Kryptowaluty to nie przełom, a wyskok

Kryptowaluty to nie przełom, a wyskok
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Globalna wartość rynku kryptowalut wynosić ma ponoć już dobrze ponad półtora biliona, czyli 1 500 miliardów dolarów. Wydaje się, że to bardzo dużo, ale wrzawa z tym związana jest mocno na wyrost.

Boston Consulting Group oceniła, że globalna wartość wszystkich dostępnych dla inwestorów aktywów finansowych w postaci akcji, obligacji, udziałów w funduszach inwestycyjnych i teraz także kryptowalut, wyniosła w 2020 r. 250 bilionów dolarów, tyle ile suma obecnego światowego produktu globalnego za 4 kolejne lata.

To nie wszystko. Prawie drugie tyle (235 bilionów, tj. 235 000 miliardów dolarów) warte są aktywa fizyczne na czele z nieruchomościami.

Na tym tle kryptowaluty to ciągle malutka torebeczka z orzeszkami rzucona gdzieś między tysiące wielkich worów z bogactwami.

Wartości kryptowalut wyrażane w walutach tradycyjnych

Prawdą jest jednak również, że stają się coraz bardziej popularne i atrakcyjne, ale nie jako środek płatniczy w szemranych najczęściej transakcjach ukrywanych przed władzami i w ogóle światem, ale jako przedmiot inwestycji.

Kryptowaluty szybko zmieniają status. Przestają być ciekawostką, przeradzają się w nową klasę aktywów, nadal zachowując jednak walor wygodnego narzędzia przekrętów.

Nie zastąpią regularnych walut, bo nie są wartością samą w sobie i nie stoją za nimi rządy z pełnią wszelkich władz.

Do określenia swej wartości kryptowaluty potrzebują ciągle punktu odniesienia, w postaci tradycyjnych walut, przede wszystkim dolara.

Nie są jak solidny złoty dukat, który nie musiał być natychmiast ważony i przeliczany na funty, liwry i tak dalej.

ETF-y na kryptowaluty?

Ponieważ historia bitcoina i jego ok. 6000 naśladowców jest krótka, a wiedza na ich temat pochodzi głównie z bardzo miernych źródeł, są wymarzonym narzędziem spekulacji. Korzystają wielkie i bardzo doświadczone grube ryby, tracą miliony naiwnych.

Mimo mnóstwa zastrzeżeń, zainteresowanie kryptowalutami nie spada, a przeciwnie – rośnie. Gra toczy się teraz o to, żeby zdołały uzyskać status codziennego instrumentu, jakim są np. akcje.

Coraz bardziej natrętna jest idea CBDC, czyli pieniądza cyfrowego banków centralnych

W USA działają cyfrowe „bankomaty” zamieniające kryptowaluty na dolary. Zapłatę w bitcoinach akceptują wielkie serwisy płatnicze PayPal i Cash App.

Wiele firm stara się o zgody na utworzenie ETF (exchange-traded fund), które pozwoliłyby zwykłych ludziom obracać bitcoinami jak każdym innym instrumentem finansowym.

Rekiny finansów takie jak m.in. JPMorgan Chase, Morgan Stanley, czy Goldman Sachs albo już oferują bogatym klientom, albo zapowiadają umożliwianie im inwestycji w bitcoiny i w ich naśladowców.

Mało kto ma w sprawach kryptowalut jakąkolwiek orientację. Wiedza o nich jest jak bajanie pierwszoklasisty o sinusach, pochodnych i całkach. Jeszcze gorzej dla stanu wiedzy, że pojawiły się ich odmiany.

Do handlu, w którym jedną walutę krypto zamienia się na inną, też krypto, używa się z reguły tzw. stablecoins, czyli kryptowalut zabezpieczonych innymi cennymi aktywami.

Coraz bardziej natrętna jest idea CBDC, czyli pieniądza cyfrowego banków centralnych.

Pieniądz elektroniczny to dziś żadne halo, używamy go na potęgę i na co dzień. W przypadku CBDC chodzić ma jednak nie tylko o jego cyfrową formę, a to, żeby każdy Kowalski miał w banku centralnym swoje osobiste i codzienne konto i żeby to banki centralne, a nie komercyjne stworzyły nowy szkielet finansowy gospodarki i w ogóle świata.

W kontekście kryptowalut natrętnie przychodzą mi na myśl lektury o siedemnastowiecznej tulipanowej gorączce albo o Kompanii Missisipi założonej na początku XVIII we Francji przez szkockiego szarlatana finansów Johna Law i zakończonej ogromną katastrofą. Jednocześnie coś się z tej wielkiej wywrotki ostało, jako że akcje Kompanii Missisipi służyć zaczęły w rozkwicie firmy jako papierowe pieniądze, wcześniej we Francji nieużywane.

Co prawda, nie wiemy jak będzie, ale w obecnym stanie spraw i umysłów uprawione jest przewidywanie, że kryptowaluty zostaną wchłonięte przez dotychczasowy system finansowy.

Z USA dobiegają sygnały o zamiarach ścisłej regulacji kryptowalut i rynków, które się nimi zajmują. Potrwa to co nieco i dobrze, bowiem każde prawo „z pieca na łeb” to tragedia.

Nawet jeśli coraz mniej podobają się nam nasze rządy, ich kierownictwa i ich urzędnicy, to jednak nie oddamy opieki nad naszymi życiowym dorobkiem, sektom informatycznych żonglerów, nawet jeśli na ich czele jest ktoś tak słynny, choć ani razu nie widziany Satoshi Nakamoto twierdzący, że można się obyć w wymianie pieniężnej bez zaufania.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.

Źródło: aleBank.pl