Nadpłynność i niskie oprocentowanie lokat

Nadpłynność i niskie oprocentowanie lokat
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Niesłuszne jest obarczenie banków za wszelkie zło świata, ale też nie należy przed nimi ciągle padać plackiem. Mnóstwo klientów złorzeczy obecnie na zabór sporych części ich oszczędności złożonych w bankach, wytykając, że oprocentowanie depozytów jest ujemne w relacji do inflacji.

W 2021 r. średnioroczna inflacja wyniosła 5,1 proc. Ostatniego dnia tamtego roku depozyty złożone w bankach miały wartość 940,7 mld zł, natomiast odsetki od depozytów wypłacone w całym 2021 r. – 772 mln zł. Przeciętna stopa oprocentowania oszczędności wyniosła zatem ok. 0,1 proc. Była realnie mocno ujemna, wyniosła minus 5 proc. (5,1 proc. inflacji minus 0,1 proc. odsetek = 5 proc.).

Inflacyjny nadzwyczajny dochód banków na oszczędnościach Polaków mógł zatem wynieść ok. 47 mld złotych, choć rzeczywisty był co nieco mniejszy, bo spora część pieniędzy jest na rachunkach a vista, które z definicji są oprocentowane w okolicach zera.

Z drugiej strony wielkość tzw. depozytów bieżących była i jest sztucznie zawyżona, ponieważ większości klientów szkoda czasu na zakładanie depozytów terminowych skoro różnica na ich korzyść była niezauważalna.

Nadpłynność i transfery socjalne

W odpowiedzi na zarzuty dotyczące pazerności banków mowa głównie o tzw. nadpłynności banków, czyli nadwyżki gotówki pod ich zarządem ponad rzeczywisty popyt na kredyty i pożyczki.

W warunkach niepewności legislacyjnej oraz organizacyjnej zapaści sądów balansujących na krawędzi zaufania społecznego firmy istotnie sięgają po kredyt z wielką ostrożnością.

Jednak nadpłynność jest także skutkiem olbrzymich zakupów bonów NBP przez banki komercyjne, ponieważ takie lokowania gotówki uwalnia je od podatku bankowego.

Polski bank centralny prowadzi zatem redystrybucyjną politykę monetarną – tzn. zwiększa podaż pieniędzy wykorzystywanych potem przez rząd głównie w celach socjalnych […], kosztem oszczędzających

Byli członkowie RPP (B. Grabowski, J. Pruski) wskazują, że od lutego 2021 do lutego 2022 portfel bonów pieniężnych NBP w posiadaniu banków komercyjnych wzrósł z ok. 90 mld zł do ok. 200 mld zł. Natomiast środki pieniężne banków ulokowane na rachunkach w NBP z ok. 60 mld zł do ok. 100 mld zł.

Polski bank centralny prowadzi zatem redystrybucyjną politykę monetarną – tzn. zwiększa podaż pieniędzy wykorzystywanych potem przez rząd głównie w celach socjalnych (tarcze, dodatki, 13. i 14. emerytury itd., obniżenie podatków) kosztem oszczędzających, których spora część jest zresztą beneficjentami tych programów.

Gra w bony i w podatki

Banki cieszą się w każdej gospodarce rynkowej statusem specjalnym, choć lubią powtarzać, że są zwykłymi przedsiębiorstwami działającymi dla zysku i radości właścicieli.

Po pierwsze, sporo z nich jest „zbyt wielkich, żeby upaść”. Jednak również te mniejsze podlegają w razie kłopotów ochronie w obawie przed gniewem wyborców, więc zawsze mogą liczyć na pomocną dłoń władz, które wesprą je pieniędzmi podatników.

Innymi słowy, każdy z banków ma prawo do błędów i do ich naprawy, ale pieniądze na to my musimy wyłożyć.

Po drugie, banki działają pod ochroną stworzonego dla nich monopolu. Czy chcemy tego, czy nie, jako Kowalscy lub dyrektorzy i prezesi, musimy mieć konto/konta w bankach, bo nakazują to ustawy regulujące sposoby płatności i transferów gotówki.

Nie, banki nie są takimi samymi firmami jak wszystkie inne. Są niezbędne, im są sprawniejsze tym lepiej dla wszystkich, ale z racji szczególnego statusu muszą mieć wzgląd na miliony swoich klientów, również w zakresie zysków.

Obecny rozziew między wysokością inflacji, a oprocentowaniem depozytów jest nie do obrony. Argument o nadpłynności jest po części bałamutny, bowiem „widziały gały, ile bonów brały”.

Za dużo w bankach wytrawnych ekonomistów, żeby nie przewidzieć konsekwencji gry w bony z bankiem centralnych i z fiskusem w podatki.

Kto liznął choćby odrobinę ekonomii z dobrych starych książek, ten wie, że umożliwienie „drukowania” pieniędzy na potrzeby rządu poprzez masowe zakupy bonów NBP przez banki skończy się jak najgorzej.

Za błędy trzeba ponosić konsekwencje: zbyt wysoka nadpłynność jest faktem, niech stanie się faktem niższy zysk z powodu ustalenia stóp procentowych od depozytów idących krok w krokiem z inflacją.

Także NBP może zacząć rekompensować skutki inflacji oszczędzającym Polakom, oferując im swoje papiery wartościowe oprocentowane zgodnie ze stopą inflacji. NBP wspierał rząd swoim zyskiem, nich raz wesprze Polaków, zwłaszcza, że ma dziś za kołnierzem znacznie więcej niż banki komercyjne

I jeszcze jedno, żeby nie było, że potraktowałem święte banki zbyt ostro.

Od 45 lat mam konto w największym polskim banku. Na tym jednym koncie kilka rachunków. Kilka tygodni temu, z powodów czysto technicznych, przelałem kilka tysięcy z jednego rachunku na drugi. Czy w ramach jednego konta przelew był bezpłatny? Bynajmniej – kosztował 9,99 zł. Ręce opadają!

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.
Źródło: aleBank.pl