Wywiady: Jesteśmy w zupełnie innym miejscu

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

fn.2014.k1.foto.034.400xZ Piotrem Myncem, laureatem Nagrody Kwartalnika "Finansowanie Nieruchomości" SZKLANE DOMY 2013, Zastępcą Prezydenta Szczecina, rozmawia Bożenna Chlabicz

Bożenna Chlabicz: Zanim w roku 2003 roku został Pan prezesem Stargardzkiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego, wcześniej pełnił Pan funkcję wiceprezydenta Szczecina, prezesa Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast oraz podsekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego i Budownictwa. To raczej nie były zajęcia „od ósmej do szesnastej”, nieangażujące, także emocjonalnie. W którym momencie miał Pan wrażenie, że robi coś ważnego, istotnego, co jest naprawdę potrzebne?

Piotr Mync: Tylko w jednej firmie miałem wrażenie, że zajmuję się rzeczami drugorzędnymi. Dlatego byłem tam niewiele ponad rok, ale już po dziewięciu miesiącach wiedziałem, że odejdę. Był to jednak zarząd spółki prawa handlowego, uznałem więc, że wypada dotrwać do absolutorium. Poza tą sytuacją, miałem i mam szczęście. Pracuję i zajmuję się sprawami, które mnie obchodzą, wciągają. Oczywiście, najlepiej jest, gdy szybko można przekuć pomysł w konkret.

B.Ch.: Czy do tych, które dały Panu satysfakcję, należą efekty pracy w Towarzystwie Budownictwa Społecznego w Stargardzie Szczecińskim? A przy okazji – jak się Pan w nim znalazł?

P.M.: Opatrzność sprawiła, że będąc na nartach dowiedziałem się, iż Stargardzkie TBS organizuje konkurs na prezesa. Termin składania zgłoszeń upływał za dwa tygodnie, więc przez kolejny tydzień spokojnie na tych nartach jeździłem, a po powrocie przygotowałem się do startu. Wygrałem. Niewątpliwie efekty, jakie w ciągu dziesięciu lat uzyskaliśmy, są powodem do dumy. Oczywiście, wymagało to dużego wysiłku. Większości pomysłów związanych z rewitalizacją i mieszkalnictwem nie da się zrealizować tak ad hoc. Przyszedłem do Stargardu chyba w kwietniu. W lipcu, po konsultacji z zastępcami, załogą, a następnie z prezydentem i wiceprezydentami miasta, przedstawiłem memorandum wskazujące, co powinniśmy zrobić, żartując, że gdy zakończymy rewitalizację jednego z kwartałów Stargardu, znakomicie do tego predestynowanego, choć trudnego, to pójdę na emeryturę. W roku 2012 tę rewitalizację skończyliśmy. Zajęło to nam 9 lat. Najpierw był pomysł, zainteresowanie ludzi w TBS, przygotowania, przekonanie, urzędu, lokalnej społeczności. Potem organizacja finansowania, konkurs na projekt, przetarg na realizację, budowa mieszkań zamiennych, przeprowadzki mieszkańców.

Podobnie było z programami dla osób i środowisk zagrożonych wykluczeniem. W Stargardzie już wcześniej, od 1998 roku prowadzono programy dla niepełnosprawnych intelektualnie. Chodzi nie tylko o mieszkania, ale jest także zakład aktywizacji zawodowej, świetlicę środowiskową, warsztaty terapii zajęciowej. Aktywni, zaangażowani w te działania są rodzice.

B.Ch.: Na pewno jest Pan wciąż architektem? A wystarczyłoby powielać jakieś standardowe projekty, czasem wykonać coś ekstra za niezłe honorarium i zapewne nie miałby Pan powodów do narzekań.

P.M.: Sądzę, że gdybym nie był architektem, to np. rewitalizacja Stargardu nie dałaby tak świetnego efektu, a i zespół zabudowy dla seniorów na lotnisku w stargardzkim Kluczwie nie uzyskałby tak powszechnej aprobaty, z Budową Roku włącznie. Musiałaby Pani przyjechać i to zobaczyć. Mój zawód to olbrzymi plus. Jestem architektem nie tylko z wykształcenia. Przez 10 lat projektowałem w Polsce np. szpitale, czyli bardzo trudne obiekty, a potem dwa lata spędziłem w Sztokholmie. To dało mi trochę inną optykę.

