Święta bez telemarketerów

Święta bez telemarketerów
Przemysław Szubański, "Parkiet", fot. Krzysztof Skłodowski "FOTORZEPA"
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Dzień dobry. Mam dla pana wspaniałą ofertę - ilu z nas odbiera nieostrożnie telefon i słyszy w słuchawce mechaniczny głos telemarketera, klepiącego wykute na pamięć (albo czytane) formułki. Oczywiście, najczęściej ta "wspaniała" oferta jest bzdurą, chałą, przy której dziura w moście jest nam niezbędna. Jak się od takiego natręta uwolnić?

#PrzemysławSzubański: Nawet przed świętami nikt nie chciał mi pożyczać pieniędzy #RODO

Niestety, nie da się ignorować wszystkich nieznanych numerów. Bo może to być dawno niewidziany znajomy, żona, której padła komórka i dzwoni z telefonu koleżanki itp.

Przy obecnej technice natomiast można (niestety, raz się nacinając) wprowadzić numer sprzedawcy garnków czy doradcy proponującego super inwestycję na „czarną listę”. Są do tego całkiem niezłe apki (mam na wszelki wypadek trzy, z tego dwie przy pierwszym dzwonieniu informujące, że to telemarketer i należy go na listę wciągnąć).

Potem już tylko mam przyjemność sprawdzania, ile razy dziennie i z jaką częstotliwością dzwoni firma udzielająca pożyczek czy „przychodnia” z badaniami na pasożyty (niewiele z tego badania konkretnego wynika, ale każdy przepisywany preparat ma cenę z sufitu).

Z obserwacji: jeśli wpadło się na listę, dzwonią mniej więcej co godzinę. Niektóre firmy maja po kilka co najmniej numerów (w przypadku pewnego pożyczkodawcy i wspomnianej przychodni mam już rozpoznane wszystkie).

No i teraz ktoś powie: przecież można zażądać usunięcia numeru z listy – bo przecież RODO. Tylko że taki ankieter jest szkolony w odwracaniu kota ogonem: jednym z wytłumaczeń jest stwierdzenie „pana numer został wygenerowany automatycznie”.

I mam dziwne wrażenie, że – wbrew temu, co sądzą specjaliści od RODO – jest w tym wiele prawdy. Zwłaszcza w przypadku telefonów stacjonarnych.

Mojego redakcyjnego numeru nie ma w żadnym spisie – a dość często wyświetla mi się informacja o jakimś telefonie. Z kolei na numer domowy miałem parę połączeń z zaproszeniami, podczas których – po informacji o wspaniałych garnkach – ankieterka pytała „do jakiej miejscowości się dodzwoniłam?”.

No i jeszcze własna odpowiedź na sugestię żądania usunięcia numeru z listy: może to lenistwo, może niechęć do rozmów telefonicznych: nie mam najmniejszego zamiaru użerać się z ankieterami.

A dlaczego akurat ten temat wybrałem na tekst? Otóż z dumą muszę oznajmić, że udało mi się przetrzymać znakomitą większość natrętów: nawet przed świętami nikt nie chciał mi pożyczać pieniędzy.

Z  Wielkanocnym pozdrowieniem.

Źródło: aleBank.pl