Kredyty frankowe: przewalutowanie dla kogo i na jakich warunkach?

Kredyty frankowe: przewalutowanie dla kogo i na jakich warunkach?
Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes ZBP Fot. aleBank.pl
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich, o uwagach środowiska bankowego do prezydenckiego projektu ustawy o wsparciu kredytobiorców.

#KrzysztofPietraszkiewicz, prezes #ZBP: nie ma istotnego uzasadnienia do tego, aby udzielać frankowiczom innej pomocy niż złotówkowiczom #CHF #kredytyfrankowe #kredyty #franki #frankowicze

Robert Lidke: Panie Prezesie – jaka jest istota obecnej propozycji prezydenta Andrzeja Dudy dotyczącej rozwiązania problemu kredytobiorców frankowych?

Krzysztof Pietraszkiewicz: Propozycja prezydenta sprowadza się do uelastycznienia już istniejącego Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, który funkcjonuje od ponad dwóch lat. Fundusz ten wspiera znajdujące się w trudnej sytuacji osoby, która mają kredyty mieszkaniowe złotowe, jak i w walutach obcych.    Prezydent postuluje także utworzenie Funduszu Restrukturyzacji, czy też jak my wolelibyśmy mówić -Funduszu Konwersji kredytów walutowych.

I jak bankowcy odnoszą się do tych propozycji?

Uważamy, że należy dokonać rzetelnej analizy sytuacji, w jakiej znajdują się kredytobiorcy frankowi. Z naszych danych wynika, że kredyty frankowe we wszystkich rocznikach od momentu ich udzielenia są lepiej obsługiwane niż kredyty złotowe. Sumaryczna spłata kredytów frankowych dla tych samych roczników jest niższa od spłat kredytów złotowych, czyli inaczej mówiąc obciążenia kredytobiorców frankowych z tytułu spłat są niższe niż porównywalnych kredytobiorców złotowych.

Frankowicze przed rokiem 2015 płacili niższe raty niż złotówkowicze. Teraz mamy do czynienia z powrotem do tej sytuacji, ponieważ od kilku miesięcy osłabia się frank szwajcarski, do tego należy dodać ujemne stopy procentowe i  LIBOR dla szwajcarskiej waluty.

Ważne jest także to, że od 2007 roku do 2017 roku średnie wynagrodzenie w Polsce wzrosło o ponad 45 procent. Znacząco spadło też bezrobocie w naszym kraju. Został uruchomiony program wsparcia polskich rodzin – Rodzina 500 plus, który jest częściowo finansowany z wprowadzonego podatku bankowego.

Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, nie ma naszym zdaniem makroekonomicznego, ani też prawnego powodu do rozległej ustawowej ingerencji w kwestię umów kredytowych denominowanych w walutach obcych.

Uważamy, że należy dokładnie przeanalizować sytuację frankowych kredytobiorców i na tej podstawie podjąć decyzję czy interwencja jest potrzebna, a jeśli tak – to jakiego typu powinny to być działania.

I dlatego też, opowiadamy się za uelastycznieniem Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, zarówno w odniesieniu do kredytobiorców złotowych, jak i walutowych. Fundusz powinien wspierać osoby najbardziej potrzebujące pomocy czyli najsłabsze ekonomicznie.  Wyniki badań przeprowadzonych wśród obywateli naszego kraju – co ważne nie tylko tych, którzy mają kredyty, pokazują, że Polacy opowiadają się za wspieraniem właśnie tych kredytobiorców, realnie potrzebujących pomocy.

Natomiast badania prowadzone wśród samych frankowiczów przeprowadzone w ostatnich miesiącach pokazują, że aż 70 procent posiadaczy kredytów frankowych nie oczekuje żadnej pomocy.

Te badania i analizy potwierdzają także, że 70 procent frankowiczów przeznacza na obsługę swojego kredytu nie więcej niż 30 procent swoich dochodów – czyli regularna obsługa kredytu frankowego nie jest dla nich problemem.