B.Ch.: Z tymi doświadczeniami trafił Pan na najwyższe szczeble władzy. Mógł Pan decydować o polityce mieszkaniowej państwa.

P.M.: Początek pracy w Urzędzie Miejskim w Szczecinie to był dla mnie szok. Młody długowłosy człowiek zamienia sweter na garnitur i krawat, i jeszcze przynoszą mu teczkę dokumentów do podpisu… Nie wiedziałem, co się z tym robi!

Kiedy po raz pierwszy zostałem wiceprezydentem Szczecina, ministrem budownictwa był Andrzej Bratkowski, a Irena Herbst – wiceministrem. Paradoksalnie, w tym czasie jako wiceprezydent wcale nie odpowiadałem za mieszkalnictwo. Ale „robiłem” lokalną politykę mieszkaniową, założyłem np. Towarzystwo Budownictwa Społecznego, bo uważałem, że w tej dziedzinie są w mieście największe społeczne potrzeby. Gdy trafiłem do Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast, a potem do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i Budownictwa, właściwie nic mnie nie zaskoczyło. Zajmowaliśmy się sprawami, które znałem z praktyki ośmiu lat wiceprezydentury i współpracy z ministerstwami, sejmem, działalności w Związku Miast Polskich i Unii Metropolii Polskich. Bez stresu włączyłem się w prace programowe.

B.Ch.: Dziś o polityce mieszkaniowej rządu trudno mówić. Jak się Pan z tym czuje?

P.M.: Rzeczywiście, brakuje teraz kompleksowej wizji. Są pojedyncze inicjatywy, ale przy braku ogólnej koncepcji, nie ma kryteriów oceny i trudno stwierdzić, czy są one dobre. Nie wyznaczyliśmy sobie celów, priorytetów, ani rankingu wartości i kryteriów. Jest chaos. Wybrane pomysły trafiają do mediów, a potem zaczyna się tworzenie programów. Na forum rządu zawsze toczy się o nie walka ministra do spraw mieszkalnictwa z ministrem finansów. Ja miałem wsparcie premiera Buzka i premiera Komołowskiego, który patrzył na mieszkalnictwo jako dziedzinę społeczną, a nie techniczno- -gospodarczą. Zgadzam się z tym podejściem. Ingerencja państwa w tę sferę nie jest potrzebna ze względów gospodarczych. Jeśli pojawiają się pieniądze wspierające określone grupy, to mamy do czynienia z polityką społeczną. Przygotowując z Ewą Bończak-Kucharczyk pierwszą ustawę o mieszkaniach socjalnych, schroniskach itd., miałem więc wsparcie, ale rozmowy nie były łatwe. Ministerstwo Finansów torpedowało to jako coś zbędnego, jako zbytek dla nierobów! W końcu, podczas weekendu, który spędzałem w Szczecinie, pojechałem do schroniska dla bezdomnych i zrobiłem dokumentację fotograficzną. Przyniosłem taki album na posiedzenie Rady Ministrów. Wtedy premier zamknął dyskusję i zdecydował, że projekt ustawy ...

Artykuł jest płatny. Aby uzyskać dostęp można:

  • zalogować się na swoje konto, jeśli wcześniej dokonano zakupu (w tym prenumeraty),
  • wykupić dostęp do pojedynczego artykułu: SMS, cena 5 zł netto (6,15 zł brutto) - kup artykuł
  • wykupić dostęp do całego wydania pisma, w którym jest ten artykuł: SMS, cena 19 zł netto (23,37 zł brutto) - kup całe wydanie,
  • zaprenumerować pismo, aby uzyskać dostęp do wydań bieżących i wszystkich archiwalnych: wejdź na BANK.pl/sklep.

Uwaga:

  • zalogowanym użytkownikom, podczas wpisywania kodu, zakup zostanie przypisany i zapamiętany do wykorzystania w przyszłości,
  • wpisanie kodu bez zalogowania spowoduje przyznanie uprawnień dostępu do artykułu/wydania na 24 godziny (lub krócej w przypadku wyczyszczenia plików Cookies).

Komunikat dla uczestników Programu Wiedza online:

  • bezpłatny dostęp do artykułu wymaga zalogowania się na konto typu BANKOWIEC, STUDENT lub NAUCZYCIEL AKADEMICKI