Strefa VIP: Zdobyć to, co niemozliwe

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

bank.2015.07-08.foto.126.a.267xJest pierwszym na świecie człowiekiem, który zimą zdobył Mount Everest. To było ponad 35 lat temu - 17 lutego 1980 r. wraz z Krzysztofem Wielickim wszedł na najwyższy szczyt świata. To, co nowe, niezdobyte było jego wyzwaniem. Zdobywał szczyty w... bankowości inwestycyjnej, tej raczkującej, pełnej wyzwań i wymagającej kreatywności w nowopowstającej, wolnej Polsce. Zaszedł wysoko. W 1991 r. był stażystą w departamencie inwestycji kapitałowych PBR. Cztery lata później kierował - już jako wiceprezes - Domem Inwestycyjnym BRE Banku. Był też wiceprezesem Banku Współpracy Europejskiej i dyrektorem zarządzającym bankowością inwestycyjną w Kredyt Banku. Z bankowości odszedł po 12. latach. Z górami nie rozstał się nigdy. Z Leszkiem Cichym rozmawiał Adam Bogoryja-Zakrzewski

Praca w banku to pasja czy chęć zarobienia na nią? Takie podejście do zawodu ma pana przyjaciel Marek Kamiński – zdobywca obu biegunów w jednym roku?

– O nie! Uznałem, że bankowość inwestycyjna to moje wyzwanie. Po geodezji na Politechnice Warszawskiej, skończyłem kurs na wycenę nieruchomości. Miałem świadomość, że pójdę do banku. Wojciech Kostrzewa ze słynnego Polskiego Banku Rozwoju, miał pomysł, by do bankowości inwestycyjnej, zatrudniać raczej nowych ludzi, najlepiej po studiach technicznych z doświadczeniem w pracy za granicą

A skąd wzięła się pasja wspinania?

– Na rok przez maturą, w 1968 r. pojechałem z bratem na trzy dni w Tatry. Przeszliśmy z Toporowej Cyrhli na Wielki Kopieniec (1311 m). Zobaczyłem mur górski wspaniałych szczytów Tatr. Po powrocie do Warszawy pożyczałem książki o wyprawach. Gdy zostałem przyjęty na Politechnikę, od razu chciałem wstąpić do klubu alpinistycznego. W grudniu 1970 r. wszedłem na Mnicha pod opieką kolegów z klubu. Kolejne sezony to już prawdziwe wspinanie w Tatrach, a po specjalnym kursie – wyjazd w Alpy. Potem była konsekwencja i szczęście. Miałem 23 lata i za sobą zaledwie dwa sezony w Tatrach i jeden w Alpach, ale pojechałem, bo byłem jednym z organizatorów wyprawy, na niezdobyty dotąd Shisparé (7611 m) w Karakorum.

Uświadomiłem sobie, że fascynuję się robieniem czegoś nowego – i to w latach 70., gdy cała bieda PRL-u polegała na tym, że ceniono aktywności ludzkiej.

Zdobył pan ośmiotysięcznik Gasherbrum II (8035 m) – to był ówczesny polski rekord wysokości. Uczestniczył pan w wyprawach na K2, Makalu. Jak to się stało, że wraz z Krzysztofem Wielickim zostaliście wybrani przez Andrzeja Zawadę – kierownika wyprawy na Mount Everest – do ataku na szczyt?

– Skreśliłbym tu słowo wybrani. To była zimowa wprawa, w bardzo trudnych warunkach. W bazie było minus 25 stopni, w wyższych obozach poniżej minus 45 stopni. Do tego dochodziły jeszcze silne wiatry. Z 20. uczestników wspinało się 16. Każdy zrobił tyle, ile mógł. I okazało się, że tylko ja z Krzysztofem Wielickim mamy możliwość ataku na szczyt. Byliśmy w odpowiednim czasie i miejscu, i tylko my mieliśmy ochotę pójść do góry. Miałem wtedy 29 lat. Gdy zobaczyliśmy, że pogoda była ciut lepsza niż nam to opowiadał Zawada, uznaliśmy, że należy próbować. Nie mieliśmy kompleksów. Jednak strasznie wiało. Były ogromne nawisy. Trzeba było uważać. Gdyby to nie był Everest, to chyba byśmy nie weszli.

Co się czuje na szczycie?

– Radość na szczycie tłumiliśmy w sobie świadomie. Nie wolno nam było rozprężyć się. Wspinaliśmy się już ponad 10 lat i wiedzieliśmy, że najważniejsze jest donieść to zwycięstwo do bazy. Na szczycie byliśmy 40 minut. Wzięliśmy próbki skał, trochę śniegu do badań. Zostawiliśmy termometr minimalno-maksymalny – tak by następni, którzy tu dojdą, mogli odczytać minimalną temperaturę – i papieski różaniec. O jego wniesienie jak najwyżej poprosiła nas mama Staszka Latały himalaisty-filmowca, który zginął podczas zejścia z Lhotse.

Zejście było męczące?

– Było dramatyczne. Zaczęliśmy schodzić ok. trzeciej. Była już szarówka. Krzysztof Wielicki nie nadążał. Szedł powoli z powodu odmrożonych nóg. Narastający głó...

Artykuł jest płatny. Aby uzyskać dostęp można:

  • zalogować się na swoje konto, jeśli wcześniej dokonano zakupu (w tym prenumeraty),
  • wykupić dostęp do pojedynczego artykułu: SMS, cena 5 zł netto (6,15 zł brutto) - kup artykuł
  • wykupić dostęp do całego wydania pisma, w którym jest ten artykuł: SMS, cena 19 zł netto (23,37 zł brutto) - kup całe wydanie,
  • zaprenumerować pismo, aby uzyskać dostęp do wydań bieżących i wszystkich archiwalnych: wejdź na BANK.pl/sklep.

Uwaga:

  • zalogowanym użytkownikom, podczas wpisywania kodu, zakup zostanie przypisany i zapamiętany do wykorzystania w przyszłości,
  • wpisanie kodu bez zalogowania spowoduje przyznanie uprawnień dostępu do artykułu/wydania na 24 godziny (lub krócej w przypadku wyczyszczenia plików Cookies).

Komunikat dla uczestników Programu Wiedza online:

  • bezpłatny dostęp do artykułu wymaga zalogowania się na konto typu BANKOWIEC, STUDENT lub NAUCZYCIEL AKADEMICKI