Warto Wiedzieć. Andrzej Heidrich: Ojciec polskich banknotów

Warto Wiedzieć. Andrzej Heidrich: Ojciec polskich banknotów
Pierwszy Polski banknot kolekcjonerski poświęcony Janowi Pawłowi II. Zdjęcia: Archiwum autora
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
"Do podrabiania banknotów oprócz sprawnej ręki i oka potrzebna jest znajomość odpowiedniego stopnia zabrudzenia papieru oraz ujęcia źródła wody, z którego wytwarzany jest banknot."

Tak odpowiadał na zadawane pytanie o możliwość fałszowania pieniędzy Andrzej Heidrich, który często nazywany jest ojcem polskich banknotów. Ten nieformalny tytuł zawdzięcza przede wszystkim temu, że przez ponad pięćdziesiąt lat projektował banknoty, które od połowy lat siedemdziesiątych XX wieku były wprowadzane do obiegu w Polsce. Najbardziej znane pochodzą z serii „Wielcy Polacy” oraz „Królowie i książęta Polski„. Jest również autorem pierwszego polskiego banknotu kolekcjonerskiego poświęconego Janowi Pawłowi II (patrz rys. 1).

Jego dorobek to również projekty znaczków pocztowych, paszportów, orzełków noszonych na czapkach wojskowych, odznaczeń policyjnych i państwowych. Jest autorem poprawek heraldycznych wprowadzonych do obowiązującego obecnie herbu państwowego. Urodzony w Warszawie w roku 1928, absolwent grafiki ASP w Warszawie, dyplom uzyskał u profesora Jana Marcina Szancera i podjął pracę w Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”. Ilustrował książki, projektował okładki, opracowywał graficznie książki, m.in. Ryszarda Kapuścińskiego, Jarosława Iwaszkiewicza czy Leszka Kołakowskiego. Przede wszystkim jednak, jak sam mówił, najwięcej emocji dostarczało mu projektowanie banknotów, a „kreślenie kresek” pasjonowało go od dzieciństwa.

Rodzina Andrzeja Heidricha od strony ojca była pochodzenia niemieckiego. Przyjechała z Moraw do Łodzi w poszukiwaniu lepszego życia i tam też rozpoczęła pracę w fabryce włókienniczej, później osiedliła się w Żyrardowie. Nigdy w rodzinnym domu nie mówiło się o niemieckich korzeniach. Dziadek od strony matki, generał Aleksander Osiński, był osobą niezwykle zasłużoną w procesie odbudowy polskiej niepodległości. W czasie II wojny światowej był emigracyjnym prezesem Polskiego Czerwonego Krzyża. Sam Andrzej Heidrich wspominał często czas II wojny światowej i jego „cudowne ocalenie„. Granat, który niemiecki żołnierz rzucił do piwnicy, w której ukrywał się w czasie powstania warszawskiego, odbił się od framugi drzwi i dzięki temu nikt nie zginął. Takich okupacyjnych historii przeżył wiele, choćby jako żołnierz Szarych Szeregów czy uczestnik tajnych kompletów. Dom rodziny Heidrichów na warszawskim Żoliborzu został zrównany z ziemią, a na jego gruzach znaleziono tylko dwa podniszczone zdjęcia oraz pamiątkową popielniczkę wykonaną w zakładach „Norblina”.

Czasy bezpośrednio po zakończeniu ostatniej wojny były ciężkie dla rodziny ze względu na jej złe – jak wówczas mówiono – sanacyjne pochodzenie. Prześladowanie rodziny, uwięzienie przez Urząd Bezpieczeństwa jego ojca Adolfa Heidricha, przedwojennego naczelnika Związku Harcerstwa Polskiego i dyrektora administracyjnego Zakładów Norblina w Głownie, spowodowało m.in. to, że w domu rodzinnym prawie wcale nie wspominano lat międzywojennych.

Podkreślał fakt, że uczył się w pracowni wybitnego ilustratora Jana Marcina Szancera, który z kolei wzorował się na Janie Matejce: „jest więc pewna kontynuacja w tym co robię, uczyłem się od mistrzów„. Jak zatem doszło do projektowania banknotów?

Będąc już grafikiem w Czytelniku, rozpoczął projektowanie znaczków pocztowych, a będąc zadowolonym z postępów (jego prace zdobywały wiele nagród), stanął do konkursu zorganizowanego przez Narodowy Bank Polski na opracowanie banknotu 1000-złotowego. Był to rok 1960 i po pewnych zmianach z roku 1956, gdy zapanowało w Polsce pewne ożywienie gospodarcze, należało na skutek rosnącej inflacji i rozliczenia się z poprzednimi latami wymienić stare banknoty. Konkurs, w którym wziął udział Andrzej Heidrich, miał wyłonić nowy banknot z wizerunkiem miasta Warszawy. Prace nad nim były oczywiście utajnione, a ostatecznie do współpracy zaproszono trzy osoby, wśród których był i on. Ostatecznie jednak zupełnie poza konkursem wyłoniono jeszcze inny banknot z Mikołajem Kopernikiem i charakterystycznym pomarańczowym paskiem. Po kilku latach znów zwrócono się do niego, tym razem, aby zaprojektował serię banknotów z wizerunkami wielkich Polaków. Odrzucono m.in. projekt przedstawiający Adama Mickiewicza. W końcu jednak 16 grudnia 1974 r. wyemitowano brązowo-żółte 500 zł z Tadeuszem Kościuszko i był to pierwszy jego banknot, który trafił do obiegu (patrz rys. 2).

