81,97 m
Takim wynikiem Paweł Fajdek otworzył w poniedziałkowe popołudnie finałowy konkurs rzutu młotem na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Moskwie. Wystarczyło do złotego medalu. Jakże inaczej niż rok temu w Londynie, kiedy to mimo buńczucznych zapowiedzi, nie udźwignął nasz młody atleta, słowo lekko, wydaje się nie na miejscu, ciężaru oczekiwań i własnych zapowiedzi, co w efekcie doprowadziło do trzech spalonych rzutów eliminacjach.
Kiedy przed trzydziestu laty Zdzisław Kwaśny przełamywał w pobliskich Helsinkach hegemonię miotaczy radzieckich, któż mógł przypuszczać, że ich spadkobiercy, będą tylko tłem dla Polaka, który tym razem nic nie musiał i być może właśnie dlatego znokautował rywali już pierwszym rzutem.
By dorównać wielkiemu poprzednikowi i koledze w reprezentacji Szymonowi Ziółkowskiemu droga daleka. Nie idzie zresztą jedynie o liczbę trofeów, z najcenniejszym, bo olimpijskim złotem, czy o wciąż aktualny rekord Polski – 83.38, ale długość kariery na mistrzowskim poziomie, bo ostatni-jak dotąd – medal na imprezie mistrzowskiej rangi zdobył Szymon w roku ubiegłym wieńcząc start w mistrzostwach Europy zdobyciem brązowego medalu.
Początek został w każdym razie zrobiony. To tym ważniejsze, że w Moskwie właśnie polska lekkoatletyka pisała najwspanialsze annały ze złotem olimpijskim w skoku o tyczce, okraszonym rekordem świata – 5.78 Władysława Kozakiewicza, czy nieodżałowanej pamięci Bronisława Malinowskiego w biegu na 3000 m. z przeszkodami.
Kolejne medalowe rozdziały mają szanse dopisać w Moskwie reprezentanci pozostałych konkurencji rzutowych, a złoty początek najmłodszego w gronie, mam nadzieję, ze Anita Włodarczyk nie weźmie mi tego za złe, miotaczy i miotaczek zawodnika, tylko ich zmotywuje do walki o najwyższe trofea.
Za parę lat tylko najwytrawniejsi kibice pamiętać będą rezultat naszego młodego mistrza, zwłaszcza jeżeli on sam wymaże go z tabel kolejnymi świetnymi wynikami. Medal jednak pozostanie i za to dziękuję już dzisiaj!