My ludzie, powiedzmy dość

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Światowe instytucje finansowe zaangażowały się w spekulację, doprowadzając do sytuacji, że 97 proc. obracanego kapitału nie ma powiązania z realną gospodarką. Na każdego mieszkańca ziemi przypada 150 tys. dolarów wirtualnych.

Nadal rzeczywiste zagrożenie – wskutek nieodrobionej lekcji po upadku banku Lehman Brothers i kryzysu 2008 r. – stwarza rynek instrumentów pochodnych, zwanych derywatami, pozostający w dużej części poza jakimkolwiek nadzorem. Jego wartość szacowana była na 1500 bln USD, to dziesięciokrotnie więcej niż wartość wszystkich akcji i obligacji na świecie i 20 razy więcej niż produkt światowy brutto. Derywaty, które miały służyć jako ubezpieczenie dla inwestorów, stały się narzędziem gigantycznej spekulacji. Niebezpieczny jest efekt dźwigni: strona transakcji, w celu jej zawarcia nie musi posiadać pełnej kwoty wartości instrumentu, wystarczy procentowa część, możliwe zyski lub straty są więc niewspółmiernie wyższe od zaangażowanego kapitału. Widać to na przykładzie rekordowych strat poniesionych w 2008 r. m.in. przez Morgan Stanley – 9 mld USD i Société Générale – 7 mld USD.

Nie byłoby w tym nic oburzającego, gdyby tłuste koty, jak określa się bankierów z Wall Street, grały własnymi miliardami. Problem w tym, że globalne koncerny finansowe, konsekwencje swojej chciwości i ryzyko akcjonariuszy przeniosły na barki państw, a więc wszystkich obywateli. Same do żadnej odpowiedzialności się nie poczuwają, o czym świadczą ich wysokie apanaże i prowizje. Chciwość jest więc zła, zdają się potwierdzać, ale nie dla nas. – Świat zboczył z racjonalnej i bezpiecznej drogi rozwoju, wkraczając na być może bardziej dynamiczną, lecz niosącą ogromne zagrożenia. Przypomina to zejście z utartego szlaku na ścieżkę prowadzącą skalną półką. Kroczenie nad urwiskiem grozi osuwaniem się gruntu aż do momentu, kiedy dalsza wspinaczka okazuje się niemożliwa, ale też powrót jest o wiele trudniejszy – mówi Alfred Domagalski, prezes Krajowej Rady Spółdzielczej.

Przyczyny recesji tkwią w wadliwych mechanizmach finansowych, ale też w psychice ludzi, zdominowanej przez pieniądz, egoizm, bezwzględną rywalizację oraz rządzę dominacji i władzy. – Cóż robić, kiedy procesy koncentracji bogactwa i władzy osiągnęły szczyty Himalajów, procesy nierówności społecznych poziom Pirenejów, a długi zostały uspołecznione, czyli rozpisane na Bogu ducha winnych obywateli? Co zrobić, kiedy możnych współczesnego świata nie stać na samoograniczenie, czyli zrobienie użytku ze słowa: „dość”!? „Dość” niekończącego się wyścigu po pieniądze i władzę za wszelką cenę. Jeśli zapomnisz, po co przyszedłeś do kolegi pracującego w sąsiednim pokoju, to wróć do własnego, a pamięć zostanie ci odświeżona. Podobnie i w przypadku błędnej drogi rozwoju, którą wybraliśmy. Trzeba wrócić do punktu wyjścia, czyli do miejsca, gdzie zamiast szlaku, wybraliśmy niebezpieczną ścieżkę – akcentuje Domagalski.

Na świecie spółdzielnie zrzeszają 800 mln członków. W krajach UE funkcjonuje 235 tys. podmiotów spółdzielczych, które zatrudniają 4,5 mln pracowników i gromadzą 140 mln członków udziałowców. Polski sektor spółdzielczy to 564 banki spółdzielcze oraz 10 tys. spółdzielni zrzeszających 8 mln członków i dających pracę 400 tys. osobom.

1 lipca każdego roku na świecie jest obchodzony Międzynarodowy Dzień Spółdzielczości.