Młodzież a inflacja

Młodzież a inflacja
Przemysław Szubański, "Parkiet", fot. Krzysztof Skłodowski "FOTORZEPA"
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Inflacja...: "w 1923 byłem szefem reklamy fabryki wyrobów gumowych. Inflacja trwała w najlepsze. Zarabiałem miesięcznie dwieście bilionów marek. Dwa razy dziennie wypłacano gażę, a zaraz potem zwalniano nas na pół godziny, abyśmy mogli skoczyć do sklepów i kupić, co się dało. Trzeba było zdążyć przed ogłoszeniem nowego kursu dolara. Potem otrzymane pieniądze były warte tylko połowę." To z "Trzech towarzyszy" Remarque'a.
#PrzemysławSzubański: Na początku tego roku ceny skoczą tak, że pomidory już nie będą kosztowały skromne 14 złotych, ale tak z 10 złotych więcej #Inflacja #WzrostCen #WzrostAkcyzy #Drożyzna @Parkietcom

„Pensja dozorcy III kategorii − 18 tysięcy marek. Bochenek chleba − 9 tysięcy marek”.

To też hiperinflacja, ale w przedwojennej polskiej gorzkiej satyrze.

Wtedy, w 1923 roku, ceny rosły co miesiąc o kilkaset procent. Dolar, który w 1918 r. kosztował 8 marek polskich, w grudniu 1923 r. już 6,5 mln, a w styczniu 1924 r. − 9,8 mln!

W „socjalistycznej” Polsce danych o inflacji nie publikowano − rosnące ceny mówiły za siebie. W 1982 roku o 100 proc.

Po „wybuchu” demokracji wkroczyliśmy − do rymu − w okres hiperinflacji: 251 proc. w 1989 r., prawie 586 proc. − w 1990. Potem zaczęło się poprawiać (w 2015 i 2016 mieliśmy nawet deflację).

Aż przyszedł ten straszny grudzień. Straszny dla tych, którzy tych setek procent z lat ‘80 i ‘90 nie pamiętają.

To, że przed świętami ceny żywności i napojów bezalkoholowych wzrosły rok do roku o 7 proc., widzieli jednak gołym okiem.

Ale dla wielu te historyczne skoki cen − to jak bajki o żelaznym wilku.

Czy to dowcip, anegdota czy fakt − nie wiem, ale reakcja bardzo młodych ludzi na opowieści o pustych półkach tylko z octem: Ale nie w Carrefourze czy Tesco!

No to, właśnie dla tak młodych ludzi − informacja: będzie jeszcze gorzej.

W 2019 r. ceny żywności rosły średnio o ok. 5 proc. rok do roku, ale np. 7,2 proc. w sierpniu.

Na początku tego roku − wspomagane ubiegłoroczną suszą, trwającymi chorobami:  ptasią grypą i ASF, wspierane wyższą pensją minimalną oraz droższym prądem − skoczą tak, że pomidory już nie będą kosztowały skromne 14 złotych, ale tak z 10 złotych więcej.

A jeszcze ma podrożeć cukier, więc razem z nim słodzone napoje (na które czeka w pogotowiu bat podatkowy). Zalewanie robaka też będzie droższe – akcyza na alkohole wzrosła o 10 proc., a koszty jeszcze bardziej (pensje, prąd itd.).

Picie pod papierosa to strata podwójna (dwa razy po 10-proc. wzrostu akcyzy).

Tym młodym, niemal bezinflacyjnym, pozostaje więc zrozumienie problemów rodziców i dziadków…

Źródło: aleBank.pl