Kredyt mieszkaniowy dla rodziny wielodzietnej: 500 plus i zdolność kredytowa

Kredyt mieszkaniowy dla rodziny wielodzietnej: 500 plus i zdolność kredytowa
Fot. aleBank.pl
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
O tym, w jaki sposób również państwo powinno wspierać akcję kredytową dla rodzin wielodzietnych ‒ mówił podczas Kongresu Finansowania Nieruchomości Mieszkaniowych prof. Marek Kośny, z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, w rozmowie z portalem aleBank.pl.

#MarekKośny: W aktualnej rekomendacji KNF nie może być np. wliczane „500+” do zdolności kredytowej #Kredyty Hipoteczne #KFNM #ZdolnośćKredytowa #RodzinyWielodzietne @uknf @UE_Wroclaw

Maciej Małek:  Podczas dyskusji panelowych na Kongresie przewijał się temat fenomenu wielodzietnej rodziny, o szczególnych potrzebach, ale która nie zawsze posiada tzw. zdolność kredytową. Jak można rozwiązać ten problem?

Prof. Marek Kośny: To na pewno nie jest kwestia do rozwiązania tylko i wyłącznie przez rodzinę. Albo tylko i wyłącznie przez banki. Oczywiście bardzo duże znaczenie ma to, w jaki sposób zdolność kredytowa jest mierzona.

W aktualnej rekomendacji KNF nie może być np. wliczane „500+” do zdolności kredytowej. Dlatego trzeba ten problem rozwiązywać na szerszym polu. Powinny w to być zaangażowane zarówno rodziny, jak i banki, instytucje komercyjne, może też deweloperzy.

Ale również jest bardzo duża rola państwa w tym zakresie, żeby stworzyć odpowiednie warunki.

Bo problem polega na tym, że jeśli jednoznacznie stwierdzimy, co jest w interesie państwa – chociażby to, żebyśmy mieli odpowiednią liczbę obywateli, żebyśmy mogli w dłuższym okresie zachować wysokie tempo wzrostu gospodarczego – to w tym momencie istotna jest kwestia, w jaki sposób to wspierać.

I tu pojawiają się rodziny wielodzietne, które jako jedyne są w stanie zagwarantować zastępowalność pokoleń.

Dlatego problem nie jest do rozwiązania w jednej grupie. I rzeczywiście sytuacja rodzin wielodzietnych jest dosyć specyficzna. Ich dochody, patrząc globalnie, czyli na dochody osób osiągających dochody w tej rodzinie ‒ one nie są niskie. Wręcz, jeśli chodzi o rodziny z trójką dzieci, to są jednymi z wyższych w populacji.

Natomiast problem pojawia się w momencie, kiedy przeliczymy te dochody na osobę w gospodarstwie domowym. Jeśli mamy jeden lub dwa dochody ‒ jeden, bo często druga osoba, np. matka nie ma możliwości osiągania dochodów, ze względu na to, że pracuje w domu i zajmuje się dziećmi ‒ i kiedy przeliczymy te dochody np. na 3, 5, 7 części, to jest to stosunkowo niewiele i nie jest interesujące dla banków.

Ale umowna stopa zwrotu powinna być mierzona trochę inaczej. Dlaczego? Bo jeżeli kupujemy kurtkę dla 12-latka, to z reguły po roku, dwóch, ta sama kurtka, na którą wydaliśmy pieniądze, może służyć jego młodszemu bratu.

‒ Jest to brane pod uwagę w momencie, kiedy liczymy, kiedy uwzględniamy tzw. ekonomię skali, z formalnego punktu widzenia.

Z kolei kiedy liczymy koszty utrzymania, to one nigdy nie są liczone dokładnie poprzez podzielenie przez liczbę osób, tylko przez wskaźniki, które są proporcjonalnie odpowiednio mniejsze. W zależności od tego, ile jest osób w gospodarstwie domowym. Czyli jest to oczywiście uwzględnione.

Te przeliczenia, które się formalnie robi w statystyce, i które też my robimy przy okazji badań, nie uwzględniają nominalnej liczby osób, ale właśnie tę przeliczeniową. To się nazywa skalą ekwiwalentności.

Ale to nie zmienia faktu, że jeśli dzieci jest więcej niż dwoje, to spadki faktycznej zdolności konsumpcyjnej, zdolności płatniczej są na tyle duże, że musiałyby być bardzo wysokie wzrosty zarobków rodziców w stosunku do tego, co obserwujemy jako średnią w populacji, żeby rzeczywiście to skompensować.

W obecnym modelu, założenia polityki społecznej zmierzające do wyrównywania szans, w istocie pogłębiają rozwarstwienie. Ponieważ rodziny gorzej sytuowane wydają te środki na bieżącą konsumpcję. Czyli likwidujemy sferę ubóstwa. Natomiast rodziny lepiej uposażone mają możliwość odkładania tych środków, np. na przyszłą edukację.

‒ Rzeczywiście, tak się wydarzyło, chociażby poprzez rozszerzenie Programu Rodzina 500+ na pierwsze dziecko, i można na tym dyskutować. Ja nie jestem do końca przekonany, że to był właściwy ruch.

Natomiast jeśli chodzi o kwestię tego, czy to jest wyrównywanie szans, to pojawia się bardzo istotny problem wydatkowania tych środków. Stąd pytanie: czy większą korzyść daje możliwość pozbycia się bieżącej biedy, możliwość funkcjonowania obecnie na odpowiednim poziomie, czy też możliwość odkładania środków?

I tu raczej skłaniałbym się w kierunku tego, że większym problemem i większe znaczenie przy wyrównywaniu szans ma to, że jesteśmy w danym momencie w stanie wyciągnąć ludzi z biedy.

Dać im np. szanse edukacyjne, dać im szanse do rozwoju we właściwym środowisku niż to, że jesteśmy w stanie odłożyć środki. I później, ewentualnie, w jakiś sposób wspierać te dzieci. Dlatego, że w momencie kiedy one są już np. w wieku studenckim, bardzo często mogą przejąć odpowiedzialność za siebie i podjąć np. dodatkowe zatrudnienie.

Natomiast w momencie kiedy one są małe, nie są w stanie pomóc sobie samodzielnie. Jeśli rodzina jest uboga, jeśli nie ma możliwości zagwarantowania pewnego podstawowego poziomu w tym okresie, to jest to kluczowe. A nie ewentualne gromadzenie środków na przyszły rozwój.

Źródło: aleBank.pl