Banknot z wizerunkiem Tadeusza Kościuszko
Rys.2, Banknot z wizerunkiem Tadeusza Kościuszki. Zdjęcia: Archiwum autora

Wkrótce zaproponował, aby na banknocie 500-złotowym znalazła się Maria Skłodowska-Curie (patrz rys. 3), a na setce Fryderyk Chopin. Ostateczną decyzję odrzucającą te propozycje podjął ówczesny premier Piotr Jaroszewicz, uzasadniając, że są one „zbyt mało socjalistyczne w swojej treści„. Twierdził, że to nietrafny i niemożliwy do przyjęcia wybór, gdyż postacie te „nie są aż tak znane szerokim masom społeczeństwa„. Oliwy do ognia dodała jeszcze informacja, jaką Jaroszewicz znalazł, oglądając przedstawione mu projekty. Nazwisko projektanta Heidrich, które odczytał od razu, przyjęło negatywne konotacje, gdyż miało to wywołać wrażenie, „że Niemcy projektują nam pieniądze„. Dlatego też na polskich banknotach nie ma podpisu ich autora. Ostatecznie powstało 50 zł z wizerunkiem generała Karola Świerczewskiego i 100 zł z wizerunkiem Ludwika Waryńskiego.

Rys.3, Banknot z wizerunkiem Marii Skłowoskiej-Curie. Zdjęcia: Archiwum autora

Po wielu latach okazało się, dlaczego w latach 80. XX w. w obiegu pojawiły się banknoty o bardzo niskim nominale 20 zł z Romualdem Trauguttem i 10 zł z Józefem Bemem. Wówczas było to zastanawiające – po co emitować nowe banknoty o tak niskiej wartości. „Dostałem zamówienie, aby je zaprojektować” – wspominał – „ponieważ Mennica Państwowa miała problem z surowcem – nie miała z czego bić monet o tym nominale„.

W dużym stopniu dzięki inflacji, a następnie denominacji jeden z projektowanych przez niego banknotów stał się kolekcjonerskim rarytasem. To banknot 5-milionowy z grudnia 1994 r. z wizerunkiem Józefa Piłsudskiego, który nie zdążył wejść do obiegu i ostatecznie wydrukowano go w ilości siedmiu tysięcy. Sto sztuk banknotu przygotowano tylko dla autora z jego inicjałami.

Na zaprojektowanie banknotu potrzebował trzech miesięcy. Półtora miesiąca jedna, półtora druga strona. Projektując je, zawsze kierował się tym „aby były zgodne z historyczną prawdą„. Korzystał z dostępnych historycznych wzorów. Projektując na przykład serię królów polskich, to tych których nie zachowały się jakiekolwiek wizerunki wzorował na Matejce. Elementy architektury, insygnia władzy, polskie godło kopiował z najdawniejszych zachowanych w muzeach rycin bądź ilustrowanych rękopisów. Osobiście najbardziej cenił zaprojektowany przez siebie banknot o nominale 2 tysięcy. Był wyjątkowy, gdyż rzadko zdarza się, aby jeden banknot posiadał dwa portrety, a akurat na tym znalazł się Mieszko I i Bolesław Chrobry. Wyjątkowe było również to, że awers i rewers przygotowywany był w technice stalorytniczej.

Za swoją największą graficzną wpadkę uważał błąd, który znalazł się na dwóch milionach złotych z Ignacym Paderewskim. Otóż na banknocie miał widnieć m.in. „Sejm Konstytucyjny„, grafik zgubił jednak jedną z liter i słowo brzmiało „Konstytucyjy„. Błąd został wychwycony dopiero na etapie drukowania i pierwszą serię wydrukowanych banknotów należało zniszczyć.

Projektował również znaki wodne. Miał wpływ także na tzw. gilosz, czyli zawiły ornament w różnorodnych kombinacjach sprawiający wrażenie uporządkowania. Jest on tłem, które trudno podrobić, a w odpowiednich fragmentach ma słabszą kolorystykę. Obecnie najbardziej charakterystyczne i widoczne jest to na będącej w obiegu pięćdziesięciozłotówce.

Jaka była jego recepta na stworzenie idealnego, bo niedającego się podrobić banknotu, i czy jest to w ogóle możliwe?

Przede wszystkim każdy projekt należy tworzyć ręcznie, bo to uniemożliwia dobre podrobienie banknotu” – nie można posługiwać się żadnym istniejącym wzorem pisma z tej prostej przyczyny, aby fałszerz nie mógł wykorzystać dostępnego kroju czcionki z komputera. Oczywiście fałszowano też banknoty, które on wcześniej sam zaprojektował. Zawsze, gdy pokazywano mu je, dziwił się, że były tak nieudolnie podrabiane, a mimo wszystko trafiały do obiegu.

Co do przyszłości banknotów uważał, że powinny zawsze w swym charakterze oddawać specyfikę danego kraju. Nie podobały mu się też pieniądze plastikowe, które wprowadzono do obiegu w Australii. Jak mówił: „Wolę pieniądze ludzkie. Z ludzką twarzą„. Zmarł w Warszawie w październiku 2019 r. Na grafiki jego dzieła spoglądamy codziennie, choćby zaglądając do portfela.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK