„Obcych” ciągle nie lubimy, ale są nam potrzebni

„Obcych” ciągle nie lubimy, ale są nam potrzebni
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Obcy budzą emocje. Zważywszy, że homo sapiens bytować miał najpierw tylko gdzieś w Afryce Wschodniej, a dopiero potem rozpełzł się po Ziemi, populistyczny sprzeciw wobec wędrówek ludów jest fascynujący.

Jan Cipiur: Chcemy pełnej wolności wjazdu i osiedlania się gdzie bądź dla siebie, sami więc otwórzmy się na „obcych” w naszym kraju

Na Zachodzie są z reguły za, a nawet przeciw. Prezydent Trump zwolnił w sierpniu dwóch członków rady dyrektorów (nadzorczej) Tennessee Valley Authority, państwowego molocha hydroenergetycznego założonego jeszcze w 1933 r. przez Roosevelta, za to, że tamtejszy Orlen chciał zatrudnić 200 speców od IT z zagranicy.

Migracje od początku świata

Szefostwo firmy pokajało się i jest chyba po sprawie. Dla równowagi pojawiają się liczne opinie, że zatrzymanie imigracji do Stanów może być dla kraju bardzo złe w skutkach, a dla amerykańskich miast niemalże mordercze.

Również w tym miejscu pojawia się paradoks i to co najmniej dwupiętrowy. Przez całe stulecia ważnym zajęciem kolonizatorów-imigrantów przybywających do Ameryki stadami z Europy było wyrzynanie i wykańczanie tubylców, okresami na skalę – pardon le mot – przemysłową.

Nie wiadomo też, czy owi tubylcy nie wyrżnęli przedtem jakichś hipotetycznych człowiekowatych po swoim przybyciu tam 15 tysięcy lat temu, podobno od strony cieśniny Beringa, bo tak daleko żaden przekaz nie sięga. I tego, i tego co było jeszcze wcześniej, chyba nigdy już się nie dowiemy.

COVID-19 zahamował migracje

Nie ma wśród specjalistów zgody, ilu Indian zamieszkiwało Amerykę przed Kolumbem. Minimaliści twierdzą, że jakieś 2 miliony, maksymaliści, że nawet 18 milionów.

W każdym razie, pod koniec XIX wieku zostało ich niecałe ćwierć miliona, a nieodwołalne prawo do pełnego obywatelstwa USA uzyskali dopiero w 1924 r. Dziś rdzenni Amerykanie stanowią niecały jeden procent ludności Stanów, czyli jest ich ok. 3 milionów, ale to wskaźnik chyba zawyżony, zaś próby szczegółowego ustalenia precyzujące liczbę przeczyłyby godności i zasadzie równości.

Ameryka to w całości teren zamieszkały przez imigrantów, których wielka część na czele z przywódcą zachowuje się jak pies ogrodnika, ustawiając szlabany na granicach. Jeśli pamiętać o budowie muru na granicy z Meksykiem to nie ma wątpliwości, że pandemia Covid-19 jest tylko świetnym pretekstem dla powstrzymywania imigracji.

Między styczniem a majem 2020 r. liczba wydanych stałych i okresowych wiz wjazdowych do USA spadła o 90 proc. W styczniu tego roku Departament Stanu wydał 61 tys. wiz dla osób ze szczególnie pożądanymi kwalifikacjami. W kwietniu ich liczba spadła do 494 i utrzymywała się na bardzo niskim poziomie do lipca (ok. 2200).

Imigracja napędza gospodarkę

Tymczasem, pomyślność Ameryki to wielkiej mierze efekt pracy głów i rąk imigrantów. W Nowym Jorku mieszka ok. 3,1 mln osób urodzonych poza USA i stanowią oni 37 proc. mieszkańców.

Imigranci są właścicielami ponad połowy biznesów działających w największym mieście Stanów. Tamtejsi skrupulatni statystycy twierdzą, że imigranci wytwarzają produkt brutto o rocznej wartości 232 mld dolarów, czyli tyle, ile prawie połowa polskiego PKB.

Cały nowojorski produkt wytwarzany przede wszystkim na Wall Street i przez wielkie korporacje z siedzibami w tym mieście to 1 732 mld dolarów w 2019 r., a więc 13,4 proc. udziału w nim przybyszy z zagranicy to jednak wielki zastrzyk. Nowy Jork nie jest jedyny. W Miami udział imigrantów w liczbie mieszkańców wynosi aż 58 proc. W Los Angeles tyle samo co w Nowym Jorku, nieco ponad 37 proc.