Wracam, więc do swojej wypowiedzianej przed chwilą uwagi, że jeśli udzielać pomocy to tym frankowiczom i tym złotówkowiczom najsłabszym ekonomicznie, którzy  mają problemy z obsługą swoich kredytów.

Nie chcielibyśmy, aby w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców były stosowane mechanizmy, które automatycznie uruchamiają pewne procedury np. związane z umarzaniem rat kredytów, jeśli przez dłuższy czas kredyt nie byłby obsługiwany. Doszłoby wtedy do sytuacji, w której jedni klienci byliby uprzywilejowani względem innych klientów.  Propozycje dotyczące takiego działania tego funduszu pojawiły się kilka lat temu. Teraz naszym zdaniem nie są potrzebne, ponieważ zmieniła się sytuacja ekonomiczna kraju, i to na wyraźny plus.

Jesteśmy za uelastycznieniem działania Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Chcemy, aby kredytobiorca nie musiał długo czekać na uruchomienie dla niego wsparcia. Fundusz mógłby reagować już w momencie, kiedy klient zalegałby z kilkoma ratami kredytu. Takie przyśpieszenie działania funduszu jest naszym zdaniem możliwe.

Nasze wątpliwości budzi także bezterminowy okres funkcjonowania Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Chcielibyśmy poznać powody, dla których ten fundusz miałby działać bezterminowo. Nie mówimy „nie” temu pomysłowi, ale chcielibyśmy na ten temat podyskutować.

Jakie niebezpieczeństwa z punktu widzenia banków rodzi takie bezterminowe istnienie Funduszu Wsparcia Kredytobiorców?

Jeżeli przyjęto, że na ten fundusz każdego roku będą wpływały wielomilionowe wpłaty od banków i ma on działać bezterminowo, to w istocie byłoby to kolejne stałe obciążenia sektora, można powiedzieć, że nowy parapodatek. Poza tym, taki bezterminowy fundusz stymulowałby niektórych klientów do niewywiązywania się ze swoich zobowiązań. Jeśli bowiem istnieje system, z którego można dostać wsparcie finansowe, a do tego jego część może być umorzona, to jest to zachęta do hazardu moralnego na zasadzie „Zadłużę się, nie będę spłacał, a potem niech się inni martwią.” Dlatego o tej sprawie chcemy rozmawiać.

Chcielibyśmy także, aby wycofano się z projektów ustaw, które kolokwialnie mówiąc „wiszą w powietrzu”. Chodzi tu o projekty ustaw Platformy Obywatelskiej (projekt przewiduje możliwość przewalutowania kredytu po kursie z dnia przewalutowania – różnica w wartości kredytu miałby być podzielona między bank i klienta), projekt ustawy antyspreadowej, projekt ustawy Kukiz 15’ (przewiduje przewalutowanie kredytów po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu). Nie może być takiej sytuacji, w której uchwalana jest kolejna ustawa, ale jednocześnie nie zapomina się o innych projektach ustaw, czyli w istocie nie mamy stabilnego środowiska prawnego.

Jeśli chodzi o Fundusz Wspierający Kredytobiorców, mówiłem już o automatyzmie, natomiast chcielibyśmy jeszcze, aby wyłączyć stosowanie umorzeń oraz udzielanie pożyczek w przypadku sprzedaży nieruchomości. Sprzedaż nieruchomości przewidziana w projekcie miałby się odbywać nie wiadomo na jakich zasadach. Można by sobie wyobrazić, że sprzedaż dokonuje się za jakąś śmieszną cenę. Kupującym jest krewny lub znajomy, a koszty tej sprzedaży miałyby być pokrywane z Funduszu Wsparcia. Chodzi tu o różnicę między pozostałą do spłaty kwotą, a ceną uzyskaną ze sprzedaży nieruchomości. To jest obszar do nadużyć na wielką skalę.

Jeszcze raz wrócę do bezterminowego istnienia Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Gdyby Fundusz był zasilany przez banki tak długo jak będą istniały np. kredyty walutowe, czyli 15-20 lat, to mogłoby się okazać, że wpłaty do funduszu sięgnęłyby 20 mld złotych. Takiej kwoty sektor bankowy nie jest w stanie udźwignąć. Pamiętajmy jednak, że Fundusz Wsparcia Kredytobiorców jest przeznaczony także do wspierania kredytobiorców złotowych.

I jeszcze jedna kwestia. Do tej pory w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców był mechanizm, który powodował, że niewykorzystane środki w funduszu, a jak pokazuje praktyka 95 procent środków zgromadzonych w funduszu nie jest wykorzystywana, miały wrócić do banków. Teraz z tej koncepcji się rezygnuje.

Czyli wpłaty banków na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców zamieniono na para podatek.  Bo nie wiadomo, gdzie te niewykorzystane środki mają być kierowane, czy do budżetu państwa czy gdzieś indziej. I dlatego mówimy, ze to budzi nasze wątpliwości. W przedłożeniu Pana Prezydenta środki w Funduszu Wsparcia jak i w Funduszu Restrukturyzacji nie wracają już do banków, jeśli nie zostały wykorzystane.

My chcielibyśmy dla lepszego działania Funduszu nawet jeszcze go zasilić dodatkowymi środkami. Ale warunek jest jeden – niewykorzystane środki albo wracałyby do banków, albo zamiast wracać do banków trafiałyby do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i w ten sposób pomniejszałyby wpłaty banków do BFG.

Naszym zdaniem tworzenie nowych funduszy, które nie służą stabilności systemu bankowego, nie poprawiają ważnych wskaźników sektora bankowego jest kryzysogenne, a tego nie można lekceważyć.

A jeśli kredyty walutowe za 15 lat wygasną, i pozostaną już tylko kredyty złotowe – to Fundusz Wsparcia Kredytobiorców nie będzie już zdaniem bankowców potrzebny? Przecież zawsze jakiś klient może popaść w tarapaty i nie być w stanie spłacać kredytu?

Naszym zadaniem fundusz działający w ten sposób jest funduszem ryzykownym. Pozornie „wieczne” istnienie takiego funduszu może teoretycznie wydawać się sensowne, ale problem polega na tym, że banki nie mają udzielać kredytów, które z założenia mogą się zepsuć, bo istnieje fundusz asekuracyjny, w tym przypadku Fundusz Wspierania Kredytobiorców, który w razie czego będzie użyty.

Nie o to chodzi. Banki mają udzielać kredytów osobom, które mają zdolność kredytową. Czyli mają zdolność do regulowania swoich zobowiązań. Natomiast, jeżeli państwo chce mieć instytucję wspierającą kredytobiorcę, to takie instytucje powinny powstawać w inny sposób.  W zgodzie z zasadami rynkowymi i akceptowanymi zasadami solidaryzmu społecznego. Bank zgodnie z prawem bankowym ma udzielać kredytów osobom, które mają zdolność kredytową. Nie powinniśmy tworzyć instytucji, które będą zachęcały do hazardu moralnego. Można rynkowo ubezpieczyć kredyt w firmie ubezpieczeniowej. Można realizowanie polityki społecznej, socjalnej zorganizować w inny sposób, nie przerzucając kosztów finansowania tych zadań wprost na klientów banków poprzez sektor bankowy, bo to jest niebezpieczne i jak już powiedziałem mogące kierować prostą drogą do kryzysu.

Skoro mówi Pan, że Fundusz Wspierania Kredytobiorców nie powinien istnieć w nieskończoność, to jak długo powinien funkcjonować Fundusz Restrukturyzacyjny?

Po pierwsze powinien istnieć krótko, i po drugie trzeba by się zastanowić czy w ogóle powinien powstać. Jeśli tak to powinien naszym zdaniem nazywać się Funduszem Konwersji. Okres jego działania powinien być ściśle zamknięty i określony.  Dlatego, że wówczas obie strony, czyli banki i klienci byliby mobilizowani do podjęcia decyzji o konwersji. W przeciwnym wypadku, jeżeli są stymulowane tylko banki to tylko one myślą o przewalutowaniu kredytów, a klienci odkładają podjęcie decyzji w nieskończoność.

To zrozumiałe, klient patrzy na to jak wysokie płaci raty, czy są one nadal niższe od rat przy kredycie złotowym…

….i patrzy na to czy topnieje mu kapitał do spłacenia, a kapitał w kredytach walutowych topnieje szybciej niż w kredytach złotowych, bo  kredyty frankowe z 2006 roku mają już kapitał spłacony w 33 procentach, a tymczasem kredyty złotowe z tego okresu mają spłacone tylko 22 procent kapitału.

Mamy do czynienia z sytuacją, w której raty kredytów frankowych są niższe od porównywalnych kredytów złotowych i jeszcze takiemu kredytobiorcy walutowemu proponuje się, że będzie istniał bezterminowy fundusz konwersji, który będzie zachęcał klienta do przewalutowania się w dowolnym momencie, bo dzięki przewalutowaniu dostanie jeszcze jakieś dodatkowe umorzenie.

Stworzenie takiego „instrumentarium” przeczy zasadom sprawiedliwości i logiki. Tak po prostu być nie może.

Natomiast proponowane rozwiązania zachęcają banki do konwersji kredytów klientów. Mechanizm ten działać będzie w następujący sposób: banki wpłacają do funduszu konwersji swoje pieniądze i jeśli tych pieniędzy nie wykorzystają na przewalutowanie kredytów klientów to inny bank może te niewykorzystane środki przejąć już po kilku miesiącach.

Czyli taka konstrukcja funduszu może prowadzić do wyścigu między bankami o wykorzystanie zgromadzonych w Funduszu Restrukturyzacji (Konwersji) środków. To jest jasne, że banki konkurują między sobą, i nie chcą, aby ich pieniądze służyły do umacniania pozycji konkurenta. W efekcie banki nie chcąc, aby ich środki trafiły do klientów konkurenta, będą zainteresowane nakłanianiem do przewalutowania swoich klientów, nawet tych, którzy są w dobrej sytuacji i nie myślą o przewalutowaniu swojego kredytu.

I tu rodzi się pytanie, kto by najchętniej skorzystał z takiej konwersji kredytu przy wsparciu funduszu konwersji? Oczywiście najbogatszy klient. Ten, który posiada swobodne zasoby finansowe i po uzyskaniu odpowiedniego umorzenia części swoich zobowiązań, może natychmiast dokonać spłaty takiego kredytu.

Czyli beneficjantami wsparcia z Funduszu Restrukturyzacji będą osoby najbogatsze. A wśród kredytobiorców frankowych jest wiele osób, które jednocześnie mają duże oszczędności, najczęściej w tych samych bankach, w których zaciągnęli kredyty.

I wówczas beneficjentami funduszu konwersji nie byłyby te osoby, które najbardziej potrzebują pomocy, i dla których ryzyko walutowe może mieć istotne znaczenie, ale osoby najzamożniejsze, które są w stanie zbuforować właściwie każde ryzyko walutowe.

Ale w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców są pewne ograniczenia, które uniemożliwiają otrzymanie pomocy przez osoby w dobrej sytuacji finansowej. W przypadku Fundusz Restrukturyzacji takich ograniczeń nie ma?

W tym funduszu restrukturyzacji, który chcielibyśmy nazwać funduszem konwersji nie ma takich reguł, jakie są przewidywane w funduszu wsparcia, czyli że osoba, która chce uzyskać pomoc przy przewalutowaniu kredytu posiada mieszkanie o nie większej powierzchni niż np. 75 m 2, czy dom nie większy niż 150 m2, że jest to ich jedyny dom lub mieszkanie, że kredyt walutowy nie był wzięty, jako kredyt inwestycyjny pod zakup domu czy mieszkania na wynajem lub w celach spekulacyjnych itd.

