Niemcy pozostawią elektrownie jądrowe?

Niemcy pozostawią elektrownie jądrowe?
Elektrownia atomowa Fot. Pixabay.com
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Der Spiegel informuje w swym najnowszym wydaniu, że Niemcy gwałtownie zmieniają zdanie w sprawie ostatecznego unieruchomienia ostatnich trzech elektrowni atomowych działających w kraju.

Już 70 proc. osób indagowanych przez tygodnik opowiada się za przedłużeniem ich funkcjonowania przynajmniej do momentu  ustania paneuropejskiego kryzysu energetycznego wywołanego przez Rosję.

The Wall Street Journal twierdzi z kolei, że rząd przygotowuje już decyzje o odstąpieniu od zamknięcia z końcem roku niemieckich siłowni atomowych.

Klamka jeszcze nie zapadła, bo podpis pod nimi musi złożyć kanclerz Olaf Scholz. W grę wchodzi także akceptacja przez Bundestag. Jednak na podstawie opinii przekazanych przez wysokich urzędników rządowych w Berlinie gazeta uważa, że przyjęcie odpowiednich przepisów to kwestia najdalej kilku tygodni.

Atomowe 6 procent w mixie energetycznym

Potencjalne wycofanie się z wdrożonego przez byłą kanclerz Angelę Merkel planu całkowitego odejścia przez Niemcy od energetyki atomowej nie uchroni kraju od znacznego niedoboru surowców energetycznych, ale uczyni deficyt nieco znośniejszym, bowiem udział siłowni atomowych w produkcji energii elektrycznej wynosi w Niemczech solidne 6 proc.

Utrzymanie ich w ruchu pozwoli na przekierowanie gazu ziemnego i węgla na produkcję ciepła i na niewielkie zmniejszenie zakresu awaryjnego wykorzystania uśpionych bloków energetycznych opalanych oboma tymi surowcami. W ekologicznie nastawionym kraju ma to spore znaczenie.

Udział zakupów w Rosji w całkowitym zużyciu gazu ziemnego w Niemczech wynosił do tej pory ok. 65 proc. przy średniej unijnej 39 proc. Wskaźnik dla Polski był nieco mniejszy – 55 proc.

Z uwagi na ogromny przemysł przetwórczy używający gazu w procesach wymagających wysokich temperatur oraz rozbudowany sektor chemiczny, gaz ziemny to w Niemczech surowiec strategiczny w pełnym znaczeniu tego słowa, więc liczy się każda możliwość poprawy jego dostępności. W obliczu anomalii pogodowych w wyniku zmian klimatycznych trzeba się też liczyć z wyskokiem w postaci bardzo mroźnej zimy.

Każde (relatywne) zmniejszenie zużycia gazu przez niemieckiego kolosa to także niewielkie, bo niewielkie, ale jednak osłabienie presji konkurencyjnej w zmaganiach państw UE, w tym Polski, o dostawy surowca z alternatywnych źródeł zaopatrzenia.

Dlaczego Niemcy nie lubią atomu?

W tych okolicznościach doniesienia The Wall Street Journal brzmią bardzo wiarygodnie, chociaż w obliczu dotychczasowego nastawienia Niemców, lepiej poczekać na kropkę nad i.

Mieszkańcy Niemiec są „zieloni”, ale zamiast zamykać kopcące niemiłosiernie elektrownie na węgiel brunatny i kamienny wolą zawieszać kłódki na czystych choć wymagających uwagi reaktorach atomowych? W głowie się nie mieści.

Niemcy są niewątpliwie liderami w obszarze energii odnawialnej, ale wskutek dobrego PR obserwatorom z wewnątrz i zewnątrz kraju umyka fakt, że w 2021 r. produkcja prądu z węgla brunatnego wyniosła tam 108,3 TWh, a z węgla kamiennego 54,3 TWh. Razem ponad 160 TWh, czyli równowartość całkowitej produkcji energii elektrycznej w Polsce. Jeśli zatem trujemy i brudzimy, to oba kraje po równo, choć inni wierzą, że my bardziej.

W państwach sąsiednich, gdzie racjonalność Niemców oraz ich proekologiczne nastawienie są doskonale znane, ale także gdzie indziej na Zachodzie, decyzja o zamknięciu tamtejszej energetyki atomowej była i jest niezrozumiała.

Zasadnicze tego podłoże jest dwojakie, ale zasilane może być z tego samego źródła.

W latach 60. XX wieku w dorosłość wkraczało pokolenie, które urodziło się w czasie II wojny i po niej. Nieźle wykształceni i w miarę zasobni młodzi ludzie (niemiecki cud gospodarczy) nie mieli i nie chcieli  mieć nic wspólnego ze zbrodniami swoich rodziców. W siłę rósł pacyfizm w swej najostrzejszej, nieprzejednanej postaci.

Atom kojarzył się młodym Niemcom znacznie bardziej z bombami i pociskami, niż z jego przemysłowym wykorzystaniem, zaś postawy antywojenne były skwapliwie podsycane przez Związek Sowiecki, który dzięki bastionowi w NRD nie miał z tym prawie żadnych kłopotów.

Z drugiej strony powszechne było wśród młodego pokolenia poczucie winy za zbrodnie i straty wojenne poniesione przez napadane przez III Rzeszą państwa. Zdawano sobie też sprawę, że największy rozbój i najkrwawsze zbrodnie popełniano na wschodzie Europy, w tym zwłaszcza na terenach ówczesnego ZSRR. Po części z rozmysłem, po części nieświadomie uznawano, że współpraca gospodarcza z Moskwą będzie rodzajem zadośćuczynienia.

Pod koniec XX wieku pokolenie rewolucji 1968 r. nosiło już garnitury i żakiety. Ikoną jest niegdysiejszy radykał studencki b. wicekanclerz Joschka Fischer, ale szeregi establishmentu, w tym polityczno-rządowego, zasiliły setki tysięcy ludzi przesiąkniętymi ideałami z młodości.

Kreml im sprzyjał, czego najjaskrawszym dowodem jest pokanclerska kariera Gerharda Schrödera w rosyjskim sektorze naftowo-gazowym. Im większa zależność Niemiec od surowców energetycznych z Rosji, tym dla Kremla lepiej, więc elektrownie atomowe nad Renem były dla Rosji solą w oku.

To polityka uprawiana w świetle dnia i w utajnieniu, a nie rachunek ekonomiczny i względy ekologiczne stały i stoją za unicestwieniem energetyki jądrowej w Niemczech, a obecny kryzys pozwala lepiej to rozumieć.

Źródło: aleBank.pl