Kto zapłaci za niskie stopy procentowe?

Kto zapłaci za niskie stopy procentowe?
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Dr hab. Lech Kurkliński prof. SGH, ALTERUM Ośrodek Badań i Analiz Systemu Finansowego, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie odnosi się w swoim komentarzu dla aleBank.pl do wypowiedzi prof. Grażyny Ancyparowicz, członka Rady Polityki Pieniężnej, która uważa za wysoce prawdopodobne utrzymanie na niezmienionym poziomie stóp procentowych NBP do 2022 roku.

Pani prof. Grażyna Ancyparowicz, członek Rady Polityki Pieniężnej, wypowiedziała się na temat wysoce prawdopodobnego utrzymania na niezmienionym poziomie stóp procentowych NBP do końca obecnej kadencji. Patrząc bardziej na polityczne uwarunkowania decyzji RPP, ale także (chociaż już mniej) na aspekty ekonomiczne, to takiego scenariusza powinniśmy się spodziewać.

Nie ma nic za darmo

Oczywiście w życiu i w gospodarce nie ma nic za darmo. Widać to na tle dyskusji na temat efektów (pozytywnych i negatywnych) takiej polityki. Co jednak ona oznacza dla sektora bankowego?

Mimo istnienia opinii o neutralnym wpływie środowiska niskich lub ujemnych stóp procentowych na rentowność banków, to w obecnych warunkach dominują te, mówiące o wyraźnym obniżeniu ich dochodów.

Według teorii obniżenie stóp procentowych winno zwiększać akcję kredytową, a przez to pobudzać gospodarkę do wzrostu

Szacunki dokonywane zaraz po decyzjach RPP (w maju) wskazywały na redukcję wyniku całego sektora w 2020 r. od 50 do 85%. Według dostępnych danych z sierpnia br. spadek zysku na ten moment wyniósł 48,6%, ale należy zaznaczyć, że wpływ miało również znaczące zwiększenie odpisów na rezerwy.

Z innej jednak strony ujemny efekt dochodowy obniżek stóp pojawił się dopiero w drugim kwartale i ma charakter narastający. Ponadto polskie banki są wybitnie uzależnione właśnie od wyniku z tytułu odsetek (74% całkowitych przychodów operacyjnych netto).

Przy okazji warto zwrócić uwagę, że dotychczas ta zależność była większa dla sektora spółdzielczego niż komercyjnego, a teraz nastąpiło zrównanie.

Według teorii obniżenie stóp procentowych winno zwiększać akcję kredytową, a przez to pobudzać gospodarkę do wzrostu. Czy jednak ten mechanizm zadziała w warunkach pandemii COVID-19 i okresie następującym po niej? Można tu mieć bardzo poważne wątpliwości.

Po stronie popytowej, jeśli chodzi o kredyty inwestycyjne finansujące inwestycje, to klimatu dla nich nie ma (recesja) i długo nie będzie (niepewność, wątpliwości dotyczące polityki gospodarczej rządu, niestabilność prawa).

Kredyty dla gospodarstw domowych, tu także występuje niepewność i skutki kryzysu pandemicznego.

Po stronie podażowej – antymotywacyjny dla banków podatek penalizujący udzielanie kredytów, wzrost ryzyka i obniżenie zdolności kredytowej klientów (podmiotów gospodarczych i indywidualnych).

Dodatkowy czynnik stanowi podatkowa preferencja do inwestycji w skarbowe papiery wartościowe.

Będzie więcej NPL i mniej dostępnych kredytów

Nie znamy jeszcze pełnych skutków kryzysu wywołanego przez COVID-19 dla jakości portfela kredytowego. Wynika to m.in. z wakacji kredytowych, złagodzonych ocen kondycji klientów oraz efektów tarcz antykryzysowych.

Jednakże działanie tych czynników się kończy. Należy spodziewać się uderzenia przyrostu kredytów zagrożonych, co skutkować będzie bieżącymi wynikami (jeśli prezes A. Glapiński przypuszcza możliwość straty całego sektora bankowego w 2021 r., to rzeczywiście prognozy NBP muszą być bardzo pesymistyczne).

Zanim gruby schudnie, to chudy umrze

Ponadto rzutować to będzie na politykę kredytową banków, zdecydowanie bardziej restrykcyjną, niż ekspansywną. Patrząc na doświadczenia poprzedniego kryzysu finansowego  widzimy, że banki komercyjne wtedy bardzo zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów, a spółdzielcze tego nie zrobiły i te ostatnie wyszły na tym zdecydowanie gorzej (ich poziom kredytów zagrożonych znacząco „poszybował” w górę).

Znamy powiedzenie, że „zanim gruby schudnie, to chudy umrze” i niestety odnosi się to też do banków.

Bardzo ciężkie czasy czekają małe i średnie podmioty. Rysująca się sytuacja najprawdopodobniej doprowadzi do poważnej konsolidacji sektora i eliminacji mniejszych banków. W szczególności jest to niebezpieczne dla dużej części sektora spółdzielczego.

Za niskie stopy zapłacą nie tylko banki

Nadchodzący okres nie będzie też przyjazny dla tych, którzy są już chorzy. Można tu przytoczyć analogię do chorób współistniejących wobec zagrożenia koronawirusem. 

Te banki, które już obecnie mają poważne problemy (a są takie i niektóre z nich dobrze znamy) mogą po prostu nie przeżyć. Ponownie wracając do stwierdzenia, że nie ma nic za darmo, to ktoś będzie musiał zapłacić za ich upadłość lub przymusową restrukturyzację.

Polityka RPP może oznaczać poważną zapaść dla całego sektora bankowego w Polsce

Obciążenie padnie na różnych interesariuszy, ale  według mechanizmu działania BFG także (a może przede wszystkim) na pozostałe banki (pamiętamy wołomiński przypadek), co je dodatkowo osłabi.

Skutków utrzymywania praktycznie ujemnych (choć nominalnie minimalnie dodatnich) stóp procentowych dla banków jest zdecydowanie więcej, np. demotywacja społeczeństwa do oszczędzania, poszukiwanie wyżej dochodowych inwestycji jak przypadek GetBack’u, wzrost prowizji i opłat za usługi bankowe itd.

Reasumując, skłaniam się do opinii, że polityka RPP może oznaczać poważną zapaść dla całego sektora bankowego w Polsce.

Sumując różne kłopoty, za które ostatecznie zapłaci całe społeczeństwo (podatnicy, klienci, pracownicy, właściciele – w tym pośrednio lub bezpośrednio Skarb Państwa, do którego należy ponad 50% sektora wg. udziału w rynku), to znacząco zmniejszy się zdolność i chęć banków do finansowania rozwoju gospodarczego Polski.

Dr hab. Lech Kurkliński prof. SGH, ALTERUM Ośrodek Badań i Analiz Systemu Finansowego, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie

Źródło: aleBank.pl