przy stolikach swojej knajpy, które skutecznie odstraszają dużą część klientów. Gwoli sprawiedliwości – bywałem jednak kilka razy świadkiem budujących interwencji kelnerów i właścicieli niektórych sopockich lokali, którzy stanowczo i sukcesem doprowadzali do ubrania koszulki niesfornego roznegliżowanego gościa. Najczęściej bowiem ten goły tors idzie bowiem w parze z lekkim „zauroczeniem” alkoholowym i donośnym tubalnym głosem, zatem nie sposób czasami pozostać obojętnym wobec takich sytuacji. Ostatecznie tacy – zmuszeni do przykrycia swojej wybujałej nagości koszulą czy choćby zwykłym t-shirtem – klienci nagle pokornieli i stawali się mniej aroganccy, głośni i kłopotliwi dla otoczenia.
Może jestem w tym nieco staroświecki czy wręcz zaściankowy, ale myślę, że taki kurort jak Sopot (choć oczywiście to nie jest tylko problem sopocki) stać na konsekwentną, restrykcyjną politykę w takim drobnym wymiarze, jak zdyscyplinowanie półnagich turystów, nieco odstraszających tych, którzy w Sopocie szukają nie tylko taniej, nocnej rozrywki, ale np. wysokiej kultury i dobrego towarzystwa. Kiedy kilka lat temu proponowałem wszystkim zainteresowanym wspólną walkę o uwolnienie sopockich przestrzeni od nagich, spoconych torsów, spotkało się to raczej z niechęcią i pewnym takim zakłopotaniem sopockich władz, bo przecież problem nie istnieje, jest wymyślony, a jego nagłośnienie tylko odstraszy turystów. Może pora jednak postawić na bardziej wyrafinowanego turystę z klasą, bo sopocka marka zobowiązuje? W tym roku podobno jednak nareszcie dostrzeżono ten problem i trwają przymiarki do jego „rozwiązania”. Tylko dlaczego odnoszę wrażenie, że działania w tej materii są raczej pozorowane i nikomu tak naprawdę na tym nie zależy?
Wojciech Fułek