Restrykcje wjazdowe uderzają w jeden z najlukratywniejszych biznesów amerykańskich, tj. w tamtejsze uniwersytety i szkoły wyższe. Szkody są dwuwymiarowe: bieżące, finansowe i przyszłe, rozwojowe. W 320-milionowym kraju studiuje prawie 20 mln osób, z tego niemal 1,1 mln to studenci zagraniczni. Amerykańska Rada ds. Edukacji (ACE) szacuje, że tych drugich będzie w tym roku akademickim o 25 proc. mniej niż przed rokiem, a przychody szkół wyższych będą mniejsze o 25 mld dolarów.

W 2018 r. korzyści dla Ameryki z przyjmowania studentów z zagranicy wynieść miały 41 mld dolarów, a ich obecność podtrzymywać tam miała aż 460 tysięcy miejsc pracy. Najlepsi absolwenci z zagranicy są celem rekrutacyjnym najlepszych amerykańskich pracodawców, a ich późniejsza kariera zawodowa to dla Ameryki największa korzyść ze studentów zagranicznych

Najliczniej przyjeżdżają na studia do Stanów Chińczycy (370 tys. w roku 2018/19). Na liście 25 państw, z których przybywa po naukę najwięcej młodych ludzi nie ma Polski, choć jest oczywiście W. Brytania, ale także Niemcy, Francja i Hiszpania z uniwersytetami na poziomie o niebo wyższym niż u nas.

Imigracja nad Wisłą

W podejściu do obcych na własnej ziemi Polacy są ani gorsi, ani lepsi od innych. Mnóstwo z nich powtarza więc gorliwie za wybitnym czarnoskórym myślicielem, że jeśli Kali ukraść krowę – dobrze, Kalemu ukradli bydlę – źle.

Podkreślamy zatem nasze „niezbywalne” prawa do osiedlania się i pracy na obczyźnie, ale u nas nie chcemy imigrantów. Jest zatem naszych, czyli urodzonych w Polsce, ale osiadłych w Wielkiej Brytanii, Niemczech, USA, Francji i w całej reszcie świata zapewne ok. dwóch milionów, jeśli nie więcej. Z ich ciężkiej pracy korzystają obce państwa.

Wg oficjalnych danych z www.migracje.gov.pl, w Polsce przebywa obecnie ok. 450 tysięcy cudzoziemców z ważnymi dokumentami pobytu. Szefowa ZUS podała, że w ZUS zarejestrowanych jest (wrzesień 2020 r.) niemal 660 tys. cudzoziemców. Prawdziwa liczba jest z pewnością większa i to raczej znacznie. Ilu dokładnie lub nawet w przybliżeniu imigrantów przebywa w Polsce nie wiemy, bo to wiedza niewygodna dla rządu, który jest w tej sprawie ambiwalentny z powodu rozjazdu retoryki politycznej skierowanej w stronę rodaków nielubiących obcych z oczywistym interesem ekonomicznym kraju.

Czy tego chcemy, czy nie wędrówka ludów będzie trwała. Przemieszczanie się ludzi po świecie to dobry skutek globalizacji, wszechobecnej informacji dostępnej dla każdego i z każdego miejsca oraz większej wolności dla ludzi w wyniku słabnięcia najróżniejszych reżimów. Chcemy pełnej wolności wjazdu i osiedlania się gdzie bądź dla siebie, sami więc otwórzmy się na „obcych” w naszym kraju.

Pamiętajmy lub uświadommy sobie, że chów wsobny zawsze szkodzi. Chwalimy się od ponad 100 lat dwoma Noblami naukowymi przyznanymi Marii Skłodowskiej. Cały świat zna ją wszakże jako Curie, także dlatego, że nie pracowała w Polsce, a we Francji. Noblistów naukowych, emigrantów urodzonych na ziemiach polskich, głównie Żydów, jest dotychczas siedmiu, a razem z panią Curie – ośmiu. Wyjechali, bo nie było im u nas dobrze.

Jakby nie patrzeć, aktywna polityka imigracyjna jest Polsce potrzebna. Świat już wie, jak u nas z tą sprawą jest, więc nie ma strachu – nie zaleje nas imigracja gejów, lesbijek i osób transgender. Czas też na przypomnienie, że minęły nad Wisłą bezpowrotnie czasy diety opartej na kaszy ze zsiadłym mlekiem lub kapustą w dni powszednie oraz rosołu i kury z ziemniakami w niektóre niedziele. Królem u nas jest kebab, a królową pizza zaś od święta rządzi przecież sushi.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.

Źródło: aleBank.pl