Tych reguł jeszcze nie ma. I na tym polega problem, bo mamy sytuację, w której ten fundusz ma działać bezterminowo, reguły wparcia na konwersję nie są doprecyzowane, ma je dopiero doprecyzować Komisja Nadzoru Finansowego.

Natomiast wskaźniki, które wprowadza propozycja Prezydenta powoduje, że banki muszą na Fundusz Restrukturyzacji wyłożyć swoje środki w już określonej wysokości, i zachodzi duże prawdopodobieństwo, że audytorzy nakażą bankom natychmiastowe jednorazowe utworzenie stosownych rezerw i ich ujawnienie. To by oznaczało bardzo poważne osłabienie sektora bankowego. I tego się właśnie obawiamy.

Te ograniczenia w metrażach czy liczbie posiadanych nieruchomości są potrzebne po to, aby pomoc trafiała do osób naprawdę takiego wsparcia potrzebujących, a nie do wszystkich, którzy mają kredyty walutowe.

Ale wracam do zasady przekazywania niewykorzystanych środków w Funduszu Restrukturyzacji (Konwersji) do innych banków. Gdyby ta zasada została utrzymana to mogłoby dochodzić do nieoczekiwanych zjawisk. W różnych bankach mamy zróżnicowaną jakość portfeli kredytowych. Są banki, które mają bardzo dobre portfele kredytowe, kredyty są dobrze spłacane, mimo tego, że w tym portfelu jest dużo kredytów walutowych.

Określone wskaźniki uzależnione od wartości udzielonych kredytów walutowych nakazują wpłacenie do Funduszu Restrukturyzacji odpowiednich kwot, ale z góry wiadomo, że środki te są zbyt duże biorąc pod uwagę dobrą faktyczną jakość portfela kredytowego danego banku. Wiadomo jednak, o czym już wcześniej wspominałem, że banki nie są zainteresowane tym, aby swoje środki przekazywać konkurencyjnym bankom, żeby te pomagały swoim klientom. W tej sytuacji banki będą pomagać wszystkim swoim klientom, bez względu na to czy mają kłopoty z regulowanie swoich należności czy nie.

Doszłoby do paradoksu, że w jednym banku dostałyby pomoc w postaci umorzenia te osoby, które naprawdę takiej pomocy nie będą potrzebowały, natomiast w innym banku, o gorszym portfelu kredytowym brakowałoby pieniędzy na pomoc dla wszystkich potrzebujących.

Jednocześnie takie przekazywanie środków z jednego banku do drugiego za pośrednictwem  funduszu oznaczałoby pomoc publiczną dla banków znajdujących się w trudnym położeniu.

W istocie od strony etycznej, jak i formalnej jest to bardzo trudne do przeprowadzenia i zaakceptowania przedsięwzięcie. W ten sposób byłyby karane te banki, które prowadziły odpowiedzialną politykę kredytową, i mają teraz zdrowe portfela kredytowe, a byłyby nagradzane te banki, które prowadziły ryzykowną politykę kredytową i teraz mają złe portfele kredytowe. Niejako w nagrodę za podjęte ryzyko dostałyby pomoc publiczną kosztem innych banków. Na to nie ma zgody większości banków.

Nie po to jedne banki stosują zasady dobrych praktyk, nie po to konkurują ze sobą na rynku, aby potem ponosić odpowiedzialność za inne banki, które tych najlepszych praktyk nie stosowały.

I tu dochodzimy do istoty sprawy. To nie jest przypadek, że w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców wykorzystano do tej pory tylko kilka procent zgromadzonych tam kwot.

