Nie jestem baranem, czyli rzecz o przyszłości

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

zus.01.400x259"Nie jestem baranem" da się najczęściej usłyszeć gdy zapytamy przeciętną młodą osobę o jej stosunek do obowiązkowych ubezpieczeń społecznych. No tak, bo obowiązek kojarzy się wielu z pilnowanym w górach stadem. A może obowiązek jest jednak dla nas dobry?

„Ludzie mają wolną wolę i rozum dlatego sami powinni podejmować ważne decyzje w swoim życiu, w tym te o ubezpieczeniu. Sam lepiej zadbam o swoje sprawy niż zrobi to państwo.” Trudno się nie zgodzić z tym tokiem rozumowania. Wszak każdy z nas ma wolną wolę i swój rozum. Trudno się też nie zgodzić z tym, że generalnie dbamy o swoje sprawy, bo przecież są one nasze. Tylko, czy wśród szeregu tych naszych spraw jesteśmy w stanie zadbać o swoje ubezpieczenia społeczne, czyli ubezpieczenie emerytalne, rentowe, chorobowe, no i jeszcze na dodatek zdrowotne? Czy wśród szeregu ważnych spraw, tą o ubezpieczeniu uznajemy za priorytetową? Czy mając 20-30 lat nie jesteśmy przypadkiem przekonani, że oto właśnie chwyciliśmy pana Boga za nogi i tak będziemy trzymać przez najbliższe kilkadziesiąt lat? Myślimy: choroba, wypadek? – to nie w moim przypadku. Starość zaś jest tak odległa jak problemy socjalne w Kolumbii. Ważne jest tu i teraz: dom, samochód, wakacje. Jak to wszystko już będzie to pomyśli się o reszcie. Dorobię się trochę i zacznę się ubezpieczać. Czy wielu z nas tak właśnie nie myśli?

150318.komiks.450x

Nie myślimy o swojej przyszłości

W przeprowadzonym kilka lat temu badaniu opinii publicznej Polacy mieli odpowiedzieć na pytanie: czy ubezpieczyliby się prywatnie, gdyby zlikwidowano powszechne i obowiązkowe ubezpieczenia społeczne? „Tak” odpowiedziało jedynie 20 procent badanych. Czyli upraszczając, jedynie 1/5 naszego społeczeństwa mogłaby liczyć na rentę, emeryturę, czy zasiłek chorobowy. No ale przecież w przypadku niezdolności do pracy, czy starości ktoś tym 80 procentom społeczeństwa będzie musiał zapewnić przynajmniej minimum bytowe – państwo wszak troszczy się o swoich obywateli. Upraszczając więc jeszcze bardziej: ktoś tym 4/5 Polaków będzie musiał te wszystkie – przynajmniej minimalne – świadczenia sfinansować. A zrobi to państwo z pieniędzy tych, którzy właśnie pracują. W przypadku braku składek na ubezpieczenia społeczne, emerytury i renty popłyną więc z podatków, te zaś będą musiały wzrosnąć, żeby pokryć rosnące wydatki. Logika jest tu prosta, a wskazana 1/5 zapobiegliwych Polaków zapłaci dwa razy: raz za swoją emeryturę, a drugi – za emeryturę tych, którzy o niej nie pomyśleli.

I jeszcze jeden przykład. W 2012 r. Zakład Ubezpieczeń Społecznych ostatni raz losowo przydzielał do otwartych funduszy emerytalnych (po zmianie prawa przez Parlament brak deklaracji oznacza decyzję o odkładaniu składek jedynie w ZUS) wszystkich tych, którzy mimo takiego obowiązku, nie zdecydowali o wyborze OFE. Z 481 tysięcy osób, samodzielnie wyboru OFE dokonało wówczas jedynie 7 tysięcy. Kolejne 118 tysięcy osób zawarło umowę z funduszem emerytalnym po tym jak przypomniał im o tym ZUS. Zaś 356 tysięcy osób, mimo przypomnienia z ZUS, nie zdecydowało się podjąć samodzielnej decyzji o wyborze OFE. Niestety ukazuje to dość małą wagę jaka przykładamy do naszej przyszłości.

Czy prywatny jest lepszy?

Ale może przynajmniej prywatny ubezpieczyciel społeczny byłby lepszy niż ten państwowy? Może prywatnie mogę się lepiej zabezpieczyć nić publicznie? Może i można, ale czy będzie to tak szerokie ubezpieczenie, czy nie będzie zawierało szeregu tzw. wyłączeń i czy w końcu nie będzie dużo droższe? Otóż prywatny ubezpieczyciel ma to do siebie (poza szeregiem niewątpliwych zalet), że musi zarabiać. Oznacza to, że produkty ubezpieczeniowe muszą przynosić mu zysk. Oznacza to też, że musi minimalizować ryzyko zbyt dużych i zbyt częstych wypłat. Czy więc osoby obciążone chorobami genetycznymi lub pracujące w niebezpiecznych warunkach będą miały łatwość w dostępie do ubezpieczeń? Niestety nie. Poza tym im więcej ubezpieczycieli tym mniej klientów u każdego z nich i tym większe ryzyko finansowe przed którym musi się zabezpieczyć każdy z nich. Mimo więc, iż często daje się słyszeć stwierdzenie „składki są zbyt wysokie” to relatywnie są one niepomiernie małe w odniesieniu do sytuacji, w której nie byłoby powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych.

Wojciech Andrusiewicz,

Rzecznik Prasowy ZUS