Komentarz Marka Goliszewskiego, prezesa BCC

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

goliszewski.marek.01.250x375Dzisiejsze wystąpienie premiera w Sejmie nie dawało podstaw, by oprzeć się wrażeniu, że prezes Rady Ministrów omawiał "kiełbasę wyborczą". Dość szumnie zapowiadane jako "Priorytety rządu do końca kadencji obecnego Sejmu", deklaracje premiera nie odpowiedziały na pytanie "skąd?" ale "co" - co ofiarujemy rodzinom, dzieciom, rencistom, emerytom. A więc rząd utrzyma procentową waloryzację emerytur, dwukrotnie podniesie ich wysokość, wprowadzi ulgi podatkowe dla rodzin wielodzietnych, które zyskałyby kilka tysięcy złotych rocznie. Premier zapowiedział wzrost wysokości ulg podatkowych na dzieci.

Oczywiście, biorąc pod uwagę złą sytuację demograficzną i ubóstwo w Polsce, takie posunięcia są potrzebne. Ale premier nie powiedział czy nas na nie stać, w jakim stopniu obciążą budżet (wszystkich Polaków), zwiększą deficyt i dług publiczny. Sytuację próbował ratować wicepremier Janusz Piechociński, zapewniając o priorytecie gospodarki nad polityką, o potrzebie wprowadzania zachęt dla inwestorów, tworzących nowe miejsca pracy. Wskazywał na potrzebę podtrzymania ożywienia w gospodarce i poszukiwania nowych rynków. To pozytywne nastawienie, ale czy słowa znajdą pokrycie w czynach, to wątpliwe. PSL jest tylko koalicjantem.

Tymczasem nastroje przedsiębiorców, w porównaniu z I kwartałem br., znacznie się obniżyły. Jest to z pewnością rezultat konfliktu Rosja-Ukraina i wyniku trudności handlowych na „linii wschodniej” (embarga), także „afery podsłuchowej”, która pogłębiła tylko nieufność społeczną do polityków i rządu, a wraz z nią niechęć i obawy związane z inwestowaniem, czyli zwiększaniem liczby miejsc pracy i wpływów podatkowych do budżetu państwa.

Dlatego środowiska gospodarcze spodziewały się, że czas urlopu pozwoli premierowi przemyśleć sytuację Polski i dojść do wniosku, że kraj potrzebuje przełomu, który czyniłby z niego bogate państwo, liczące się w Unii Europejskiej na miarę naszych ambicji. Ten przełom w gospodarce oznaczałby zapowiedź metod ograniczenia administracji, poprawiania prawa i funkcjonowania sądów gospodarczych (w tej kwestii deklaracje wicepremiera J. Piechocińskiego o ustawowym wznowieniu mediacji należy przyjąć z zadowoleniem), przedstawienie klarownej taktyki gospodarczej, daty przyjęcia euro, koncepcji uzdrowienia partnerstwa publiczno-prywatnego, wzmocnienia kontroli wydawania pieniędzy publicznych, pobudzenia przedsiębiorczości Polaków m.in. obniżeniem pozapłacowych kosztów zatrudnienia, skrócenia czasu oczekiwania przedsiębiorców na zwrot nadwyżki VAT, odroczenie składek ZUS dla firm, które nie generują przychodu itd. „Gospodarka głupcze” – o co apelował premier Piechociński – nie znalazła odbicia w wystąpieniu szefa rządu.

Trudno się dziwić, że panuje powszechna opinia, nie tylko wśród pracodawców lecz szerokich rzesz społecznych, związków zawodowych, że ten rząd nic już („nie ma siły”) nie zrobi. To przekonanie może umacniać w przestraszonym konfliktem rosyjsko-ukraińskim naszym społeczeństwie decyzja D. Tuska, by nie zwiększać w 2015 r. wydatków na obronę – wbrew temu co zadeklarował prezydent Komorowski podczas wizyty w Warszawie prezydenta Obamy – do 2 proc. PKB. Ten zamiar jest może i racjonalny bo obecny 1,95-procentowy odpis budżetowy na wzmocnienie bezpieczeństwa Państwa i tak nie jest przez MON wykorzystywany, odbijając zamęt organizacyjno-proceduralny w tym resorcie.

W świetle powyższego oraz tego co dzieje się na świecie, raczej słabej, wbrew pozorom, pozycji w Unii Europejskiej i NATO, wypada jeszcze raz podkreślić, że bez ogólnospołecznego porozumienia w postaci „Paktu”, tj. zgody na wyrzeczenia, Polska mocarstwem regionalnym nie będzie. A tylko taka ma prawo głosu we współczesnej Europie.

Marek Goliszewski
Prezes i założyciel BCC