Piłka…

Piłka…
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Pisząc poprzedni tekst, miałem nadzieje na dobry występ Polaków na mundialu. Jakże się zawiodłem... Pamiętają Państwo piosenkę z 1974 roku "piłka jest okrągła, a bramki są dwie", śpiewaną przez naszą ówczesna reprezentację? Zgodnie z tymi słowami z Senegalem bramki były dwie. Piszę to przed meczem z Kolumbią - "meczem o wszystko". I oczywiście zastanawiam się, czy z Japonią zagramy już tylko o honor? Ale krytykować nie zamierzam. "Jeśli nie stać was na wsparcie, kiedy przegrywamy - nie macie prawa wspierać nas, kiedy wygrywamy" - powiedział kiedyś sir Alex Ferguson. Wspieram, ale nie oglądam. Dbam o swoje nerwy i serce.

A patrząc na mecze mistrzostw, mam potwierdzenie swoich wieloletnich przemyśleń. Po pierwsze, reprezentacje narodowe zabija możliwość zatrudniania przez kluby dowolnej liczby obcokrajowców. Doszło do tego, że kiedyś w meczu pucharowym drużyny angielskiej z włoską grał jeden Włoch… bramkarz drużyny z Wysp! Gwiazda typu Ronaldo czy Messi ma w Realu czy Barcelonie wsparcie 10 piłkarzy na wysokim poziomie – a w reprezentacji ten poziom trzyma w najlepszym razie kilku. Po co klub ma wychowywać młodzież, skoro na każdą pozycje można kupić piłkarza już ukształtowanego, a z młodego może coś wyrośnie, a może nie? W rezultacie coraz wyraźniej widać, że najlepsze kluby przewyższają pod każdym względem sporą część – jeśli nie większość – reprezentacji narodowych. Być może niektórzy pamiętają radziecki eksperyment,  kiedy reprezentację tworzyli piłkarze jednego klubu – Dynamo Kijów. Grali tam wszyscy najlepsi z innych klubów – i trenowali ze sobą na co dzień, a nie, jak w przypadku zwykłej reprezentacji, od święta. I efekty były. Brak codziennego zgrania bardzo dokładnie pokazali nasi piłkarze.

Druga sprawa to również efekt kasy: przemęczenie piłkarzy. Po wyczerpującym sezonie, w przypadku najlepszych klubów „uzupełnionym” występami w jakichś dziwnych turniejach i tournee, trudno się dziwić, że w tak ciężkiej imprezie, jak mundial, nie są już, delikatnie mówiąc, w najlepszej formie (z małymi wyjątkami).

I na koniec uwaga już zupełnie subiektywna: w jednej drużynie nie powinno grać więcej jak 2-3 Francuzów. 11 to za dużo.