Wolnościowy zryw we Francji – można wreszcie jeść przy biurkach

Wolnościowy zryw we Francji – można wreszcie jeść przy biurkach
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Przyjaciel z Mazur bardzo lubi samochody francuskiej marki. Miał ich trzy, zostały dwa. Były ładne. Ten największy z szóstką w nazwie, którym jeździ w dalsze trasy, nawet piękny. Oko się raduje, ale już nie ręka ‒ w każdym z trzech po jakimś czasie odpadały klamki... - zauważa Jan Cipiur.

Nie znam w tej kwestii żadnych badań, więc tezy nie poprze żaden autorytet, lecz mimo wszystko zaryzykuję opinię, że bunt klamek może być skutkiem relatywnie niskiej tam, nad Sekwaną, Loarą i Rodanem, kultury pracy.

Francuzi bronią się przed wyzyskiem w fabrykach i biurach „ręcami i nogami”. Ich Code du Travail, czyli Kodeks Pracy liczy 3 324 strony. I znowu, nikt chyba tego nie policzył, ale jest możliwe, że to „najlepszy” wynik w świecie.

Sferę wolności poszerzył koronawirus i związane z nim ograniczenia dotyczące m.in. ulubionej rozrywki Francuzów, jaką jest jedzenie „na mieście”

Słowo „najlepszy” opatrzyłem cudzysłowem, bowiem popieram ocenę generalną, że pominąwszy nieliczne przypadki szczególne, wielka objętość ustaw świadczy o małej wiedzy, bezsilności, jak również zadufaniu i arogancji prawodawców.

Francuskie ministerstwo ds. pracy postanowiło wprowadzić istotną zmianę w stosunkach fabryczno-warsztatowych i biurowych. Dotyczy ona zdjęcia zakazu z artykułu R.4428‒19 (rozwinięta ta numeracja, nieprawdaż?) zabraniającego posilania się przy stanowisku pracy. Teraz jest to dozwolone.

Przyczyna niesłychanego rozluźnienia jest dość oczywista. Sferę wolności poszerzył koronawirus i związane z nim ograniczenia dotyczące m.in. ulubionej rozrywki tej nacji, jaką jest jedzenie „na mieście”.

Do tej pory inspektor pracy trafiający na przypadek tak bezecnych praktyk, jak opychanie się w porze déjeuner bagietką przy biurku karał dyrektora lub właściciela grzywną. Nieprzyjemności mógł mieć także pracownik łamiący ten zakaz, ale nie mogły być straszne, bo pozostawały nienazwane.

Powód wypychania ludzi do bistra lub stołówki był zasadniczy i jednoznaczny. Pracodawcy mogą udawać, że już dawno przebici zostali kołkami z osiny, lecz nie trzeba im wierzyć, bo byli z nich, są i będą krwiopijcy. Gdyby im nie zabronić, to liczyliby ludziom sekundy na pojedyncze kęsy, co po prawdzie, zdarza się jeszcze od czasu do czasu.

Czytaj także: Apel Rady Przedsiębiorczości o uregulowanie pracy zdalnej w sposób elastyczny

Podobnych regulacji jest mnóstwo, bo na ponad tysiącach stron muszą być jakieś treści. Na czoło wysuwa się ograniczenie pracy do 35 godzin w tygodniu, ale i to jest zbyt dużo i było tam ostatnio sporo dyskusji o czterech dniach pracy.

Styl życia (art de vivre) jest może we Francji bogatszy i ciekawszy niż gdzie indziej, ale klamki są nietrwałe.

Prezydent Macron próbuje rozluźnić gorsety przepisów ze źródłami w latach pięćdziesiątych, gdy uwielbienie „wujka Józia” zwanego też Stalinem było w Paryżu może nawet większe niż w Moskwie.

Dużo nie zwojował, ale coś tam ugrał. Zanim objął urząd prezydenta stopa bezrobocia kręciła się w pobliżu 10 proc., w ostatnim roku przed pandemią spadła o półtora punktu procentowego, do mniej niż 8,5 proc.

W Wielkiej Brytanii i Niemczech z gospodarkami o porównywalnym potencjale i stopniu rozwoju oraz znacznie luźniejszym, zwłaszcza na Wyspach, gorsecie prawnym bezrobocie było i jest wyraźnie niższe.

Wg OECD, w 2017 r. wynosiło odpowiednio 4,4 i 3,8 proc., a w 2019 r. – 3,8 i 3,2 proc. We Francji ochrona przysługuje pracującym, gorzej z tymi, którzy szukają pracy.

Najtęższe głowy myślą jak zapewnić krajom i ludziom dobrobyt. Barierą zawsze jest kapitał. Istnieje wszakże niemal bezkosztowa metoda zauważalnej poprawy w tym względzie, choć prawie nikt z niej korzysta.

Czytaj także: Praca 4.0: pandemia zmienia rynek pracy

Spróbujcie przeczytać francuski kodeks pracy i spamiętać choćby jedynie pięć procent jego paragrafów. Nie zdołacie. Uproszczenie, pisanie praw ludzkim, a nie ezopowym słowem ‒ daje gospodarce wiatr pod skrzydła i zrywa z jej nóg co poniektóre pęta.

Wg poznańskiej firmy audytorsko-doradczej Grant Thornton liczącej od kilku lat urobek polskiego prawodawstwa, produkcja prawa w Polsce gwałtownie wyhamowała. Od początku lipca do końca września 2020 r. uchwalono w Polsce 346 aktów prawnych najwyższej rangi (ustaw, rozporządzeń i umów międzynarodowych), składających się jedynie z 2103 stron maszynopisu, co jest najniższym wynikiem dla trzeciego kwartału od 2000 roku.

Uproszczenie, pisanie praw ludzkim, a nie ezopowym słowem ‒ daje gospodarce wiatr pod skrzydła i zrywa z jej nóg co poniektóre pęta

Autorzy z Grant Thornton wiążą osłabienie ferworu politycznego przeliczanego na strony ustaw z pandemią. A może przyczyna jest inna? Proces legislacyjny został w Polsce skrócony ad absurdum, jeszcze zanim przywlókł się na świat ten wirus. Przez kilkadziesiąt godzin da się w Sejmie upichcić i przegłosować parę, najwyżej kilka stron ustawy, stu stron i więcej raczej nie da rady.

Koronawirus chroniłby nas zatem przed francuską chorobą? Możliwe, choć to prawie nie do wiary.

Jan Cipiur

Źródło: aleBank.pl