Portfel tenisisty

Portfel tenisisty
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Wszystko jedno, jak się nazywam. Ważne, że piszę prawdę. Jestem tenisistą, chyba nie takim najgorszym, skoro od kilku lat regularnie gram w turniejach Wielkiego Szlema i raczej nie odpadam z nich w pierwszych rundach

Artur St. Rolak: W sporcie zdarzają się kontuzje, a tenisista niegrający po prostu nie zarabia

Znajomi często mówią mi, ile zarabiam. To zabawne, bo przed nikim się nie chwalę. Mylą się, i to bardzo – korzystając z ogólnie dostępnych źródeł, widzą tylko moje przychody. To utwierdza ich w przekonaniu, że tenisiści zarabiają krocie. Jeśli tak, to zajrzyjmy komisyjnie do mojego portfela. Obiecuję, że niczego – jak przed fiskusem – nie będę przed wami ukrywał.

 

Nagrody turniejowe są podstawowym źródłem moich dochodów. W zeszłym roku zarobiłem na korcie ok. 4 milionów dolarów, ale to był jeden z najlepszych sezonów w mojej karierze. Zwróćcie, proszę, uwagę, że nikt nie może mi zagwarantować, ile wygram w tym roku.

 

Może pięć, a może tylko milion. Bo w tenisie nie ma stałej pensji ani premii kwartalnych i rocznych. W sporcie zdarzają się kontuzje, a tenisista niegrający po prostu nie zarabia.

Są jeszcze kontrakty sponsorskie. Najlepsi nie tylko nie płacą za rakiety, odzież, buty i inne akcesoria, a jeszcze dostają za to pieniądze od ich producentów. Na stroju meczowym można reklamować wszystko, co zgodne z prawem i regulaminami. Sponsoring to jednak nie dobroczynność, lecz inwestycja. Pieniądze muszą się zwrócić w postaci reklamy w mediach, głównie w telewizji.

 

Kto zaczyna coraz częściej przegrywać, kogo kamery pokazują coraz rzadziej, ten nie może liczyć na nowy, równie korzystny kontrakt.

 

Liczy się zresztą nie tylko sama gra, ale także mnóstwo innych czynników – osobowość zawodnika, jego popularność, pochodzenie… Nawet bardzo dobry tenisista, ale z niewielkiego i biednego kraju, nie dorówna pod tym względem rywalom z krajów dużych i zamożnych.

 

Bo to wszystko przekłada się przecież na oglądalność w telewizji i potencjalny rynek zbytu reklamowanych towarów i usług.

Mam 30 lat. Moi rówieśnicy wykonujący inne zawody przejdą na emeryturę w połowie stulecia. Chyba nikt sobie nie wyobraża, że będę w stanie grać tak długo. Może jeszcze trzy, może nawet pięć sezonów.

Pewne, że od pewnego momentu moje nagrody turniejowe będą coraz niższe, a sponsorzy zaczną mnie unikać. Zanim nauczę się czegoś innego niż gra w tenisa, musi minąć trochę czasu. Z czego będę wtedy żył? Z tego, co odłożyłem i nadal odkładam.

A czy zauważyliście, że w ogóle nie wspomniałem dotąd o kosztach? O zatrunieniu trenerów, masażystów, o biletach lotniczych z jednego końca świata na drugi, o rachunkach za hotele? O podatkach…

Źródło: aleBank.pl