Nasz Monciak
Nosiła ona w swojej historii następujące nazwy: Seestrasse (Morska) od lat 80-tych XIX wieku do roku 1945, Marszałka Konstantego Rokossowskiego (1945-1956) oraz do dziś obowiązującą nazwę ulicy Bohaterów Monte Cassino, nazywanej skrótowo Monte Cassino, a najczęściej – Monciakiem. Z gruntowej drogi o charakterze wiejskim, Morska zmieniła się pod koniec XIX wieku w główną miejską arterię komunikacyjną z brukiem i chodnikami, wokół której wyrastały kolejne kamienice, ekskluzywne sklepy, hotele, kawiarnie i restauracje. Na szczęście nie ucierpiała ona zbyt mocno w marcu 1945 roku, podczas zajmowania miasta przez Armię Czerwoną, choć z ulicznego pejzażu zniknęło na zawsze kilka pięknych budynków (m.in. eleganckie hotele „Metropol” i „Werminghoff”). Popularnym deptakiem, zamkniętym dla ruchu samochodowego, Monciak stał się jednak dopiero w połowie lat lat 60-tych, kiedy przystąpiono do prac nad przebudową całej ulicy. W roku 1965 prace te rozpoczęto w jej dolnej części, a w maju 1966 roku w całości oddano do użytku nowy, wyłożony specjalnymi różnokolorowymi płytami deptak. To od czasów doktora Haffnera – ulubione miejsce spacerów i spotkań mieszkańców, gości oraz kuracjuszy. Dziś rekomenduje je naszym czytelnikom sopocianin, podróżnik i polarnik, zdobywca biegunów, Marek Kamiński:
” polecam spacer brzegiem morza do klifu w Orłowie, ale także i Monciakiem. Ten deptak jest może i nieco oklepany, ale ma swoją klasę. Na świecie nie ma zbyt wielu takich miejsc. A inne deptaki w Polsce bije na głowę”.
Niewątpliwie sopocki deptak ma swoją klasę, choć zdania nawet wśród samych sopocian co do pewnych zmian w jego współczesnym wyglądzie są podzielone. Jedni uważają nowoczesne budynki przy jego głównej pierzei za pewien dysonans z dostojnymi kamienicami, innym tego nie zauważają. Jedni (zwłaszcza sopocianie, którzy tam mieszkają) na razie bez sukcesów walczą z nadmiernym hałasem i nocnymi klubami, innym zaś taki rozrywkowo-klubowy charakter zupełnie nie przeszkadza.
A ja z niezmienną nostalgią wzdycham do Monciaka, jaki zapamiętałem z dzieciństwa – z wiszącymi wysoko sezonowymi, kolorowymi ozdobami; z nieistniejącymi już pawilonami handlowymi, sklepem rybnym, ZURT-em, dwoma kinami i teatrem na piętrze. Z saturatorami, lodami od Włocha, śniadaniowym jajkiem w szklance w „Żlotym Ulu” i cinkciarzami, uwiecznionymi w filmie „Sztos”, nakręconym wg scenariusza sopockiego artysty. Wspomnienia się nigdy nie starzeją, a kurortu w cieniu PRL-u nie da się jednak porównać z tym dzisiejszym, bo ta dwa zupełnie odrębne światy. Nie sądzę jednak, że te obrazki z przeszłości trzeba z tego powodu wymazywać z naszej zbiorowej pamięci. Ba, jestem przekonany, że warto je utrwalać i powielać. Dlatego też moje kolejne sopockie książki mają najczęściej tło utkane ze splątanych nitek sopockiego dziedzictwa. Także i tego PRL-owskiego, które nie ma przecież wyłącznie negatywnych konotacji. Dlatego Mój Monciak to także tamte wspomnienia, które chciałbym ocalić nie tylko dla swoich dzieci i wnuków, ale i czytelników moich książek.
Wojciech Fułek