Zerowe stopy procentowe i firmy zombie

Zerowe stopy procentowe i firmy zombie
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Żywe trupy biznesowe straszą nie tylko w mekce zła wszelkiego, tj. Stanach, dokąd przeniosły się z Japonii lat 90. XX wieku. Grasują także w Europie, no i wreszcie również u nas, pisze Jan Cipiur.

Zombie to żywy trup z książek i filmów grozy wskrzeszony przez siły bardzo brudne, zwane nie wiedzieć czemu nieczystymi.

Takim mianem zaczęto określać jakiś czas temu firmy ledwo powłóczące nogami, a mimo to skłaniane do hasania. Przypominają się „polowe” szpitale covidowe – które miały być dla pacjentów, ale choć chorych przybywa, stoją puste.

W dzisiejszych realiach zombie są produktem ubocznym, ale coraz powszechniejszym, ekstremalnie niskich, a gdzieniegdzie ujemnych stóp procentowych

Wg formalnej definicji, zombie to dojrzałe, co najmniej 10-letnie firmy, które przez dłuższy czas nie są w stanie generować zysków wystarczających do pokrywania kosztów obsługi ich zadłużenia bankowego.

W dzisiejszych realiach zombie są produktem ubocznym, ale coraz powszechniejszym, ekstremalnie niskich, a gdzieniegdzie ujemnych stóp procentowych.

Nie byłoby bowiem zombie bez wyrozumiałych wujków. Ze świecą szukać mianowicie biznesów obywających się bez pożyczek i kredytów udzielanych przez banki.

Na rachunek prawdopodobieństwa nie ma mocnych i wiele firm nie nadąża za swymi celami, przestając w końcu wywiązywać się z umów z bankami.

W przemijającym (niestety) ustroju finansowym, kiedy pieniądz był dobrem raczej rzadkim, bank stawiał taką firmę do kąta, a jeśli skutek działań wychowawczych był żaden, posyłał ją – w trupim już stanie – na śmietnik dla bankrutów.

Co trzyma zombie przy życiu?

Dziś sprawy mają się inaczej. Pieniądz jest ekstremalnie tani, także dla banków. Gdy firmy z wielkimi problemami przestają spłacać swe zobowiązania, bank może poczekać z brutalną akcją, bo koszt utrzymania delikwenta przy życiu jest więcej niż znośny.

Nie do pominięcia jest zachęta dla prezesów i dyrektorów w postaci możliwości opóźnienia momentu ogłoszenia porażki, czyli zawiązania rezerwy, a w końcu spisania straty po stronie banku.

A strata, to żegnaj bonusie, tudzież premio, zaś przede wszystkim – wysoki kursie na giełdzie i obfita opcjo.

Taki mechanizm  odnosi się w szczególności do słabych i kiepskich banków, które bardziej cierpią w wyniku każdej następnej porażki.

Bankowi mocarze i siłacze mają najczęściej gdzieś takie motywacje – wolą mieć problem z głowy, żeby potem nie bolała.

Ile jest firm zombie?

Zombie są dla gospodarki tym groźniejsze, że przecież w otoczeniu bardzo niskich stóp procentowych obsługa długów powinna być tańsza i łatwiejsza.

To oznacza, że słabsze firmy z długami powinny radzić sobie teraz lepiej, co im jednak nie wychodzi. A więc w stajniach Augiasza przyrasta, a Herkulesa w nich nie ma.

Żywe trupy biznesowe straszą nie tylko w mekce zła wszelkiego, tj. Stanach, dokąd przeniosły się z Japonii lat 90. XX wieku. Grasują także w Europie, no i wreszcie również u nas.

Wg badań (The rise of zombie firms: causes and cosequences) opublikowanych w biuletynie Banku Rozliczeń Międzynarodowych, a przeprowadzonych na podstawie danych z 14 państw wysoko rozwiniętych, już w 2017 r. w ogólnej liczbie 32 tys. uwzględnionych przedsiębiorstw status zombie miało od ok. 6 proc. (wąska definicja zombie) do ponad 12 proc. (szersza definicja). Od tego czasu wskaźnik ten musiał pójść w górę.

Wbrew dość powszechnemu zadowoleniu, że dzięki temu procesowi udaje się utrzymać wiele miejsc pracy, postępująca zombifikacja gospodarek państw rozwiniętych jest procesem złym, marnotrawnym, który odbije się fatalnie na przyszłości.

Część firm balansujących na krawędzi, wyjdzie ostatecznie z kłopotów, ale większość powinna sobie dać spokój, albo podjąć przynajmniej bardzo radykalne kroki naprawcze.

Udostępniany na długo tani kredyt dla kiepskich firm tłamsi wzrost gospodarczy i inflację?

Gdy trwają tak bez sensu, zużywają energię i inne zasoby czerpane ze środowiska, wytwarzają piętnasty w tym roku podkoszulek w globalnym ujęciu per capita, choć wystarczyłby jeden dziennie, czyli dla każdego po siedem na tydzień.

W bardziej biznesowym ujęciu, tracą dystans do efektywnych liderów i tego dystansu już nigdy nie odrobią, więc i tak będą musiały kiedyś zniknąć. W ujęciu społecznym okaże się, że tyle taczek ciężkich jak cholera pchaliśmy niepotrzebnie. Można byłoby machnąć ręką, ale straciliśmy przy tym mnóstwo siły i zapału.

Żeby postawić kropkę nad i wykrzyknik! Firmy zombie są jak wielkotowarowa uprawa cytrusów w opalanych węglem szklarniach spółdzielni produkcyjnej gdzieś na Suwalszczyźnie.

Jak zombie szkodzą gospodarce?

Można usłyszeć o nieoczekiwanych efektach przypisywanych zombifikacji. Grupa autorów z nowojorskiego oddziału Fed opisała związki inflacji z kredytowaniem zombie w Europie (How Does Zombie Credit Affect Inflation: Lessons From Europe).

Acharya, Crosignani, Eisert i Eufinger wywodzą, że udostępniany na długo tani kredyt dla kiepskich firm tłamsi (zapewne) wzrost gospodarczy i inflację.

Przywoływani autorzy przeanalizowali dane dotyczące 1,1 mln firm z 12 państw Europy i z 65 branż za okres 2008-2016. Oszacowali, że gdyby w 2016 r, liczba firm zombie w tych państwach pozostała na poziomie z 2012 r., a nie wzrosła, tak jak się stało, to wskaźnik cen konsumpcyjnych byłby wyższy o 0,4 punktu procentowego.

Z perspektywy Polski, gdzie inflacja jest relatywnie bardzo wysoka powiedzieć można byłoby, niekoniecznie słusznie, no i dobrze. Jednak w szerokiej perspektywie mniejsza inflacja w wyniku wylęgu zombie, to małe miki wobec strat jakie wywołują żywe trupy.

Wróćmy na chwilę do podkoszulków. Nakarmione kredytem słabe firmy zwiększają ich podaż, prowadząc na nasyconym rynku do obniżenia cen t-shirtów. Pojawia się zatem efekt przeciw inflacyjny, dobry jednak tylko na niby

Cierpi bowiem biznes otoczony przez zombie. Obecność „niedojdów” na rynku odstrasza od wchodzenia nań zdrowe firmy, zaś rynek opanowany przez przedsiębiorstwa stojące na krawędzi nie da z siebie za dużo ludziom i ich krajom.

W ujęciu podręcznikowym, maleje wydajność, inwestycje i wartość dodana tworząca PKB.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.

Źródło: aleBank.pl