Rozważania o Abenomice i tajemniczym skoku notowań benchmarkowych amerykańskich obligacji

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

gielda.03.400x266.

  • Największe banki rewidują prognozy co do QE w Japonii
  • Długi weekend - na rynkach sennie
  • Dane z USA i Kanady miały szansę przyciągnąć nieco zainteresowania

W nocy Japonia opublikowała lepsze dane i niespodziewanie największe banki światowe rewidują swoje prognozy co do kolejnych działań stymulujących, jakie jeszcze może wprowadzić Bank of Japan. Faktycznie było to nieuniknione, szkoda tylko, że ja nie mogę „zrewidować” mojego wskaźnika zysku/straty z zamkniętych pozycji, gdy już jestem „mądry po szkodzie”…

Chodzi o to, że BoJ zrobił, co mógł, i teraz ma efekty. Wyniki takie jak te z ostatniej nocy będą wywoływać uśmiech na twarzach przywódców, ale głęboko w sercu muszą się oni nadal zastanawiać, jak długo jeszcze czary będą działać i czy naprawdę mogą jeszcze dalej pobudzać gospodarkę (w razie gdyby pojawiła się taka możliwość/konieczność). Jeśli czytacie tego bloga już od jakiegoś czasu, znacie moje odczucia na temat Abenomiki i wiecie, że ogólnie w nią nie wierzę. Nie sprzedam JPY, ale może to jest już mój własny krzyż, który muszę ponieść.

Poza tym mamy za sobą kolejną w zasadzie spokojną noc, gdyż wielu (z pewnością tu w Londynie) na koniec wczorajszego dnia wróciło do domów zastanawiając się, o co chodziło z tym skokiem notowań amerykańskich obligacji 10-letnich. Żaden z moich rozmówców nie ma wyraźnego wytłumaczenia czy interpretacji dla tego ruchu, a wyjąwszy typową sprzedażową odpowiedź „cóż, to była po prostu fala masowego zamykania krótkich pozycji, czyż nie?” nie jesteśmy ani trochę mądrzejsi. Rotacje, zmiany w pozycjach, ciężkie ręce przed wydarzeniami przyszłego tygodnia – powodem mogły być wszystkie, niektóre i równie dobrze żadne z powyższych czynników. Ale i tak, niezależnie od wszystkiego, rentowność papierów 10-letnich jest szczerze mówiąc niedorzeczna.

Dzisiaj rynek pracuje w pełnym trybie końca miesiąca, ale tak naprawdę związane z nim przepływy zaczęły się w tym tygodniu już we wtorek. Cokolwiek jeszcze pozostało z nich na czas w okolicach fixingów, będą to zapewne ostatnie resztki, więc może zmienność nie będzie wtedy tak wielka. A w ogóle to krążą plotki, że w tym miesiącu wszystko ma sprzyjać sprzedaży USD… Cóż, zobaczymy.

W dniu dzisiejszym nie mamy zbyt wiele ważnych tematów, gdyż spora część Europy wykorzystała wczorajszy dzień wolny, by zrobić sobie długi 4-dniowy weekend. Po południu poznaliśmy trochę danych ze Stanów Zjednoczonych i Kanady – pierwsze z tych państw poinformuje o dochodach i wydatkach Amerykanów oraz o nastrojach wśród konsumentów, drugie – o swoim PKB.

Konkluzja jest taka, że jeśli spodziewacie się fajerwerków, najlepiej zrobicie sami zarządzając swoimi oczekiwaniami. Jedyną niespodzianką mogła być Kanada – nadal utrzymuję, że sytuacja tam jest lepsza, niż są to skłonni przyznać inwestorzy planujący krótkie pozycje w CAD. Rynek uparcie ładuje się w długie pozycje na USD/CAD, ale są to „słabe ręce”, a w razie rozsądnych danych mogliśmy nieodmiennie spaść w okolice poziomu 1,0700, gdzie czekali kolejni kupujący szukający dobrych okazji (przynajmniej w ich mniemaniu). I wiecie co, na 1,0730 może faktycznie to będzie okazja… Oczywiście zakładając, że będą zadowoleni, jeśli para ta nie wyjdzie poza 1,0900.

Ale jak zawsze w piątek, nie ma potrzeby rujnować sobie weekendu tanią zagrywką.

Kaski włóż! I powodzenia!

Ken Veksler
Saxo Bank