Bank i Klient: Idziemy w ślad za naszymi klientami

Choć minęły już lata od momentu, gdy zaczął się kryzys, to telewizja ciągle nas zasypuje informacjami o kłopotach, a to Grecji, a to Włoch, a to Hiszpanii. Czy takie informacje robią na Panu jeszcze wrażenie?

– Tak, bo Polska nie jest samotną zieloną wyspą zawieszoną gdzieś w próżni. Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej i te wszystkie wydarzenia mają pośredni wpływ na naszą gospodarkę. A więc każdego z nas ta sytuacja powinna niepokoić. Najważniejszym zadaniem dla krajów ze strefy euro jest znalezienie jakiejś sensownej drogi wyjścia z kryzysu

A może po prostu już nauczyliśmy się żyć w kryzysie? Ludzie szybko się adaptują do nowych warunków, a problemy ekonomiczne w strefie euro trwają od kilka lat…

– Niewątpliwie przywykliśmy do tej nietypowej sytuacji, ale nie można egzystować, udając, że nie widzi się problemu. Dlatego Unia Europejska powinna znaleźć jakieś rozwiązanie.

Czy na funkcjonowanie oddziału banku, który Pan prowadzi, poza globalnym kryzysem wpływ mają również takie wydarzenia, jak na przykład gigantyczne tsunami w Japonii?

– Niestety tak. W Polsce obsługujemy przede wszystkim przedsiębiorstwa, które są filiami wielkich japońskich korporacji. Takie wydarzenia, jak tsunami czy potężna awaria w elektrowni atomowej przełożyły się na tamtejszą gospodarkę, a mocne związki firm matek ze swoimi europejskimi filiami spowodowały, że my w Polsce odczuliśmy skutki tych wydarzeń.

Co się stało?

– Nasi klienci, a są to przede wszystkie wielkie przedsiębiorstwa z branży motoryzacyjnej oraz elektronicznej – musiały ograniczyć swoją produkcję. Po prostu zabrakło komponentów, które są wytwarzane w Japonii i stamtąd sprowadzane przez spółki córki. A to spowodowało, że musiała zostać zmniejszona sprzedaż produktów tych firm w Europie. W konsekwencji i u nas odczuliśmy spadek obrotów.

Bank of Tokyo-Mitsubishi UFJ (Polska) S.A. obchodzi dziesięciolecie działalności operacyjnej na polskim rynku bankowym. Jak podsumuje Pan tę dekadę?