Tak naprawdę nie ma istotnego uzasadnienia do tego, aby udzielać frankowiczom innej pomocy niż złotówkowiczom.

Ja grupę osób z kredytami walutowymi dzielę na trzy podgrupy.

Do pierwszej zaliczam te osoby, którym wypowiedziano umowy kredytowe w minionych latach. I ta grupa z różnych powodów czuje się poszkodowana. Tutaj ustawą nic się nie zmieni. Te osoby dochodzą swoich racji przed sądami. To jest przeszłość. Tych klientów już nie ma w bankach. Ale od początku istnienia kredytów walutowych łącznie wypowiedziano około 5 tysięcy umów. Czyli tyle osób spośród grona ponad 700 tysięcy osób, które miały kredyty walutowe ma wypowiedziane umowy kredytowe, dlatego, że nie obsługiwałby zbyt długo swoich kredytów. I jeśli w tej grupie są osoby, które uważają się za pokrzywdzone, że ich nie poinformowano odpowiednio, że wprowadzono w błąd – to pozostaje im mediacja z bankiem albo proces sądowy.

Druga podgrupa osób to są ci klienci, którzy wzięli kredyty walutowe i mają kłopoty z obsługą tych kredytów. Takich osób jest teraz około 9 tysięcy. Ale w tym samym czasie mamy około 25 tysięcy kredytobiorców złotowych, którzy mają problem z terminową obsługą swoich kredytów. Czyli na tę grupę osób można skierować pomoc z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców.

I trzecia podgrupa to osoby, które bez problemów obsługują kredyty walutowe, ale boją się realizacji negatywnego scenariusza w postaci ryzyka walutowego. Jest taka grupa ludzi. I oni płacą dzisiaj niższe raty niż  złotówkowicze. Widzą, że szybciej od nich spłacają kapitał, ale jednak czują to obciążenie w postaci ryzyka kursowego i boją się, że ich przyszła rata może pójść znacznie w górę i nie będą w stanie temu sprostać.

Dla takich osób na zasadach dobrowolności może być przygotowany mechanizm ewentualnej konwersji, tyle tylko, że problem polega na tym, że my nie wiemy, jak długo pozostaniemy przy ujemnych stopach procentowych, jakie są w Szwajcarii i niskich stopach procentowych dzisiaj w złotówce. A może niskie lub ujemne stopy procentowe w Szwajcarii będą się utrzymywały dość długo, kurs franka szwajcarskiego może być nawet niższy niż 3 złote 60 groszy, a jednocześnie ruch stóp procentowych w złotówkach może wywołać istotne podwyższenia raty złotowej.  Jak się sytuacja rozwinie – tego nikt nie wie.

Dlatego banki nie chcą być zmuszone do tego, aby na siłę namawiać kredytobiorców do przekonwertowania kredytów na złotowe, bo może się zdarzyć, że za kilka kwartałów klienci przyjdą do banków z pretensjami, że zostali zmuszeni do konwersji, a teraz muszą płacić znacznie wyższe raty w kredytach złotowych.

To jest najtrudniejsza sytuacja – trzecia grupa klientów, którzy ciągle korzystają z niskich rat kredytów frankowych.

Dla tych klientów można stworzyć mechanizm konwersji, ale musi być on obustronnie dobrowolny, po stronie klienta, jak i po stronie banku. A nie można akceptować takiego mechanizmu, w którym tylko bank jest zmuszany do przekonania klienta do konwersji swojego kredytu. Bo to by była konwersja dla konwersji. Tego by nam klienci nie wybaczyli.

I muszę powiedzieć, że to, co teraz się dzieje wokół kredytów frankowych przypomina mi sytuację z roku 2006 i 2007, kiedy to władze UOKIK, rząd, parlament, władze regulacyjne, namawiały i przekonywały bankowców, a nawet mogę powiedzieć mocno perswadowały, żeby banki udzielały kredytów walutowych.  Teraz o tym nikt nie chce pamiętać.